Markowa to wieś szczególna, która pomagała dorosnąć do miłości chrześcijańskiej aż po męczeństwo. Wiele miejsc tutaj opowie o zwyczajnym życiu i heroizmie rodziny Ulmów.
Podkarpacką miejscowość od Rzeszowa dzieli 25 km. Przyjeżdżający kierują się najpierw do otwartego przed siedmioma laty Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej. Kilkaset zdjęć wykonanych przez Józefa Ulmę podczas ślubów i uroczystości rodzinnych, a także pokazujących zwyczajne życie w domu i zagrodzie, wiernie oddaje realia tamtych czasów.
Nieopodal muzeum znajduje się dawny Dom Ludowy, kilkaset metrów dalej – kościół parafialny św. Doroty. Na skraju Markowej, ok. 2,5 km od muzeum w kierunku Przeworska, jest miejsce po gospodarstwie Ulmów. Tabliczka wskazuje, gdzie odbyła się egzekucja rodziny i przechowywanych Żydów. Życie rodzinne Wiktorii i Józefa toczyło się między tymi trzema miejscami.
CZYŃMY DOBRO
W obecnym kościele św. Doroty Wiktoria została ochrzczona i bierzmowana. Józef chrzczony był we wcześniejszym drewnianym kościele, a bierzmowanie przyjął dzień przed konsekracją nowej, murowanej świątyni – 24 czerwca 1910 r. Tu zostało ochrzczonych sześcioro dzieci Ulmów.
W świątyni uwagę zwraca XVIII-wieczny obraz Matki Bożej zwanej Markowską, przed którym się modlili. Ślub wzięli w niedzielę 7 lipca 1935 r., a błogosławieństwa na nową drogę życia udzielił im wikariusz ks. Józef Przybylski. W ten dzień Kościół będzie obchodził wspomnienie liturgiczne błogosławionych. W dniu ślubu Wiktoria miała 23 lata, Józef 35. Po ceremonii około stu gości uczestniczyło w weselu w domu rodzinnym panny młodej, który zachował się do dziś w Markowej, podobnie jak stojący trzy gospodarstwa dalej dom Józefa. Dziś są to prywatne posesje krewnych Ulmów. Na zdjęciu weselnym w miejscowym muzeum nie znajdziemy rodziców Wiktorii. Tata zmarł rok wcześniej, mama osierociła rodzinę, kiedy Wiktoria miała sześć lat. Wiktoria i Józef jeszcze przed ślubem zaangażowani byli w życie religijne parafii. Wiktoria należała do koła różańcowego, Józef – do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży.
Na dzwonie kościelnym w Markowej wygrawerowany jest napis: „Dum tempus habemus operemur bonum” – „Póki mamy czas, czyńmy dobro”. – Już w XVII w. parafia angażowała się w liczne dzieła miłosierdzia. Prowadziła przytułek i szkołę parafialną – mówi dr Waldemar Rataj, dyrektor muzeum w Markowej. Markowa na przestrzeni kolejnych wieków wyrastała ponad ówczesną epokę. Tu w okresie międzywojennym powstała pierwsza w Polsce i druga w Europie spółdzielnia zdrowia. Przedsiębiorczość markowian była imponująca. Przewodnik galicyjski wydawany we Lwowie w 1903 r. pisał o Markowej: „Niedaleko Łańcuta jest wieś Markowa słynąca z zaradnych gospodarzy”.
SPOŁECZNICY
Nieopodal muzeum znajduje się otwarty w 1931 r. Dom Ludowy, świadek tradycji ruchu ludowego na wsi. Tuż przed beatyfikacją rodziny Ulmów udało się odnowić budynek na zewnątrz. Dostępny będzie dla zwiedzających po rewitalizacji wnętrza, która ma mu przywrócić pierwotny wygląd. – Działał tu teatr, odbywały się próby orkiestry. Dom Ludowy powstał w wyniku przebudowy dawnej stajni majątku Lubomirskich. Społeczność Markowej kupiła budynek w 1926 r. W latach 30. miał miejsce wielki zryw ludowy. Upatrywano w nim w tamtych czasach szansy na poprawę bytu ludności żyjącej na wsi – opowiada Maria Ryznar Fołta, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Markowej. Na otwarcie Domu Ludowego przyjechał Wincenty Witos, którego z wieńcem dożynkowym witała Wiktoria, o czym pisały wówczas tygodnik „Piast” i „Wici”. W nowo otwartej placówce w Teatrze Amatorskim grali Wiktoria i Józef. Leon Kruczkowski pisał o świetnie zagranej przez Józefa głównej roli w „Kordianie i chamie”. Wiktoria występowała w sztuce o Kościuszce pod Racławicami i w jasełkach.
