Choroba stała się dla obojga dzieci szczególnie bogatym w możliwości okresem składania ofiar. Czyniły to wedle ewangelicznej zasady: „Niech nie wie twoja lewa ręka, co czyni prawa” – w całkowitej dyskrecji wobec otoczenia. Zwierzały się tylko sobie nawzajem. Łucja pamięta, jak pewnego dnia zapytała Hiacyntę, czy lepiej się czuje.
– Wiesz dobrze, że nie – odpowiedziała dziewczynka. – Mam takie bóle w piersiach, ale nic nie mówię, cierpię za nawrócenie grzeszników.
Mama Hiacynty wiedziała, że mała bardzo nie lubiła mleka. Raz przyniosła jej kubek wraz z kiścią pięknych winogron.
– Zjedz je – zachęciła córkę. – Jeżeli nie możesz wypić mleka, zostaw.
– Zabierz winogrona – poprosiła Hiacynta. – Daj mi raczej mleka.
„Moja ciotka oddaliła się zadowolona, sądząc, że niechęć jej córeczki do mleka zanika – pisze Łucja. – Potem zwróciła się Hiacynta do mnie i powiedziała: »Miałam taką ochotę na te winogrona i tak mi było ciężko wypić to mleko, ale chciałam Panu Jezusowi złożyć tę ofiarę«.”
Franciszek zmarł 4 kwietnia 1919 roku. Choroba dziewczynki trwała dłużej, niż jej brata. Poniekąd sama o tym zadecydowała:
„Matka Boża nas odwiedziła i powiedziała, że przyjdzie wkrótce zabrać Franciszka do nieba. A mnie zapytała, czy chciałabym jeszcze więcej grzeszników nawrócić. Odpowiedziałam jej, że tak. Wtedy powiedziała mi, że dostanę się do szpitala i będę tam bardzo cierpieć. (…) Szpital to pewnie taki dom bardzo ciemny, gdzie nic nie widać, a ja będę tam cierpieć w samotności. Ale to nie ma znaczenia.”
W szpitalu przebywała dwukrotnie. Najpierw w pobliskim Ourem, a później w Lizbonie. Tam Maryja odwiedziła ją raz jeszcze, zapowiadając jej dzień i godzinę śmierci. Zmarła 20 lutego 1920 roku.
Absurd czy wzór?
Dlaczego dzieci decydowały się na tak wielkie poświęcenia? Czy w ogóle można było od nich tego wymagać? Jak Bóg mógł na to pozwolić?
Nie znajdziemy odpowiedzi na te pytania, jeśli nie przyjmiemy całej trudnej, a może nawet przerażającej prawdy objawień fatimskich. Jak wiadomo, było ich sześć, w trzecim zaś – z lipca 1917 roku – Maryja ukazała dzieciom piekło i dusze potępionych. Hiacynta, ujęta miłością wobec grzeszników, postanowiła walczyć o tych, którzy byli na złej drodze. Franciszek natomiast przeżywał głęboko smutek Pana Jezusa obrażanego przez ludzi. Pragnął go pocieszyć i dlatego podejmował modlitwy oraz wyrzeczenia. Najgłębszym motywem działania obojga była więc miłość do Boga i do bliźniego. Kochając bardzo, mieli świadomość, że potrzeba wynagrodzenia – jeśli ktoś ujmuje, ktoś inny musi dodać, jeśli ludzie grzeszą, to inni ludzie mogą włączyć się w zadośćuczynienie, które na krzyżu złożył Bóg. Dlatego, nawet w czasie choroby, Hiacynta chodziła w dzień powszedni na Mszę Świętą za tych, którzy opuszczali ją w niedzielę, albo odmawiała sobie jedzenia za tych, którzy oddawali się uciechom stołu. Podjęli taki wybór i pozostali mu wierni. Otrzymali nagrodę, którą teraz aktem kanonizacji potwierdzi papież Franciszek.
Korzystałem z książki „Siostra Łucja mówi o Fatimie”, Fatima 1989