Czy znają państwo Naomi Seibt? Proszę wejść na instagramowy profil tej 24-latki pochodzącej z Münster. Na jednym z pierwszych obrazków duża deklaracja: Ich wähle AfD, czyli: „Głosuję na AfD”. Na innym pokaz slajdów. Wśród nich zdjęcie samej Seibt z podpisem: Proud to be German, czyli: „Dumna z bycia Niemką”. Na innym wizerunek (najpewniej wygenerowany przez AI) ogromnej złotej figury potężnego herosa z mieczem, stojącego na gigantycznym cokole pośród skalistego krajobrazu. W tle niemiecka flaga, poniżej pomnika małe figurki rycerzy z mieczami na koniach. Na jeszcze innym obrazku wizerunek Alice Weidel, liderki AfD, na tle niemieckiej flagi, z podpisem: Unsere Kanzlerin 2025.
Naomi Seibt jest w Niemczech dość znana. Niewiele dziewcząt w jej wieku – a zaczynała swoją aktywność polityczną przed dwudziestką – miało odwagę i zacięcie, żeby postawić się dominującej klimatystycznej narracji. Złośliwi twierdzą, że to Seibt jest głównym źródłem wiedzy o AfD dostarczanej Elonowi Muskowi.
Przyznaję, że gdy pierwszy raz zerknąłem na Instagram panny Seibt, przeszedł mnie klasyczny polski dreszcz. „Dumna z bycia Niemką”, obrazki germańskich herosów jak z „Pierścienia Nibelunga” – to wywołuje instynktowny dreszcz u każdego, kto ma polską tożsamość i jest świadomy polskiej historii. Ale czy przypadkiem nie jest to złudna emocja?
W wyborach w niedzielę AfD zajęła mocne, drugie miejsce, uzyskując blisko 21 proc. głosów. Zwycięska CDU/CSU otrzymała ponad 28 proc., a trzecia SPD – ponad 16 proc. To oznacza, że najbardziej prawdopodobna koalicja CDU/CSU i SPD miałaby 328 miejsc w Bundestagu na 630, a więc większość bez potrzeby kooptowania Zielonych (ponad 11 proc.). AfD pozostanie otoczone kordonem sanitarnym – na razie. Tyle że już dzisiaj można zakładać, że czerwono-czarna koalicja będzie mało wydolna, a nowemu kanclerzowi, Friedrichowi Merzowi, nie uda się zrealizować większości obietnic. Utrzymanie obłędnego kursu na Zielony Ład – m.in. poprzez trwanie przy absurdalnym postanowieniu niekorzystania z energii jądrowej – nie pomoże coraz bardziej grzęznącej niemieckiej gospodarce. Być może partia pana Merza względnie łatwo zbuduje porozumienie z partią Olafa Scholza w sprawie imigracji – co nieuchronnie uderzy w Polskę. Niemal na pewno nadchodząca kadencja pomoże więc AfD nadal rosnąć w siłę. Nie można także wykluczyć kolejnych przyspieszonych wyborów.
Co ma do tego panna Seibt? Zapytam prowokacyjnie: czy aby na pewno zdrowa i dobra dla nas jest sytuacja, w której Niemcy w imię swoistej poprawności politycznej muszą tłumić takie uczucia, jak duma narodowa, które my sami uznajemy za pożądane i naturalne? Znów – instynktowna odpowiedź Polaka brzmi: tak. A może to być odpowiedź błędna. Historia magistra vitae – jeśli prześledzimy drogę Hitlera do władzy, zobaczymy jasno, że źródłem jego sukcesu była niemiecka frustracja skutkami I wojny światowej. Oczywiście sytuacja dzisiejszych Niemiec jest nieporównywalna, ale czy całkiem? Niemcy spadają z wysokiego poziomu, ale spadają. Racjonalnie rzecz biorąc, wolałbym mieć na zachód od Polski sąsiada, który jasno i otwarcie mówi o swoich ambicjach językiem narodowej tożsamości, niż sąsiada, u którego pod pokrywką wrze narastająca wściekłość. AfD wyraża po części interesy sprzeczne z polskimi (wbrew propagandzie, nie ma tam jednak mowy o rewizji granicy), a po części – zbieżne (np. pożegnanie Zielonego Ładu). Jak to w polityce. Co w tym strasznego?
Czy boję się „dumnej Niemki” Naomi Seibt albo pani Weidel (zresztą lesbijki żyjącej od lat z partnerką)? Bardziej boję się ludzi takich jak Angela Merkel czy Olaf Scholz, maskujących nałogowo interes Niemiec jako interes „całej Europy”.