Bogate miasta ścigają się w kosztownych inwestycjach przemyślnych pomieszczeń dla słoni, żyraf lub hipopotamów. Gady, małpy lub ptaki mają coraz lepiej. Tworzy się pomieszczenia z mikroklimatem i odpowiednią roślinnością. Znani architekci nie gardzą takimi projektami, gdzie można się wykazać w całkowicie nietypowej budowie. Powstają stowarzyszenia i fundacje wspierające takie inwestycje. Co jakiś czas podawane są newsy o hojności starego magnata lub międzynarodowego koncernu.
Ogrody zoologiczne różnymi drogami pozyskują miłośników i fanów. Można stać się patronem nowo narodzonej małpki lub złożyć się na trudną operację oka zasłużonego słonia. Celebryci chętnie angażują się w takie akcje. Za nimi świat elit: politycy, literaci, biznesmeni. W dobrym tonie i bez większego ryzyka można na tle koali lub żyrafy wypromować siebie.
Zwierzęta mają oczywiście własne imiona. Można śledzić ich rodowód, ich miejsce urodzenia – zwykle inne zoo, nie wypada przecież opisywać, że zostały gdzieś pochwycone. Czytając ich CV, ma się wrażenie, że kolejne przeprowadzki lub związki podejmowały z własnej decyzji, jak to czyni człowiek.
Obowiązująca nowa narracja o parkach przyrodniczych pokazuje, jak dzięki takim miejscom chronione są gatunki i rozwija się opieka zdrowotna. Edukuje się ludzi w szacunku wobec zwierząt od najmłodszych lat. Często tak ukształtowane osoby, pełne ideałów, odkrywają swoje powołanie życiowe, podejmując studia związane z tą młodzieńczą pasją.
Wszystko to piękne i szlachetne! Jednak pozostaje pytanie, jak to jest odbierane z perspektywy biednych krajów. Jak takie zachowanie widzą niezliczone rzesze wykluczonych? Czy przypadkiem takie działania nie stają się sposobem bogatego świata, aby uśpić wyrzuty sumienia? Rodzi się niewygodna myśl: czy może w tym wszystkim nie oszukujemy siebie nawzajem i nie zatracamy proporcji i szacunku do człowieka? Miłość do zwierząt łatwo może wprowadzić moralność zastępczą, bo przecież bez systemu wartości nie można żyć.
ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski |