Rząd przygotowuje reformę służby zdrowia. Czy to przypadek, że wyhamowano prace nad projektami przed majowymi wyborami prezydenckimi?

Minister Zdrowia Izabela Leszczyna (PO) plany reformy służby zdrowia przedstawiła w lipcu 2024 r. Potem prace zwolniły, a program znany w zarysie streszczają hasła: deregulacja, transformacja i odwrócona piramida świadczeń (przeniesienie części świadczeń ze szpitalnictwa do Ambulatoryjnej Opieki Specjalistycznej, a stąd do Podstawowej Opieki Zdrowotnej).
SZPITALE
Jednym z priorytetów jest reforma szpitali. Projekt zakłada łączenie oddziałów w ramach jednej placówki i łączenie szpitali. – Nie każdy szpital musi mieć wszystkie profile działalności. Jeżeli te szpitale są w odległości 10–15 km, podzielcie się oddziałami, zmieńcie profile świadczeń – zaapelowała minister do prowadzących placówki szpitalne. Jednocześnie podkreśliła, że łączenie oddziałów i szpitali będzie dobrowolne. – Minister zdrowia nie ma prawa zamknąć żadnej porodówki, może to zrobić tylko organ tworzący – powiedziała. Dopytywana, co będzie z lecznicami, które nie zdecydują się na wejście do sieci, stwierdziła, że nie wyobraża sobie, by właściciel szpitala (czyli samorząd) „upierał się” przy swojej decyzji, jeśli miałaby ona narażać pacjentów na niebezpieczeństwo.
W lutym na Podlasiu i w woj. lubelskim wraz z dyrektorami placówek minister Leszczyna będzie zastanawiać się na tym, jak to zrobić, aby szpitale powiatowe były „na miarę potrzeb lokalnych”. Brakuje szczegółów dotyczących kierunku zmian.
W połowie ubiegłego roku Ministerstwo Zdrowia ogłosiło likwidację Oddziałów Ginekologiczno-Położniczych w szpitalach, w których odbiera się mniej niż 400 porodów rocznie. Po uwagach dyrektorów szpitali, że w przypadku dużej odległości zagrożone może być życie matki i dziecka, projekt zmodyfikowano, zmieniając limity minimalnych porodów.
Wiele szpitali musiało w ubiegłym roku zamknąć oddziały. Przestał działać Szpital Chirurgii Urazowej im. św. Anny przy ul. Barskiej w Warszawie, co tłumaczono koniecznym remontem placówki. Dziś pacjenci szukają pomocy w okolicznych placówkach. Dyrekcja SPZZOZ w Pruszkowie potwierdziła nam, że od czasu zamknięcia szpitala przy ul. Barskiej zauważa zwiększony napływ pacjentów z tego obszaru do swojego szpitala.
SPECJALIŚCI
Kolejnym priorytetem reformy ma być wprowadzenie tzw. degresywnej stawki w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej. To znaczy NFZ będzie płacił wyższą stawkę za pierwsze wizyty pacjenta u specjalisty, a kolejne będą opłacane niżej. Medycy oceniają, że nie zmniejszy to kolejek do specjalistów, a może pogorszyć stan opieki nad pacjentem. Owszem, więcej osób może być przyjmowanych na pierwszą wizytę, ale mogą być gorzej zdiagnozowani. Poradnie specjalistyczne będą po pierwszych wizytach odsyłać pacjentów do przychodni – do lekarza rodzinnego. – Przy obecnym oblężeniu poradni POZ to może pogorszyć jakość, ale też dostępność leczenia. Prawdopodobny jest też inny scenariusz – pacjenci wymagający specjalistycznej pomocy, której nie zapewni im ani AOS, ani POZ, trafią do szpitali – ocenia Jacek Krajewski, prezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie.
W planach Ministra Zdrowia jest też trzypoziomowa tzw. Krajowa Sieć Kardiologiczna. – Mamy okres grypy, do lekarza stoi w kolejce 60–70 pacjentów, Podstawowa Opieka Zdrowotna jest niewydolna. Mówi się o Krajowej Sieci Kardiologicznej, ale kiedy POZ będzie za późno kwalifikować schorzenia, pacjent nie trafi w odpowiednim czasie do kardiologa – ocenia Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych, z wieloletnim doświadczeniem w zakresie zarządzania w ochronie zdrowia.
