Grupa grekokatolików z Warszawy i okolic spotyka się co tydzień na Eucharystii i rozmowach. Nie bez powodu wspólnotę nazwali Dim – dom.

Khrystos rozhdayet'sya! (Chrystus się rodzi!) – mówią ci, którzy przyszli wcześniej. Slavymo Yoho! (Chwalimy Go!) – odpowiadają wchodzący do jednego z pomieszczeń jezuickiej Akademii Katolickiej w Warszawie, Collegium Bobolanum przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.
Rozpoczyna się Boska Liturgia (Eucharystia) z harmonijnymi śpiewami, jak najwyższej klasy chóru. Świeccy są katolikami obrządku bizantyjskiego, pochodzącymi głównie z Ukrainy. Przyjmują Komunię Świętą, pod postacią kawłków chleba (prosfora) zanurzonych w winie, podawanych łyżeczką. Liturgię koncelebrują posługujący w dwóch obrządkach katolicki kapłan o. Marek Blaza SJ oraz ks. Volodymyr Alfavitskyi, grekokatolicki wikariusz z parafii bł. Mikołaja Czarneckiego przy ul. Domaniewskiej w Warszawie.
– Dim powstał w 2015 r. – mówi o. Blaza, opiekun wspólnoty. – Osiem lat wcześniej otrzymałem od metropolity warszawsko-przemyskiego abp. Jana Martyniaka dekret na duszpasterza akademickiego młodzieży greckokatolickiej. Spotykaliśmy się ze studentami przy jedynej istniejącej wówczas w Warszawie greckokatolickiej parafii, u bazylianów przy Miodowej. Kiedy zaczęła się formować wspólnota Dim, zostałem jej duszpasterzem. Formalnie przypisana jest do parafii greckokatolickiej na Domaniewskiej. Z powodu braku pomieszczeń na spotkania zaproponowałem nowe miejsce u jezuitów.
Z biegiem czasu studencka grupa zmieniła charakter. Dziś w około 20-osobowej wspólnocie większość stanowią osoby pracujące. Grupa jest dobrze zorganizowana. Animatorka i jej zastępca koordynują nie tylko przygotowania do spotkań odbywających się po liturgii. – Pochylamy się nad Pismem Świętym, innym razem wyświetlane są filmy religijne, zapraszani są goście prezentujący tematy teologiczne, ale też np. psychologiczne. Kładziemy nacisk na formację duchową i ogólnoludzką – mówi o. Blaza.
Roman Dalybozhyk przez dwa lata był zastępcą animatora. – Organizowaliśmy wyjazdy do Medjugorja, Fatimy czy Rzymu. Pięknym przeżyciem dla mnie są spotkania w Wielkim Poście z drogą krzyżową – mówi.
Pochodzący z Czortkowa Yuriy Kotsyubynchuk ma polskie korzenie, od pięciu lat jest w Polsce. – W każdy wtorek wcześniej zaczynam pracę, żeby zdążyć na Eucharystię o godz. 19 i na spotkanie. Stale towarzyszy nam lubiany przez nas o. Marek, możemy wyspowiadać się albo porozmawiać. Cerkiew to nie budynek, ale miejsce, gdzie zgromadzi się nawet tylko dwoje czy troje wierzących – stwierdza.
Wszyscy podkreślają, że we wspólnocie mają takie relacje, jakich często nie ma się w rodzinie. Utrzymują ze sobą kontakty poza spotkaniami i wspierają się wzajemnie w różnych sprawach, także finansowych.
Bogdan Galuga, student Politechniki Warszawskiej, potwierdza: – Wiara jest dla mnie bardzo ważna. Kiedy przyjechałem przed czterema laty z Kijowa do Polski, szukałem odpowiednika wspólnoty młodzieżowej, w której byłem w Kościele w Ukrainie. Mieszkam w akademiku. Jeśli miałbym powiedzieć, że gdzieś jest moje serce i mój dom, to właśnie we wspólnocie Dim – mówi.
Każdy może poczuć się tu szczególnie. Halina przyjechała ze Lwowa po napaści Rosji na Ukrainę. – Przychodzę tu z synem, który ma autyzm. On bardzo czeka na Eucharystię, a potem na bycie w towarzystwie innych. Te spotkania nadają sens naszemu życiu – podkreśla.
Ksiądz Alfavitskyi mówi: – To są wspaniali ludzie, którzy chcą zrobić coś dobrego dla innych. Organizują zbiórki, ostatnio pieniądze za wejściówki z pokazu filmu przekazali dla armii w Ukrainie, a z rozprowadzania upieczonych pierniczków – dla osieroconych dzieci. Podziwiam ich miłość do Jezusa, Eucharystii i Słowa Bożego.
Jak dodaje o. Blaza, wspólnota otwarta jest na wszystkich. – Ostatnio dołączają też do nas osoby należące do Kościoła Prawosławnego Ukrainy, utworzonego przez patriarchat Konstantynopola. Sytuacja jest nadzwyczajna: ten Kościół prawosławny nie ma i nie będzie mieć swoich struktur w Polsce, ponieważ Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny nie uznaje jego kanoniczności – mówi jezuita.