Kryzysów, które wymagają zażegnania, mamy ostatnio pod dostatkiem: w świecie i w Kościele. Inicjatywy podejmowane w tej sprawie w kończącym się tygodniu raczej nie będą cudownym lekarstwem na powszechny deficyt jedności. Pokazują jednak, że problem istnieje i trzeba szukać skutecznych rozwiązań.
Red.Pod koniec tego tygodnia (15-16 czerwca) w szwajcarskim Bürgenstock niedaleko Lucerny zaplanowano międzynarodową konferencję w sprawie pokoju w Ukrainie. Z jednej strony dobrze, że wreszcie zaczyna się rozmawiać o pokoju, a nie tylko o wojnie. W ciągu prawie dwóch i pół roku od rosyjskiej agresji na Ukrainę następuje bowiem coraz większe zaangażowanie w ten konflikt zarówno po stronie Rosji, jak i po stronie państw Zachodu. Stoimy u progu pełnoskalowej wojny między Rosją i NATO, a być może właśnie przekroczyliśmy ten niebezpieczny dla świata próg.
Z założeń forum dyskusji na ten temat i skutecznej dbałości o zachowanie światowego pokoju po II wojnie światowej miała być ONZ. Jednakże egoistyczna postawa stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, a zwłaszcza Rosji, USA i Chin, które w swoim interesie nadużywają przyznanego im prawa weta, blokuje podejmowanie koniecznych decyzji. Po spotkaniu w Szwajcarii za dużo spodziewać się nie można. Tym bardziej, że do rozmów nie zaproszono Rosji. A oprócz tego udziału w spotkaniu odmówiła Chińska Republika Ludowa. Dlatego sukcesem będzie, jeśli to spotkanie nie przyniesie jeszcze większej radykalizacji stanowisk.
Wcześniej, bo na 13 czerwca, Stolica Apostolska zapowiedziała ogłoszenie specjalnego dokumentu Dykasterii ds. Popierania Jedności Chrześcijan, zatytułowanego „Biskup Rzymu. Prymat i synodalność w dialogach ekumenicznych i w odpowiedziach na encyklikę Ut unum sint”. Prace nad tym dokumentem trwały od dawna. Gotowość przedyskutowania zarówno rozumienia, jak i sprawowania prymatu Piotra w Kościele wyrażali już św. Jan Paweł II i Benedykt XVI. Inicjatywę te pielęgnował również papież Franciszek.
Nawet wewnątrz Kościoła katolickiego pojmowanie i sprawowanie papieskiego prymatu wygląda rożnie w różnych katolickich obrządkach. Katolickie Kościoły wschodnie swoją jedność z papieżem rozumieją jako pozostawanie cum papa (z papieżem), a nie sub papa (pod zwierzchnictwem papieża). Mają własne zbiory norm prawnych, analogicznych do naszego Kodeksu Prawa Kanonicznego. Same wybierają patriarchów, metropolitów i biskupów, a papież tylko ten wybór w duchu jedności zatwierdza. Wszystko to nie ujmuje ich katolickości. Ten bardziej synodalny model papieskiego prymatu byłby łatwiejszy do zaakceptowania dla prawosławia i może przybliżyć upragniony dzień jedności – przynajmniej z Konstantynopolem. Bo nie z Moskwą, która wciąż rości pretensje do bycia „trzecim Rzymem”.