30 listopada
sobota
Andrzeja, Maury, Konstantego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Odnalezieni

Ocena: 4.88
1409

Bracia, którzy długie lata spędzili w domu dziecka, zostali rozdzieleni podczas adopcji. Odnaleźli się po latach. Odnaleźli też o wiele więcej.

– Byłem w pracy, kiedy zadzwonili rodzice, że przyszedł list polecony od pani Danuty z Lublina – wspomina Jacek Piotrowicz. – Okazało się, że pismo nadeszło z ośrodka adopcyjnego, do którego zgłosił się mój biologiczny brat, Robert Skassa. Dostałem jego adres kontaktowy. Ucieszyłem się, że z Ząbek, gdzie mieszkałem, do Warszawy jest blisko. Nagle zaczęły wracać wspomnienia z dzieciństwa, które już wyparłem; sam nie byłem pewien, czy mi się nie przyśniły. Najpierw to, jak z domu małego dziecka wywozili mnie karetką, a ja przez całą drogę płakałem, że już nigdy nie zobaczę swojego brata Roberta.

 


 

W POSZUKIWANIU RODZEŃSTWA

Nie pamiętali biologicznych rodziców. Początek ich życia był dla nich wielką zagadką, którą rozwiązali dużo później. Ich pierwsze wspomnienia sięgają wczesnego dzieciństwa, które spędzili właśnie w domu małego dziecka. Były to lata smutne, przepłakane, przeżyte w strachu i w tęsknocie za miłością. Jedyną pociechę stanowił fakt, że bracia mieli siebie nawzajem. Byli ze sobą bardzo zżyci. Wkrótce po przewiezieniu do innej placówki Robert trafił do rodziny adopcyjnej. Jacek, którego przewieziono tam później, już go nie spotkał. Dołączył za to do niego młodszy brat Andrzej.

Adopcyjna matka Roberta wiedziała, że ma on rodzeństwo. Odwiedziła też incognito jego rodziców. Zniechęcała Roberta do zadawania pytań o przeszłość. Uważała, że powinien wieść nowe życie, a od starego się odciąć. Robertowi jednak myśl o kontakcie z rodziną nie dawała spokoju nawet w dorosłym i samodzielnym życiu. Kiedy się ożenił, to żona namówiła go do kontynuowania poszukiwań.

Najpierw odnalazł dom rodzinny. Nie było to łatwe, bo przez lata zmieniła się numeracja budynków. Długo chodził po ulicy i nie mógł znaleźć. Zaczął pytać ludzi. Okazało się, że pewna kobieta znała jego rodziców. Poinformowała go, że oboje już nie żyją, ale w bliskiej okolicy mieszkają dwaj jego bracia. Braci odnalazł później. Spotkał także ciocię, która cierpiała na demencję, stąd jej opowiadania były chaotyczne. Ale posklejał z nich początek swojej historii.

Najstarszym jego bratem był Artur, adoptowany przez biologicznych dziadków, ponieważ matka już wtedy zapadła na schizofrenię, a ojciec był alkoholikiem. Z tego powodu później odebrano im kolejne dzieci: Roberta, Jacka, Andrzeja i bliźnięta, których imion nie znał. Najmłodszych, Dariusza i Krzysztofa, pozwolono im wychowywać, bo choroba matki się cofnęła.

Robert w swoich dokumentach wyczytał, że to położna odebrała go rodzicom, gdy zobaczyła, że jest mocno niedożywiony i jego życie jest zagrożone. Miał kilka tygodni. Trafił do szpitala, a następnie do placówki opiekuńczej. – Jestem wdzięczny mamie, że nas urodziła – mówi. – Na pewno otoczenie nalegało na aborcję.

Z wczesnego dzieciństwa pamiętał Jacka i ten moment, kiedy mama pokazała mu kolejne dziecko w kołysce: „To jest twój braciszek”.