Obydwoje Wiktoria i Józef byli młodymi ludźmi z dużymi ambicjami i aspiracjami zdobywania wiedzy. Czytali prasę. Wiktoria w panieńskich czasach zapisała się na uniwersytet ludowy w sąsiedniej Gaci. Na jej młodzieńcze wybory miał wpływ jej starszy brat Franciszek Niemczak, który przyjaźnił się z Józefem Ulmą. Tym relacjom przypisuje się też fakt bliższego poznania się przyszłych małżonków.
Starszy o dwanaście lat od Wiktorii Józef mógł jej imponować. Był niezwykle zdolny. Dwuletnią szkołę rolniczą w Pilźnie ukończył z wyróżnieniem.
FOTOGRAF I WYNALAZCA
Młode małżeństwo zamieszkało na skraju wsi, w małym skromnym domu wybudowanym przez Józefa. Była tu tylko jedna izba o wymiarach 5 na 8 metrów i sień. Gabaryty domu odtwarza ekspozycja w muzeum w Markowej. W domu musiał zmieścić się też warsztat stolarski Józefa. Na podwórku była jeszcze tylko przybudówka dla zwierząt.
Dom w Markowej i 1,5 hektara ziemi miały być czasowym miejscem dla młodego małżeństwa. W 1937 r. Józef kupił 5 hektarów żyznej gleby z czarnoziemem w Wojsławicach koło Sokala. Wybuch wojny pokrzyżował im plany.
Józef był człowiekiem wybitnie uzdolnionym. Kupował książki z różnych dziedzin. Jego zbiory biblioteczne można zobaczyć w muzeum w Markowej. Prenumerował pismo „Wiedza i Życie”. W Domu Ludowym znajdowała się spółdzielnia mleczarska. Jej kierownikiem został Józef Ulma. Był też przewodniczącym Komisji Wychowania Rolniczego przy Zarządzie Powiatowym.
Sam skonstruował wiatrak, dzięki czemu Ulmowie jako pierwsi we wsi mieli w domu prąd. Jego brat Władysław w archiwalnych nagraniach mówi, że Józef przed innymi gospodarzami zaprowadził uprawę warzyw. Prowadził też hodowlę jedwabników. W muzeum w Markowej można zobaczyć dyplom z 1933 r. „za wzorową hodowlę jedwabników i wykresy ich życia”. Potrafił szczepić drzewka i sprzedawał sadzonki drzew owocowych. Zajmował się też garbowaniem skór.
Charakteryzowała go życzliwość i chęć dzielenia się tym, czego sam się nauczył. W filmie „Ulmowie. Świadectwo sprawiedliwych” wypowiadają się świadkowie, dziś już nieżyjący. – Przychodziłem, żeby nauczył mnie fotografii. Miałem niespełna osiemnaście lat. Tłumaczył mi cierpliwie – powiedział Jan Szlęk. Aparaty, które Józef sam skonstruował, również można zobaczyć w muzeum w Markowej. Jan Jakielaszek wspominał, że każde drzewo zwracało uwagę Józefa. Kiedy zobaczył drzewo dziko rosnące, wszedł do gospodarza i zaproponował: „A może byśmy przeszczepili?”.
