Pamiętają Państwo, w jakich nastrojach w marcu tego roku kończyli poprzedni sezon polscy skoczkowie narciarscy?
fot. viarprodesign/FreepikHumory raczej im nie dopisywały. Nie mogło być jednak inaczej, bo kadra miała za sobą miesiące trudnych zmagań. I były to zmagania głównie z własnymi problemami oraz słabościami. Sukcesów brakowało. Jedynym Polakiem, który zmieścił się w czołowej dwudziestce klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, był Aleksander Zniszczoł.
Właśnie w ten weekend w Lillehammer zaczynają się nowe zmagania pucharowe. O naszej reprezentacji trudno napisać coś jednoznacznie. Może poza tym, że biało-czerwoni to wielka niewiadoma. I już przed startem sezonu słychać było głosy, że kibice nie mają prawa oczekiwać wielkich sukcesów. Dlaczego? Bo to mogą być kolejne niezwykle trudne miesiące. Nie tylko z tego powodu, że kontuzje skomplikowały przygotowania Kamila Stocha i Piotra Żyły. Ten drugi nie znalazł się nawet w kadrze na inauguracyjne zawody w Norwegii. Nie da się ukryć – nasi czołowi skoczkowie są coraz bliżej końca swoich karier. A następców – takich gotowych, by już wejść w ich buty – na razie nie widać. Dlatego z jednej strony powinniśmy być przygotowani na sezon pełen wyzwań. Z drugiej – nie ma innego wyjścia. Trzeba szukać talentów i następców wielkich mistrzów.
Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Adam Małysz. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego szuka różnych rozwiązań. Jednym z pomysłów są mobilne skocznie narciarskie. Pod koniec października ruszyły one w Polskę. W ramach akcji „Akademia lotnika”, prowadzonej razem z ministerstwem sportu, niemal każdy młody amator skoków narciarskich mógł spróbować swoich sił. Co najważniejsze, do akcji mogli się włączyć młodzi ludzie z całego kraju, bo mobilna skocznia zawitała w wiele miejsc. Pierwszym przystankiem było Bielsko-Biała. Potem treningi odbyły się także we Wrocławiu, Szczecinie i Warszawie, a w planach są jeszcze wizyty w Krakowie i Wiśle. Największy atut tej akcji? Przystępność i niezbyt duże wymagania finansowe. „Bardzo często w miejscowościach, gdzie takie obiekty mogłyby powstać, od razu wszystkim marzą się skocznie 90-metrowe, najlepiej jeszcze 120-metrowe. To duży koszt, po pierwsze, a po drugie te skocznie nie mają racji bytu. Żeby rozpocząć, potrzebne są te małe skocznie, od 10- do 40-metrowych. Później można myśleć o rozbudowie” – mówi o tej inicjatywie Adam Małysz.
Ludzie zaangażowani w ten projekt mówią o jeszcze jednym, niezwykle istotnym aspekcie. Dla większości osób taka próba oddania skoku to oczywiście zabawa. Jednak są dzieci marzące o karierze skoczka narciarskiego. I podczas takich zajęć łatwo można sprawdzić, czy mają predyspozycje do tego sportu. Jeśli przy okazji uda się kiedyś wyłowić prawdziwą sportową perełkę, to już wszyscy będziemy zadowoleni. Tylko bowiem w ten sposób, szukając talentów, doczekamy się następców Kamila Stocha i spółki.