Po „Nienawistnej ósemce” Quentina Tarantino (recenzja w poprzednim numerze „Idziemy”) wchodzi na ekrany nagrodzona złotymi Globami „Zjawa” Alejandra Inarritu, najważniejszy pretendent do zbliżających się Oscarów. Ciekawe, że oba wymienione obrazy zawierają podobne wątki, jednak różnią się pod względem stylu i konstrukcji dramaturgicznej. Film Tarantino można uznać za szyderczy w stosunku do tradycji hollywoodzkiej, „Zjawa” zaś wydaje się utworem śmiertelnie poważnym i dramatycznym ze względu na formę i temat.
Jest to oparta na faktach historia trapera Hugha Glassa, który w 1823 r., podczas górskiej wyprawy został poraniony przez niedźwiedzia. Towarzysze pozostawili go własnemu losowi. Jednak przeżył i jego historia przeszła do legendy amerykańskiej kultury. Została opisana w wielu książkach. Jak zwykle w wypadku legendy trudno odróżnić w tych opisach prawdę od konfabulacji.
W „Zjawie”, zrealizowanej zimą, w plenerach górskich, reżyser nie szczędzi nam realistycznych szczegółów. Oglądamy więc walki z Indianami, zmagania bohatera z niedźwiedziem, zdradę kolegi, śmierć syna i późniejszą dramatyczną wędrówkę. Film to pochwała heroizmu człowieka i jego chęci przetrwania. Zwraca także uwagę przewijająca się cały czas refleksja nad sensem zemsty. W sferze wymowy ideowej widoczna jest modna dziś krytyka stosunku białych Amerykanów (ukazanych tu jako brutalni kolonizatorzy) do Indian. Cudem uratowany bohater filmu stał się w pewnym sensie ofiarą wojny między białymi a Indianami.
„Zjawa” jest filmem dynamicznie zrealizowanym i sfotografowanym oraz doskonale zagranym. I nie zmieni tego ideologia politycznej poprawności, do wyznawania której namawiał podczas ceremonii wręczania Złotych Globów grający z poświęceniem główną rolę Leonardo DiCaprio.
“Zjawa” (“The Revenant”), USA, 2015. Reżyseria: Alejandro G. Inarritu. Wykonawcy: Leonardo DiCaprio, Tom Hardy, Domhnall Gleeson, Will Poulter i inni. Dystrybucja: Imperial Cinepix
Mirosław Winiarczyk |