AKCJA „REINHARDT”
Markowa przed wybuchem wojny liczyła ok. 4,5 tys. mieszkańców. W części wsi zwanej Markowskim Kazimierzem mieszkało 30 rodzin żydowskich, w sumie 140 osób. Na przełomie lipca i sierpnia 1942 r. w Łańcucie i okolicach Niemcy zaczęli realizować akcję „Reinhardt”. Żydzi w Markowej zostali wezwani do opuszczenia wsi i stawienia się w getcie w Łańcucie. Rozpoczęły się wywózki do obozu pracy w Pełkiniach, a potem do obozu zagłady w Bełżcu. 13 grudnia 1942 r. Niemcy zorganizowali w Markowej akcję poszukiwawczą. Wyłapanych Żydów osadzali w areszcie gminnym przy głównym skrzyżowaniu w Markowej. Potem zaprowadzili wszystkich do grzebowiska padłych zwierząt położonego na skraju wsi. Strzałem w tył głowy stracono 50 Żydów. Dom Ulmów położony był blisko miejsca egzekucji, musieli więc słyszeć odgłosy zbrodni. Pozostali Żydzi ze wsi i okolic zaczęli szukać schronienia w katolickich domach. 29 Żydów schroniło się w Markowej u 9 rodzin. Najliczniejszą grupę, ośmioosobową, przyjęli Ulmowie. Dla ubogiej wielodzietnej rodziny był to czyn ponad miarę heroiczny. Przyjęli znajomych z Łańcuta: Saula Goldmana z synami Baruchem, Mechelem, Joachimem i Mojżeszem. Goldman handlował bydłem, przyjeżdżał do Markowej, stąd się znali. Obok nich Ulmowie przyjęli sąsiadki z Markowej: Gołdę Grünfeld i Leę Didner z córeczką Reszlą. Rodzice obydwu, również Goldmanowie, jako nieliczni Żydzi zajmowali się rolnictwem, prowadzili też sklep w Markowej.
Żydzi spali na poddaszu domu. W ciągu dnia wychodzili na podwórko i pomagali Józefowi w pracach, co można zobaczyć na zdjęciu znajdującym się w muzeum. Dom Ulmów położony był na uboczu, na wzgórzu, więc każdą zbliżającą się osobę można było zobaczyć, co dawało względne poczucie bezpieczeństwa. Żydzi ukrywani byli ponad półtora roku. Nad ranem 24 marca 1944 r. ok. 4.30 pod dom Ulmów zajechały cztery furmanki z żandarmami. Na Ulmów doniósł Niemcom Włodzimierz Leś, granatowy policjant, który wcześniej za pieniądze pomagał Goldmanom ukrywać się w Łańcucie. Potem wypędził Żydów i przejął ich majątek.
Żandarmi na rozkaz Eilerta Diekena zabili najpierw troje Żydów na strychu domu. Pozostałych przed domem. Potem odbyła się egzekucja Wiktorii, Józefa i ich dzieci. W jednym dole zakopano Żydów, w drugim Ulmów. Dziś miejsce to oznakowane jest tabliczką z informacją. Jako teren prywatny jest niedostępne dla osób z zewnątrz. W styczniu 1945 r. ciała rodziny Ulmów zostały ekshumowane i przeniesione na miejscowy cmentarz parafialny. Wtedy się okazało, że podczas tragicznych wydarzeń zaczęło rodzić się dziecko.
Mimo dramatu, jaki się wówczas rozegrał, pozostałych osiem rodzin w Markowej nie zrezygnowało z niesienia pomocy. Ocaleli wszyscy z 21 ukrywanych Żydów.
BEZIMIENNI BOHATEROWIE
Otwarte w 2016 r. Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej ma wymowny kształt przypominający prostą wiejską chatę. Znajduje się tu m.in. medal przyznany Ulmom przez Yad Vashem w 1995 r. jako Sprawiedliwym wśród Narodów Świata. Muzeum z założenia miało opowiadać też o bohaterstwie innych osób w regionie podkarpackim ukrywających Żydów. Przerosło pierwotne plany. Upamiętnia często bezimiennych bohaterów i miejscowości, gdzie żyli na terenach II Rzeczypospolitej. Mówią o tym nazwy 1,5 tys. miejscowości na podświetlanych tablicach, które znajdują się za budynkiem muzeum, w Sadzie Pamięci. Posadzone tu drzewka owocowe nawiązują do pasji Józefa Ulmy. W sadzie uwagę zwraca pomnik ku czci Ulmów, ufundowany przez miejscową społeczność w 2004 r.
Po beatyfikacji najważniejszym miejscem, dokąd będą kierować się pielgrzymi, będzie zapewne kościół św. Doroty, gdzie w ołtarzu bocznym z lewej strony prezbiterium znajdzie się sarkofag z doczesnymi szczątkami Wiktorii i Józefa z dziećmi: ośmioletnią Stasią, sześcioletnią Basią, pięcioletnim Władysławem, czteroletnim Franciszkiem, trzyletnim Antonim, półtoraroczną Marią oraz nienarodzonym dzieckiem.