W domu Ulmów książka z wyborem najważniejszych tekstów z Biblii nosiła ślady intensywnego korzystania. - mówi dr. Mateusz Szpytma, historyk, krewny rodziny Ulmów, w rozmowie z Ireną Świerdzewską
Jakie relacje łączą Pana rodzinę z Wiktorią i Józefem Ulmami?
Wiktoria Ulma, z domu Niemczak, to siostra mojej babci, była matką chrzestną mojego ojca. Wszyscy mieszkali w Markowej, gdzie wychowywałem się do dziewiętnastego roku życia. Rodziny często się odwiedzały. Tata wspominał, jak babcia wysyłała go do Ulmów z żywnością – tak chciała wspierać swoją siostrę Wiktorię. Ulmowie nie byli zamożni. Mieli małe, trzymorgowe gospodarstwo. Ale Józef Ulma był niezwykle zdolnym i zaradnym człowiekiem. Dorabiał fotografowaniem, prowadzeniem szkółki drzewek owocowych, pasieki, hodowlą jedwabników. Ulmowie chcieli wyprowadzić się z Markowej. W 1938 r. kupili pięć hektarów ziemi w okolicy Sokala, ale wybuch wojny pokrzyżował im plany.
Kiedy dowiedział się Pan o rodzinie Ulmów?
Kiedy byłem dzieckiem, oglądałem w domu rodzinne zdjęcia. Znałem wszystkie ciotki i wujków. Była wśród nich powtarzająca się grupa osób, o których nic nie wiedziałem. Zapytałem rodziców: „Kto to jest?”. Mama z tatą powiedzieli mi, że to są Ulmowie, nasi krewni. Zapytałem: „To dlaczego my ich nie znamy?”. Wtedy dowiedziałem się, że zostali zabici przez Niemców.
Wówczas postanowił Pan zbierać o nich informacje?
W 2003 r. usłyszałem w kościele parafialnym w Markowej, że ksiądz proboszcz Stanisław Leja rozważa rozpoczęcie ich procesu beatyfikacyjnego. Przyjechałem wtedy do rodzinnego domu na święta wielkanocne. Pomyślałem, że to najlepszy moment, by przekonać wieś do postawienia Ulmom pomnika w Markowej. Pomnik odsłonięty został rok później, wybudowany staraniem i z funduszy mieszkańców wioski i gminy Markowa, dzięki zaangażowaniu wójta Zbigniewa Kuźniara. Napisałem wtedy artykuł o Ulmach, a potem książkę.
Co było dla Pana najbardziej zaskakujące w czasie prowadzenia tej kwerendy, gdy rozmawiał Pan z żyjącymi świadkami?
Kiedy wszyscy żyją w jednej społeczności, to zawsze znajdą się jakieś negatywne opinie, ktoś czegoś zazdrości, ktoś inny jest czemuś przeciwny. W przypadku Ulmów nie usłyszałem ani jednego złego słowa o nich jako o ludziach. Była tylko jedna negatywna ocena ich decyzji o przyjęciu do domu Żydów. Słyszałem głównie o tym, że ich dzieci były bardzo radosne. Ludzie przychodzili do nich, bo lubili ten dom i atmosferę, która tam panowała.
Niedawno zmarła siostra mojego taty, Stanisława Kuźniar. W 1938 r. i w późniejszych latach przez kilka tygodni mieszkała u Ulmów, pomagała Wiktorii w opiece nad dziećmi. Była chrzestną matką Władzia. Opowiadała, że Józef Ulma był odpowiedzialnym człowiekiem i bardzo kochał Wiktorię. Widziała, jak wieczorem klękał do modlitwy. Byli z Wiktorią bardzo dobrym małżeństwem. Opowiadała, że widziała jakieś obce osoby w gospodarstwie, ale nie pytała, kto to jest. To byli zapewne Żydzi.
Co uznaje Pan za najcenniejszą z pamiątek po Ulmach?