PORADNIE
Obecnie przychodnie w Podstawowej Opiece Zdrowotnej realizują programy Opieki Koordynowanej. W cieszącej się dobrą renomą warszawskiej Przychodni Lekarskiej Orlik realizowany jest on trzeci rok. Pacjentów z chorobami przewlekłymi, jak: nadciśnienie, niewydolność serca, cukrzyca, POHP, astma, choroby tarczycy i niewydolność nerek, prowadzić może lekarz rodzinny. Ma on prawo do wykonania specjalistycznych badań, jak Echo Serca, spirometria, próba wysiłkowa, Holter, Doppler czy dodatkowe badania krwi. W niejasnych sytuacjach w tej samej przychodni możliwe są konsultacje przychodzącego w określone dni kardiologa, endokrynologa, pulmonologa, alergologa, nefrologa, diabetologa czy dietetyka. Doktor n. med. Anna Boguradzka, dyrektor placówki, dobrze ocenia zamysł programu. Nie ukrywa jednak, że organizacja i jego realizacja są wyzwaniem. W ostatnim sezonie infekcyjnym mieliśmy z tego powodu istny armagedon. – W grafiku są zapisane miejsca dla pacjentów objętych programem, te wizyty zajmują miejsca dla osób, które przychodzą do przychodni z innego powodu. W czasie sezonu infekcyjnego mieliśmy codziennie skargi, że nie można dostać się do „swojego” lekarza, a do innego pacjenci nie chcą pójść. Moglibyśmy zatrudnić więcej lekarzy, ale nie mamy na to środków finansowych – mówi dr Boguradzka. Program Opieki Koordynowanej zakłada też dodatkowe wizyty u lekarza w ramach tzw. edukacji, do czego pacjenci nie mogą się przekonać i przychodzi ich niewielu. Inaczej kolejki byłyby jeszcze większe.
Inną realizowaną obecnie inicjatywą, zaplanowaną do kwietnia 2025 r., jest profilaktyczny program „40 plus”. Minister Leszczyna w ramach reformy zapowiada zastąpienie go programem „Moje Zdrowie”. – Wydarzy się to w maju. Zasadnicza różnica ma polegać na tym, że w „40 plus” robiliśmy badanie i na tym program się kończył. A my, wszyscy pacjenci, nie jesteśmy tak wyedukowani, aby wiedzieć, jak zapobiegać chorobom – zapowiada minister.
Pozostaje pytanie, czyimi siłami te plany będą realizowane.
DIAGNOZA
Ministerstwo Zdrowia w diagnozie aktualnej sytuacji służby zdrowia wymienia niedostosowanie świadczeń do potrzeb zdrowotnych społeczeństwa, utrzymywanie zbyt wielu zespołów medycznych w gotowości, brak miejsc na oddziałach opieki długoterminowej oraz zadłużenie szpitali. Reforma, według koncepcji resortu, ma te problemy pomóc rozwiązać.
Nie mówi się o tym, co jest powszechną wiedzą od lat – o nieodpowiedniej wycenie procedur medycznych, jednych zbyt nisko, drugich zbyt wysoko. – Stawka kapitacyjna – kwota, jaką NFZ przekazuje świadczeniodawcom za opiekę nad jednym pacjentem w ciągu miesiąca dla położnej w POZ-ie wynosi poniżej 3 zł, a dla pielęgniarki 4 zł – mówi dr Anna Boguradzka. Szpitale, by się nie zadłużać, zmuszone są radzić sobie w specyficzny sposób. Na przetoczenie pacjentowi krwi wystarczą cztery godziny i mógłby zostać wypisany do domu. Hospitalizowany jest trzy dni, bo inaczej nie zwrócą się poniesione za ten zabieg koszty. Kolejki do placówek rosną.
– Wycena procedur medycznych jest zaniżona – przyznaje Waldemar Malinowski. – Obok tego wzrost składki na ubezpieczenie zdrowotne w większości jest przeznaczany na wynagrodzenia medyków, a nie na leczenie pacjenta. Rząd powinien znaleźć na to rozwiązanie. Składka na ubezpieczenia w tym roku jest mniejsza w stosunku do roku ubiegłego, więc potrzebna jest spora dotacja z budżetu państwa. Jeśli Narodowy Fundusz Zdrowia ma płacić za świadczenia zdrowotne, czyli za leczenie pacjenta, to muszą się znaleźć na to pieniądze – dodaje.
– Projekty reformy dryfują, utknęły na etapie prac rządowych, bo doszło do konfrontacji w ramach koalicji. Gdyby to były obiecujące propozycje, to nie czekano by z nimi na czas po wyborach prezydenckich – ocenia dr Krzysztof Żochowski, wiceprezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych i dyrektor Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Garwolinie.