Nasz pięciolatek poszedł na urodziny rówieśnika i potem dzielił się z babcią wrażeniami: ten kolega nie mieszka ze swoim tatusiem!
Nasz pięciolatek nie przerabia wrażeń w duchu kolorowych magazynów, ale po prostu opowiada o tym, co zobaczył, co przeżył i co go niepokoi, choć sam tego nazwać nie umie. Nie wie przecież, że ów kolega jest już „załatwiony”. Trauma rozwodu rodziców – o której w mocnych słowach mówił naznaczony nią w dzieciństwie kard. Schönborn – ciągnie się za dzieckiem już przez cale życie.
Trudno pisać w niedzielny wieczór o tym, co ogłosi papież w nadchodzący piątek. Wtedy właśnie, 8 kwietnia, w Watykanie zostanie zaprezentowana posynodalna adhortacja apostolska o miłości w rodzinie. Rozpoczyna się ona słowami: Amoris laetitia, czyli „Radość miłości”. Nowy papieski dokument przedstawią dziennikarzom w biurze prasowym Stolicy Apostolskiej kardynałowie Lorenzo Baldisseri, sekretarz generalny Synodu Biskupów, i właśnie Christoph Schönborn, metropolita wiedeński, oraz małżeństwo, które brało udział w obradach synodalnych o rodzinie jako eksperci, państwo Francesco i Giuseppina Mianowie, profesorowie włoskich uczelni. Co powiedzą?
Poprzednią adhortację o rodzinie, Familiaris consortio, napisał nasz święty papież Jan Paweł II dawno już temu, bo w listopadzie 1981 r. Nie straciła nic ze swojej siły, choć niedawny Synod o Rodzinie w nikłym stopniu odwoływał się do jej treści. Nie omieszkali tego zauważyć watykaniści i inni komentatorzy.
Co będzie w obecnej adhortacji oczekiwanej z napięciem od kilku miesięcy? Nie ustają spekulacje. Adhortacja apostolska to dokument papieża, przez niego firmowany i podpisany, wyrażający jego opinie i postulaty, przygotowane jednak w oparciu o wnioski i przemyślenia Synodu o Rodzinie, jaki obradował w Watykanie w październiku ubiegłego roku. Jego obrady wzbudzały wielkie dyskusje i komentarze, a niektóre światowe media sprowadzały je do dwóch niemal wątków: Komunii Świętej dla osób rozwiedzionych i ich miejsca w Kościele oraz do postulatów grup homoseksualnych, aby ich związki były traktowane jak małżeństwo. Bardzo szybko przekonaliśmy się, że media próbowały kreować „swój” synod, bo ten rzeczywisty naprawdę mówił o rodzinie, której problemów nie brakuje. A rozwód jest bodaj naczelnym, idzie przez cały świat, bez specjalnych podziałów. Może w mniejszym stopniu dotyka katolików, ale czy naprawdę? Wystarczy rozejrzeć się wokół siebie.
Co możemy zrobić w oczekiwaniu na adhortację i niewątpliwe spory, jakie ona wzbudzi? Co możemy robić wobec kłótni w rodzinach i głębokiej niechęci stron do podejmowania prób pojednania? Bezsilni, kiedy bliscy nie szukają żadnych dróg porozumienia? Kiedy rozwód jest pierwszą propozycją rozwiązania konfliktu? Nawet w przedszkolach dzieci o tym wiedzą, potem są już tylko zmuszane do akceptacji wytworzonych przez rodziców sytuacji i stawiane pod ich presją: trzeciej żony ojca i drugiego męża matki na przykład. A „świat” jeszcze się dziwi, że nie okazują im miłosierdzia!
Co możemy zrobić, żeby radość miłości była ważniejsza niż jej trauma?
Barbara Sułek-Kowalska |