Owszem, w ośrodkach, w których odbywają się oazy rodzin, najczęściej znajdziemy pokoje z łazienkami. Są jednak takie miejsca, jak Ochotnica Gorcowe czy Ciężkowice, w których rodziny korzystają ze wspólnej łazienki. Więcej – są tzw. dyżury gospodarcze, np. zmywanie naczyń na pięć misek… pod prawie gołym niebem!
Andrzej od ponad dwudziestu lat jeździ z rodziną na oazy. – Do naszego ośrodka przyjechało kiedyś małżeństwo z Warszawy. Obydwoje byli lekarzami – opowiada – i widać było, że są dobrze sytuowani. To były ich kolejne już rekolekcje. Obawialiśmy się, że nasz ośrodek ich wystraszy: małe pokoje, gdzieś tam mysz przebiegnie, trzeba było ręcznie zmywać naczynia itd. A oni stwierdzili, że jeszcze nigdy nie przeżyli tak wspaniałych rekolekcji.
Oaza to czas po brzegi wypełniony rozmowami, modlitwą, skupieniem i... zabawą. Plan krok po kroku informuje, co będzie się działo danego dnia. Pierwszego dnia zjeżdżają się ludzie z całego kraju, a często trafiają się bracia z Niemiec lub Ukrainy. Nagle podchodzi kilka osób, które ni z tego ni z owego łapią twoją walizkę i zanoszą do wskazanego pokoju. Intrygujące jest to, że naprawdę są szczęśliwi, mogąc pomoc. W trakcie posiłków dzieje się podobnie. Kończysz jeść i twój talerz – wcześniej napełniony zupą przez sąsiada – nagle znika.
Specyfika oazy, zdaniem zarówno nowicjuszy, jak i doświadczonych uczestników rekolekcji, polega na dosłownym zrozumieniu słów św. Franciszka, w którego modlitwie spotykamy słowa: „Albowiem dając, otrzymujemy…”. Charakter rekolekcji oddają również słowa jednej z modlitw oazowych, w której zwraca się uwagę, że prawdziwe posiadanie siebie następuje dopiero w chwili, w której oddajemy się drugiej osobie.
Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki, tworząc Ruch Światło-Życie, chciał w sposób konkretny zrealizować postanowienia II Soboru Watykańskiego: czynne uczestnictwo świeckich w kościele, świadomy udział w liturgii, poznanie piękna Kościoła. Przede wszystkim jednak budował nową kulturę, którą współtworzyć mieli ludzie walczący z tym, co ich zniewala. Tak powstała Krucjata Wyzwolenia Człowieka, a więc ruch abstynencki, który jako wspólnota jednoczy się w modlitwie za osoby uzależnione od alkoholu, choć w czasach obecnych działania członków krucjaty odnoszą się również do innych zależności: narkomanii, seksoholizmu itd.
Patrząc na wakacyjne rekolekcje oazowe, można dojść do wniosku, że stanowią one w istocie realizację idei „Kultury spotkania”, której uczy nas Ojciec Święty Franciszek. W Rio de Janeiro mówił, że „jedynym sposobem, aby nastąpił postęp (...), jest kultura spotkania, kultura, w której każdy ma coś dobrego, czym może obdarzyć i wszyscy mogą coś dobrego otrzymać w zamian. Dzisiaj albo postawimy na dialog, na kulturę spotkania, albo przegramy”. Ów dialog na oazie ma fundamentalne znaczenie. Małżonkowie zasiadają do dialogu w obecności Boga. Nie jest to zwykła rozmowa, jak wielu mogłoby sądzić. Jest to, używając terminu psychologicznego, trialog: kobiety, mężczyzny oraz Tego, który ich połączył.
Oaza jest w istocie jednym z niewielu miejsc, gdzie człowiek, spotykając drugą osobę, może być pewien, iż wyjdzie bogatszy. Urzeka widok nie tylko rozśpiewanej, pięknej młodzieży. Na wyjazdach pełno jest przykładów małżeństw, które głosząc świadectwa wzajemnej miłości, na każdym kroku pokazują, jak dalej po latach nawzajem się lubią, jak uwielbiają ze sobą spędzać czas. To właśnie podobne widoki są oazowym skarbem. Podobne rekolekcje nie mogą być traktowane jak turnusy terapeutyczne. Owszem, w pewnym sensie oaza uczy np. umiejętności komunikacji, ale tej unikalnej, z Bogiem. To na oazach człowiek ma szansę na nowo wyznać miłość Bogu, to na oazach zdarzają się spowiedzi, którym przysłuchuje się sam Jezus „ukryty” w Najświętszym Sakramencie.
I to na oazie można zrozumieć, że zabawa, radość i szaleńcze wygłupy nie wymagają alkoholu, lecz pokoju ducha, którym oazowicze zarażają także w pustyni codzienności.
Błażej Kmieciak |