W okresie PRL 17 stycznia obchodzony był hucznie jako dzień wyzwolenia Warszawy, a władze państwowe wymuszały na społeczeństwie składanie hołdu Armii Czerwonej za „wyswobodzenie stolicy z rąk faszystów”.

Defilada 1 Armii Wojska Polskiego (należącej do Ludowego Wojska Polskiego) na ul. Marszałkowskiej
Mit wyzwolenia Warszawy utrzymywał się długo: dopiero w styczniu 2016 r. po raz pierwszy w III RP nie odbyły się w stolicy żadne uroczystości z udziałem władz państwowych. Wywołało to ostre reakcje ambasady Federacji Rosyjskiej, o czym mogłem się przekonać, kierując Urzędem do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, który współorganizował obchody. Kilka lat później oburzenie Kremla było jeszcze większe; w rosyjskich mediach pojawiały się głosy o „pluciu na groby ludzi, którzy przynieśli Polsce wolność i niepodległość”, o „niewdzięczności Polaków, którzy zapominają, kto wyzwolił ich spod faszystowskiego buta”, a przewodniczący Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin pouczał w 2020 r., że rząd polski „próbuje narzucić światu fałszywą wizję tamtych czasów, a inni tchórzliwie milczą i przy ich milczącej zgodzie neonaziści niszczą groby naszych żołnierzy”. W efekcie na polecenie Putina obchody 75. rocznicy „wyzwolenia Warszawy” odbyły się w… Moskwie. Towarzyszył im wielki pokaz fajerwerków, z podziwem komentowany przez nadwiślańskie środowiska postkomunistyczne, które od lat powielają mity o wielkich walkach o Warszawę, o oswobodzeniu stolicy z rąk niemieckich, o polsko-sowieckim braterstwie broni.
ZNISZCZYĆ DUMNE MIASTO
Gdyby Sowietom faktycznie zależało na wyzwoleniu Warszawy, mieli sposobność uczynić to pół roku wcześniej. Pod koniec lipca 1944 r. Armia Czerwona zbliżała się do przedmieść Pragi, a wiadomości o tym przyspieszyły decyzję dowództwa Armii Krajowej o wybuchu powstania warszawskiego. W założeniu powstańcy mieli wyzwolić stolicę z rąk niemieckich, zanim wkroczą Sowieci, aby opinia międzynarodowa nie miała wątpliwości, kto jest gospodarzem Warszawy. Zwłaszcza że Stalin ostentacyjnie prowadził swoją grę, instalując na zajmowanych przez siebie wschodnich terenach Polski marionetkowe władze przywiezione z Moskwy. Na wieść o powstaniu Stalin zatrzymał krasnoarmiejców na prawie półtora miesiąca w okolicach Radzymina. W połowie września 1944 r. ofensywę wznowiono i w zaledwie dwa dni zajęto prawobrzeżną część Warszawy. Zza Wisły Sowieci przyglądali się, jak miasto krwawi i płonie.
Bezczynności wojsk frontowych towarzyszyła bezprzykładna nadaktywność sowieckiego aparatu represji. Już w dniu zdobycia Pragi NKWD zainstalowało się w kamienicy przy ul. Strzeleckiej, w gmachu dawnego Gimnazjum im. Władysława IV i w budynku rogatki praskiej, a „łowcy ludzi” spod znaku NKWD, Smiersza, Informacji Wojskowej i UB rozpoczęli „czyszczenie terenu z wrogiego elementu”. Stalin intuicyjnie bał się Warszawy. Od czasów insurekcji kościuszkowskiej, a zwłaszcza po powstaniu listopadowym i styczniowym, uważana była przez carów, a potem sowieckich dyktatorów za „groźne, buntownicze miasto”. Dlatego z uznaniem wspominano na Kremlu ludobójstwo, jakiego dopuścił się w 1794 r. feldmarszałek Aleksander Suworow podczas rzezi Pragi.