Zdjęcie dwóch Żydówek z opaskami z gwiazdą Dawida na ręku. Fotografię wykonał Józef Ulma. Nosi ona ślady zbrodni. Na zdjęcie spadły krople krwi zabitych w czasie egzekucji 24 marca 1944 r. Oryginalna fotografia znajduje się w muzeum w Markowej [Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej].
Wiele rodzin pomagało Żydom w Markowej i okolicach, ale to rodzina Ulmów doczekała się beatyfikacji. Jak to wyjaśnić?
Znaczenie miał nie tylko ich heroizm w ratowaniu Żydów, ale całe ich życie. To, jakimi ludźmi byli przed wojną, jakimi byli obywatelami i chrześcijanami. Niemniej Ulmowie są dzisiaj symbolem tych wszystkich Polaków, którzy za pomoc Żydom zostali zamordowani.
Byli bardzo religijni?
W zewnętrznych praktykach religijnych nie różnili się zapewne od innych mieszkańców wsi. Jako młodzi ludzie byli członkami bractw różańcowych, a Józef Ulma należał do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Regularnie uczęszczali do kościoła i przystępowali do sakramentów świętych. W tamtych czasach w domach raczej nie było Biblii – Pismo Święte czytane było w świątyniach. Ciekawe jest, że Ulmowie mieli w domu „Dzieje biblijne Starego i Nowego Przymierza”. Był to wybór najważniejszych tekstów ze Starego i Nowego Testamentu. Książka nosiła ślady intensywnego korzystania, niektóre fragmenty były podkreślone, jak np. przypowieść o miłosiernym Samarytaninie i przykazanie o miłości bliźniego. To wskazuje, że Wiktoria i Józef bardzo poważnie traktowali swoją wiarę.
Niektóre źródła donoszą o konflikcie między miejscowym proboszczem a Józefem Ulmą. O co chodziło?
Nie wydaje mi się, żeby słowo „konflikt” było tu właściwym określeniem. W okresie międzywojennym działał w Markowej ruch ludowy. Rozwinął się prężnie w latach 30., powstał tam wtedy uniwersytet ludowy i pierwsza w Polsce spółdzielnia zdrowia. Wiktoria i Józef sympatyzowali z tym środowiskiem, które postrzegane było jako konkurencyjne do stowarzyszeń katolickich. Wzbudziło to niezadowolenie ówczesnego proboszcza w Markowej. To było w czasach, kiedy Józef był jeszcze kawalerem. Pytałem o tę sprawę Władysława, brata Józefa. Mówił, że ksiądz proboszcz był wówczas z kolędą w ich domu i Józef brał w niej udział. Nie wpłynęło to również na ich praktyki religijne.
Uczestniczył Pan w ekshumacji na cmentarzu w Markowej pod koniec kwietnia. Jakim było to dla Pana przeżyciem?
To było dość mocne przeżycie, bo po raz pierwszy spojrzałem na ich „twarze”. Miałem wrażenie, jakby patrzyli na mnie prosto z oczodołów czaszek. Zobaczyłem częściowo rozbite strzałami czaszki i łuski po nabojach. Potem przeprowadzone zostały badania archeologiczne. Rodzina pochowana była w czterech trumnach.
Czy dało się coś ustalić odnośnie do siódmego dziecka Ulmów?
Niech to pozostanie tajemnicą Bogu wiadomą. Można jednak powiedzieć, że poród mógł rozpocząć się w trakcie popełniania przez Niemców zbrodni albo kiedy Ulmowie zostali już zakopani po egzekucji. Dziecko tylko częściowo wyszło z łona matki.
Jak doszło do budowy muzeum w Markowej?
Na odsłonięcie pomnika Ulmów w 60. rocznicę ich zamordowania do Markowej przyjechał Abraham Izaak Segal – ocalony Żyd, którego ukrywała rodzina Cwynarów. Wydarzeniem bardzo zainteresowały się media. Rzeszowski oddział IPN wydał wtedy książkę prof. Elżbiety Rączy o ratowaniu Żydów na Podkarpaciu.
