Rządząca koalicja wchodzi przed tegorocznymi wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi w buty Ruchu Palikota do tego stopnia, że ten rozpada się właśnie z powodu całkowitej nieprzydatności. Jego szef rezygnuje już z wulgarnego antyklerykalizmu? Pigułka wczesnoporonna bez recepty, i to od piętnastego roku życia, już jest. Ratyfikacja konwencji „antyprzemocowej” też już jest „załatwiona”. Ustawa o legalizacji tzw. związków partnerskich ma być przepchnięta jeszcze w tej kadencji parlamentu. W minionym tygodniu zaś rząd PO-PSL ostatecznie przyjął projekt tzw. ustawy o leczeniu niepłodności. Rozwiązania w tych sprawach przychodzą łatwiej niż odbudowa spalonego mostu w Warszawie, dokończenie autostrady A1 na Wschód, zmniejszenie bezrobocia, zahamowanie odpływu młodych ludzi z kraju czy zatrzymanie galopującego zadłużenia Polski.
Jeszcze przed tygodniem można było żywić nadzieję, że da się uniknąć ogniskowania przedwyborczego sporu wokół tego, co dotyczy bezpośrednio godności człowieka, prawa dziecka do wychowania w rodzinie oraz definiowania małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety. Dobrym sygnałem był komunikat prezydium Konferencji Episkopatu Polski, w którym biskupi, nie odchodząc od nauczania Kościoła na temat niedopuszczalności procedury in vitro, uznali potrzebę możliwie najlepszych uregulowań prawnych w tej dziedzinie. Dokument utrzymany był w duchu art. 73 encykliki św. Jana Pawła II Evangelium vitae, który przewiduje, że w sytuacji niemożności uchwalenia prawa całkowicie zbieżnego z nauczaniem Kościoła katoliccy politycy mają poprzeć projekt możliwie najbardziej zbliżony. Pod warunkiem wszakże, że ustanowione w ten sposób prawo będzie sprawiedliwsze niż funkcjonujące dotąd bezprawie. Przekonanie, że tak będzie, wyrażaliśmy na łamach „Idziemy” wielokrotnie.
Arogancja koalicji PO-PSL przerosła jednak nasze wyobrażenia. Przyjęty przez rząd projekt ustawy o in vitro jest gorszy niż istniejące dotąd „bezprawie”. Zmierza do rozszerzenia skali zjawiska, znosi limit wieku potencjalnej matki (dotychczas było to 40 lat). Skutki takiego braku limitu znane są już w Rumunii i Hiszpanii, gdzie na zapłodnienie pozaustrojowe zdecydowały się 67-letnie emerytki. W nowym projekcie, w odróżnieniu od dotychczasowej praktyki, in vitro ma być dostępne nie tylko dla małżeństw, ale dla wszystkich par, które złożą deklarację o pozostawaniu we wspólnym pożyciu. Zatem również dla par homoseksualnych? Przewiduje się produkcję zarodków nadliczbowych w liczbie zależnej od wieku potencjalnej matki oraz procedurę utylizacji zarodków po dwudziestu latach od ich poczęcia, jeśli nie znajdą się dla nich biorcy. Dopuszcza się także selekcję zarodków zasadniczo pod kątem ich zdolności do prawidłowego rozwoju, ale w pewnych warunkach również pod kątem płci. Projekt przewiduje zarówno możliwość pobierania komórek rozrodczych do in vitro w ramach związku partnerskiego, jak i w ramach anonimowego dawstwa. Dzieciom poczętym z anonimowego dawstwa odbiera się prawo do poznania ich genetycznych rodziców. Stoi to w sprzeczności choćby z ratyfikowaną przez Polskę oenzetowską Konwencją o prawach dziecka. A jak się to kończy, pokazuje przykład 21-letniej Sary P., której prawo do poznania jej biologicznego ojca – „anonimowego” dawcy nasienia – uznał niemiecki sąd.
Projekt ustawy o in vitro, jak wiele projektów ministra Arłukowicza, zamiast cokolwiek porządkować, wprowadza jeszcze większe zamieszanie. Pod wieloma względami jest krokiem wstecz wobec tego, co jest, dlatego nie można do niego stosować wspomnianego zapisu z Evangelium vitae. Jeśli nie zostanie zmieniony w czasie prac w parlamencie, żaden katolik nie ma moralnego prawa go poprzeć, niezależnie od barw klubu, w którym zasiada. Zespół Ekspertów ds. Bioetycznych KEP nie pozostawia w tej kwestii żadnych wątpliwości. Cena dzielenia Polaków w imię politycznych interesów jest już zbyt wielka.
ks. Henryk Zieliński |