Stalin mówił współpracownikom, że „najlepiej wyjmować kasztany z ognia obcymi rękami”. Latem i jesienią 1944 r. stosował to w praktyce. Warszawa mogła zostać unicestwiona rękoma Niemców, z którymi wspólnie napadł na Polskę pięć lat wcześniej. Sam upadek powstania był dla niego niewystarczający. Czekał, aż jesienią i zimą 1944 r. Niemcy wypędzą z lewobrzeżnej Warszawy całą ludność, a miasto przemienią w stos ruin. Wtedy dopiero podjął decyzję o przekroczeniu Wisły.
UPIORNA DEFILADA
W styczniu 1944 r. Warszawa była miastem-widmem, w którym pozostało niewiele ponad tysiąc osób, nazwanych później „stołecznymi Robinsonami”. Koczowali w piwnicach i resztkach budynków, ratując się przed wywiezieniem do obozu przejściowego w Pruszkowie, skąd mogli trafić nawet do obozów koncentracyjnych. Aż 84 proc. zabudowy niemieccy barbarzyńcy obrócili w gruz. Zniszczono 90 proc. zabytków i tyleż samo zabudowy przemysłowej. Spłonęły lub zostały zagrabione dzieła sztuki i księgozbiory. Jednym z ostatnich aktów barbarzyństwa dokonanym przez Niemców było doszczętne spalenie zbiorów Biblioteki Narodowej i wysadzenie Pałacu Saskiego, z którego cudem ocalał jedynie Grób Nieznanego Żołnierza.
Niemcy nie widzieli sensu w prowadzeniu walk o utrzymanie pozycji w warszawskich ruinach. Oddziały dowodzone przez gen. Lüttwitza wycofały się z miasta, zanim dotarły tam oddziały sowieckie. Kiedy 17 stycznia 1944 r. Armia Czerwona i działająca u jej boku 1 Armia Ludowego Wojska Polskiego wkraczały do stolicy, doszło jedynie do pojedynczej wymiany ognia z niemieckimi oddziałami osłonowymi w Lasku Bielańskim, na Cytadeli, przy Dworcu Głównym i na Nowym Świecie w okolicach zbombardowanego Mostu Poniatowskiego. Żołnierze sowieccy i polscy ginęli najczęściej w następnych dniach od min, które zainstalowali uciekający Niemcy.
Miasto było puste, a kikuty wypalonych domów, świątyń i zabytków stanowiły upiorną scenerię „defilady zwycięstwa”, którą na wysokości dzisiejszego hotelu Polonia w Alejach Jerozolimskich odbierał marszałek Gieorgij Żukow z komunistycznymi renegatami: Bolesławem Bierutem, Władysławem Gomułką, Michałem Rolą-Żymierskim. Nazwano to propagandowo wyzwoleniem Warszawy, dla którego uczczenia w Moskwie oddano uroczysty salut armatni. Zachęcano wygnanych przez Niemców warszawian do powrotu i odbudowania stolicy. Równocześnie – jak na Pradze – zaczęło się instalowanie komunistycznego aparatu terroru. Do Warszawy przybył Iwan Sierow, który zaledwie dwa dni po „defiladzie zwycięstwa” depeszował do Ławrientija Berii: „W celu zaprowadzenia należytego porządku w Warszawie zorganizowaliśmy grupy operacyjno-czekistowskie mające za zadanie filtrację wszystkich mieszkańców zamierzających przedostać się na Pragę”. Zapewniał też Kreml, że „pracują już grupy operacyjne, złożone z pracowników Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i naszych czekistów, mających na celu ujawnienie i zatrzymanie kierownictwa Komendy Głównej AK, NSZ i podziemnych partii politycznych”. Zniszczona rękoma niemieckimi, przy bezczynności i aprobacie Stalina, Warszawa miała w niczym nie przypominać miasta sprzed powstania. Miała być wyzwolona z dumy, piękna i niepokorności. Okupację brunatną miała zastąpić czerwona.