Potem Abraham Segal zaczął zachęcać młodzież z Izraela do przyjazdu do Markowej. Z uczniami z Jerozolimy przyjeżdżała m.in. synowa Segala, wicedyrektor jednej z tamtejszych szkół. Doszło do tego, że do Markowej przybywało ok. 5 tys. Żydów rocznie. Pomyślałem, że gdyby istniało muzeum, mogliby dowiedzieć się więcej o przeszłości i że mogłoby to być muzeum pod patronatem rodziny Ulmów, ale poświęcone wszystkim Polakom ratującym Żydów na Podkarpaciu.
Na początku pomysł wydawał się nierealny, ale pojawił się Bogdan Romaniuk, radny sejmiku województwa podkarpackiego i ówczesny prezes Stowarzyszenia Szczęśliwy Dom im. Wiktorii i Józefa Ulmów, który przekonał do tego samorząd województwa. Dzięki otwartości na tę inicjatywę zarządu i sejmiku województwa podkarpackiego, a potem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, kolejnych prezesów IPN, a od 2013 r. marszałka województwa Władysława Ortyla, muzeum zostało otwarte w 2016 r. Zwykle mówiło się o sprawiedliwych, stosując narrację izraelską. Muzeum w Markowej upowszechniło zwrot „Polacy ratujący Żydów”. Pokazuje, że nie tylko Ulmowie, ale również wiele innych polskich rodzin, których nazwisk często nikt nie zna, ratowało Żydów.
W dużej mierze upowszechnienie wiedzy o rodzinie Ulmów i Markowej to Pańska zasługa.
Pochodzę z Markowej, więc miałem ułatwiony kontakt z mieszkańcami: znali moich rodziców, dziadków. Zaufali mi, chętnie dzielili się wiedzą, dokumentami, zdjęciami. Istotna dla sprawy była bliska współpraca ze śp. Januszem Kurtyką, który w 2005 r. został prezesem Instytutu Pamięci Narodowej. Zostałem w Warszawie jego asystentem i zastępcą szefa jego biura. To ułatwiało mi działalność.
Jeszcze przed budową muzeum pod pomnik i na grób Ulmów zaczęły przyjeżdżać wycieczki z Izraela. Jednocześnie społeczność Markowej nadała szkole podstawowej i gimnazjum imię Rodziny Ulmów. Wtedy, w 2006 r., po raz pierwszy przyjechali do Markowej przedstawiciele władz państwowych, minister kultury i dziedzictwa narodowego oraz ambasador Izraela w Polsce.
Na przestrzeni minionych lat udało się zorganizować wiele konferencji i wystaw w Polsce i za granicą. Napisałem wersję anglojęzyczną książki o Ulmach.
Czy możemy dowiedzieć się jeszcze czegoś o zbrodni w Markowej?
Staram się poszerzać wiedzę na ten temat. Zawsze możemy coś jeszcze odnaleźć. Dr Wojciech Hanus z oddziału IPN w Rzeszowie odkrył ostatnio, że jeden ze sprawców zbrodni Erich Wilde zginął w sierpniu 1944 r. w Skalmierzu koło Kalisza.
Jakie nadzieje wiąże Pan z beatyfikacją?
Liczę, że wiedza o rodzinie Ulmów oraz o innych Polakach ratujących Żydów w czasie II wojny światowej będzie dużo szersza niż jest dzisiaj, zwłaszcza za granicą. Niech tamte społeczeństwa się dowiedzą, jak trudno było ratować Żydów w Polsce. Nie groził za to mandat jak we Francji, Holandii czy Luksemburgu, tylko śmierć. Śmierć była realnym zagrożeniem nie tylko dla tych Polaków, którzy pomagali bezpośrednio, ale dla całych ich rodzin.