Kontekst dzisiejszej Ewangelii sugeruje, że Jezus nie wypowiedział tych słów do wszystkich, lecz jedynie do swoich uczniów.
Fot. youtubekomentarze Bractwa Słowa Bożego,
autor: Mira Majdan
Pierwsze czytanie: Ap 14,1-3. 4b-5
Kim są te sto czterdzieści cztery tysiące wybranych stojące przy zwycięskim Baranku na świętej górze Syjon? To ci, w których ustach „kłamstwa nie znaleziono”, którzy pozostali wierni Bogu oraz temu, co czuli w głębi serca, nie ulegając presji środowiska i nie dając się uwieść mentalności tego świata. Byli gotowi towarzyszyć Barankowi, „dokądkolwiek idzie”, nawet wtedy, gdy droga wiodła pod prąd i wydawała się mało atrakcyjna. Ich pieśni pochwalne nie były tylko powtarzaniem wyuczonych słów, gdyż naprawdę pojęli, że zostali wykupieni krwią Baranka i docenili wielkość otrzymanego daru.
Sto czterdzieści cztery tysiące – to dużo czy mało? W porównaniu do liczby ludzi wszystkich epok to oczywiście zaledwie nikły ułamek, jednak symbolicznie wartość ta – powstała z przemnożenia liczby dwunastu pokoleń Izraela przez liczbę Apostołów, a następnie przez liczbę tysiąc, która jest największą w hebrajskiej numeracji – może oznaczać wielką rzeszę wierzących Starego i Nowego Testamentu. Bóg nie stawia granic, nie zamyka nikomu drogi, w Jego ofercie nie ma klauzuli: „ilość miejsc ograniczona”. Rzeczywista liczba zaliczonych do owych symbolicznych „stu czterdziestu czterech tysięcy” będzie zależeć już nie od Niego, ale od nas.
Psalm responsoryjny: Ps 24,1b-4b.5-6
Boga znajdą ci, którzy Go szukają. Ci, którzy widząc świat stworzony, odważają się stawiać pytania o Stwórcę. Którzy starają się postępować uczciwie, nie po to, żeby uniknąć problemów, ale ponieważ są przekonani, że tak trzeba. Którzy przeczuwają, że życie ma być czymś więcej niż walką o w miarę wygodne przetrwanie kolejnego dnia. Którzy nie zadowalają się błahostkami. Oni odkryją, że ich najgłębsze pragnienia nie są ułudą, lecz wpisaną w ich serca tęsknotą za jedynym Bogiem, który jest żywy, prawdziwy, a Jego błogosławieństwo zmienia jakość życia.
Ewangelia: Łk 21,1-4
Nam i innym może się wydawać, że dajemy dużo, podczas gdy w rzeczywistości kosztuje nas to niewiele. I na odwrót, nam i innym nasz dar może wydawać się bezwartościowy, podczas gdy w rzeczywistości wymaga on wręcz heroicznego poświęcenia. Spojrzenie Jezusa przenika najgłębsze motywacje, dostrzegając prawdziwą wartość ludzkich czynów oraz doceniając ukryte i niepozorne dobro, które często dokonuje się cicho i bez rozgłosu.
Kontekst dzisiejszej Ewangelii sugeruje, że Jezus nie wypowiedział tych słów do wszystkich, lecz jedynie do swoich uczniów. Wydaje się, że nie były one specjalnie potrzebne samej wdowie, gdyż nie złożyła swego daru dla ludzkich oczu. Bogaci darczyńcy skwitowaliby je pewnie wzruszeniem ramion, podkreślając, że zdana na „wdowie grosze” świątynia pewnie szybko by podupadła. Jednak nas, mieniących się uczniami Jezusa, uczą ani nie deprecjonować, ani nie przeceniać dobra, które czynią inni i które czynimy my sami, lecz pozostawić osąd Temu, który widzi wszystko.