Piłkarskie święto zostało odarte z klimatu. W Sankt Petersburgu, Sewilli czy Baku nie czuło się atmosfery wielkiego wydarzenia.
W pamiętnej scenie z filmu „Miś” Ryszard Ochódzki przed przekroczeniem granicy skierował do sportowców pamiętne słowa: „Jedziecie do stolicy kraju kapitalistycznego. Który to kraj ma być może nawet tam i swoje… plusy. Rozchodzi się jednak o to, żeby te plusy nie przesłoniły wam minusów!”. No to pojechaliśmy, a właściwie rozjechaliśmy się po całym Starym Kontynencie przy okazji piłkarskich mistrzostw Europy. I po powrocie z tych wojaży kultowy prezes klubu sportowego „Tęcza” byłby na pewno zadowolony. Bo Euro przyniosło tak wiele ułomności i problemów, że minusy były zdecydowanie bardziej widoczne.
Piłkarskie święto zostało odarte z klimatu. W Sankt Petersburgu, Sewilli czy Baku nie czuło się atmosfery wielkiego wydarzenia. I wcale nie dlatego, że stadiony (przez pandemię) nie mogły zapełnić się do ostatniego miejsca. Po prostu rozrzucenie turnieju po całym kontynencie sprawiło, że w niektórych państwach o roli gospodarza po prostu zapomniano. I nie zrobiono nic, by zbudować atmosferę wokół meczów.
Minusem największym był jednak brak sprawiedliwości. Taka a nie inna formuła Euro sprawiła, że na przykład Anglicy tylko jedno spotkanie rozegrali poza Londynem. Za to Szwajcarzy ciągle latali z jednego miasta do drugiego i mogli poczuć się jak na karuzeli. UEFA tradycyjnie zadbała o komfort swoich gości, ale kibice oraz wszyscy pracujący przy obsłudze imprezy mieli już pod górkę.
Dla nas minusem dodatkowym była oczywiście postawa reprezentacji Polski. O grze drużyny Paulo Sousy nie da się powiedzieć wiele dobrego.
Za to plusem był na pewno poziom większości meczów. Od strony sportowej działo się dużo pozytywów, a już spotkania Francja–Szwajcaria czy Chorwacja–Hiszpania przeszły do pięknej historii Euro. Mają w niej też swoje miejsce piłkarze reprezentacji Włoch. Kibice z tego kraju o zakończonej niedawno imprezie na pewno będą opowiadali swoim wnukom. I nie będą pamiętali o minusach. Bo ich drużyna grała na Euro znakomicie.
Od początku do końca Italia pokazywała piękną twarz. Nie było na niej zbyt wiele rys. I dlatego tytuł najlepszej drużyny Starego Kontynentu trafił w naprawdę godne ręce. Włosi wielokrotnie w historii piłki nożnej sięgali po złote medale, a przy okazji bywało, że kibice narzekali. Bo piłkarze z Półwyspu Apenińskiego potrafili wygrywać, ale nie umieli porwać tłumów swoją postawą na boisku. Tym razem było inaczej. Piękna piłkarska Italia świętuje, a nam pozostaje wierzyć w to, że tak dziwny od strony organizacyjnej turniej już nigdy się nie powtórzy.