Przerażające są zapowiadane wizje, które poprzedzą koniec ziemskiego świata.
fot. pvproductions/FreepikDla tych, którzy żyją tak, jakby Boga nie było, to będzie „czarny koniec”. Dla nas, ludzi wiary, to będzie długo wyczekiwane spotkanie z Królem, twarzą w twarz. Owszem, „boimy się, czego nie znamy”. Może właśnie dlatego Jezus zapowiada to, co nas czeka, aby, gdy to nastanie, nie doprowadziło nas do paraliżującego lęku?
Kiedy nadejdzie zapowiadany koniec, mamy „nabrać ducha i podnieść głowy”. To będzie czas chwały, w którym będziemy partycypować. Wszechmogący Bóg, Lew Judy, wskaże na nas palcem i powie: „To jest mój człowiek, masz tu przygotowane miejsce w moim królestwie”. Warto uświadomić sobie wielkość naszego Boga, gdy dopadają nas kompleksy albo dotykają kąśliwe uwagi na temat pobożności i religijności.
Jezus ostrzega przed ociężałością serca, podając trzy niebezpieczeństwa mogące doprowadzić do zaburzenia zdrowia – cielesnego i duchowego.
Pierwsze to obżarstwo, czyli atak na wolność. Osoba określana niechlubną cechą żarłoczności nie potrafi powstrzymać się przed jedzeniem. Z kolei duchowe lenistwo prowadzi do zajmowania się wyłącznie doczesnością. Taka ociężałość serca prowadzi do pomijania Boga w swojej codzienności. Drugie to pijaństwo, nie tylko związane z nadużywaniem alkoholu. To zranienie rozumu prowadzi do pysznego przekonania, że jesteśmy więksi niż Bóg. Wobec trzeciego niebezpieczeństwa możemy przejść niezauważalnie, a to duże zaniedbanie. Troski doczesne to pułapka zamartwiania się, która zamyka nas na Bożą łaskę.
Celem Adwentu jest dokładniejsze nastrojenie duchowego zmysłu, aby wyraźniej dostrzegać Boga w codzienności. Jego pierwsza część przypomina, że dzień paruzji nadejdzie. Z kolei od 17 grudnia będziemy wyczekiwać Wigilii Bożego Narodzenia, aby na nowo uświadomić sobie, jak niesamowity jest Bóg, który postanowił stać się człowiekiem. W tegorocznym Adwencie zadbajmy o lekkość serca, abyśmy nie ulegli kardiologicznej ociężałości.