Ucieszył się, kiedy się dowiedział, że Andrzej z Jackiem zostali adoptowani przez to samo małżeństwo. Dzięki mglistym wskazówkom z ośrodka adopcyjnego odnalazł kolejnych braci. Zagadka, gdzie podziały się bliźnięta, była trudniejsza do rozwikłania. Dostał tylko datę ich urodzenia i enigmatyczną podpowiedź, że mieszkają w dużym mieście kilkadziesiąt kilometrów od Lublina. Wiedział, że ich rodzice adopcyjni mogli zmienić im imiona, a nazwisko zmienili na pewno. Obstawił Stalową Wolę. Szukał na portalu Nasza Klasa, gdzie można było podejrzeć, kiedy ktoś ma urodziny. W końcu odnalazł bliźnięta: Pawła i Monikę. Od dawna przeczuwali, że są adoptowani, ale ich rodzice ucinali wszelkie pytania na ten temat. Radość z odnalezienia się po latach była ogromna. Rodzeństwo, choć mieszka w różnych miastach, utrzymuje ze sobą kontakt.

 


 

RADOŚĆ WIARY

Jacek i Andrzej mieli szczęście, że trafili do wierzącej i praktykującej rodziny. Ich adopcyjni rodzice pogłębiali wiarę w ruchu Focolari i grali dzieciom na gitarze radosne piosenki: „Kochaj wszystkich zawsze, kochaj wszystkich teraz, kochaj wszystkich zawsze, teraz, z radością”. Jacek przyznaje, że dziś te słowa są jego życiową dewizą. Ale nie zawsze tak było. Przez wiele lat czuł się jak balonik bez powietrza, bo nosił w sobie wspomnienia sieroctwa, samotności, tęsknoty za ojcem, braku przytulenia i przynależności. Pamięta, że jakaś rodzina chciała go wcześniej adoptować, ale tego samego dnia wieczorem odwiozła go z powrotem do domu dziecka.

– Zawsze miałem potrzebę przynależności. Dziś ta potrzeba jest spełniona, bo czuję, że należę do mojego Boga. Czuję się Jego umiłowanym synem. Moje życie zmieniło się w jednej chwili na rekolekcjach studenckich. Bóg dał mi poczuć swoją miłość – opowiada Jacek. Dzisiaj ma piękną żonę i wspaniałe dzieci. Wciąż powtarza najbliższym, że ich kocha. – Ludzie z zewnątrz oburzają się, że zepsuję moje dzieci tymi słowami. Nie wierzę w to. Zapewnień o miłości nigdy nie jest za wiele – stwierdza. Powtarza to też znajomym ze wspólnoty. – Po rekolekcjach wakacyjnych wiem, że jeszcze bardziej was wszystkich kocham – mówi do mikrofonu podczas wspólnotowego uwielbienia.

Robert na portalach społecznościowych pisze o swojej żonie „ukochana”. Świętują dwudziestą rocznicę ślubu i mają pięciu synów. Kiedyś miał okres buntu przeciw religii. Nawracanie się trwało długo. Najpierw zainteresował się tematyką śmierci klinicznej. Umierający tata powiedział mu, że nie boi się śmierci, bo już tam był, widział piękną łąkę. To upewniło Roberta, że świat duchowy jest prawdziwy i wiara ma sens. Zaczęło do niego docierać, że Bóg jest dobrem i miłością, ale najpierw uwielbiał Go poza Kościołem. Dopiero opowieść sąsiada, który został fizycznie uzdrowiony podczas Eucharystii, przekonała Roberta, że Bóg chce objawiać się właśnie w Kościele.

– To dało mi chęć, żeby nieść Go światu – opowiada Robert. – Najpierw nie wiedziałem jak. Pomysł zrodził się z głębi mojej duszy. Na studiach interesowałem się teatrem i informatyką. Dotarło do mnie, że chcę ewangelizować w mediach elektronicznych. Założyłem na portalu YouTube kanał „Prowadzi mnie Jezus”. Ludzie opowiadają mi o swoim doświadczeniu Boga. Moje filmy obejrzało już 15 milionów osób. Nawet nie śniłem o takiej oglądalności, to nie o nią mi chodziło, tylko o Ewangelię. Ewangelizowanie daje mi poczucie spełnienia, którego przez wszystkie wcześniejsze lata brakowało mi w życiu.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 listopada

Piątek, XXXIV Tydzień zwykły
Nabierzcie ducha i podnieście głowy,
ponieważ zbliża się wasze odkupienie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Łk 21, 29-33
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do św. Andrzeja Apostoła 21-29 XI
Nowenna do św. Barbary 25 XI-3 XII

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter