Opowiadający się za zabawami w strzelanki przekonują, że pozwala to dzieciom odróżniać dobro i zło. – Tylko czy w wojnach jest dobro i zło? – pyta psycholog. – Są raczej: my i oni, a granica między dobrem i złem się zaciera, każda ze stron walczy przecież w słusznej sprawie. Niezależnie od tego, kto zabija, jednak zabija. Do rozróżniania dobra i zła lepiej służą baśnie. Natomiast nadmierny realizm zabawkowych atrap broni za bardzo wprowadza dziecko w motyw wojny. To imitacje przedmiotów służących do pozbawienia kogoś życia. Dziecko na pewnym etapie rozwojowym nie rozumie powagi śmierci i zabijania.
Kontakt z bronią powoduje wzrost agresji. Także z repliką broni. Także w sztucznie stworzonych warunkach. Profesor Philip Zimbardo w latach 70. XX w. przeprowadził w stanfordzkiej uczelni eksperyment. Zamkniętych w jej podziemiach studentów podzielił losowo na więźniów i strażników. Ci ostatni sami wybrali sobie na wyposażenie policyjne pałki i ciemne okulary, by unikać kontaktu wzrokowego z przyszłymi ofiarami. Nikt im nie powiedział, jak mają się zachowywać – mieli tylko stać na straży prawa. Strażnicy z własnej inicjatywy rozebrali więźniów do naga, odwszawili i ubrali w białe koszule i pończochy na głowy. Nieposłuszeństwa karali pompkami, dwutlenkiem węgla, zakazem korzystania z toalety. Więźniowie – po kilku próbach buntu – zostali całkowicie zastraszeni i zdominowani. Wielu strażników przejawiało satysfakcję ze znęcania się nad skazańcami, choć w testach kwalifikujących do eksperymentu żaden z uczestników nie przejawiał takich tendencji, wszyscy też byli niekarani. Eksperyment udowodnił, że ludzie zdrowi psychicznie w specyficznych warunkach mogą wcielać się w role oprawców i ofiar, a odgrywanie ról społecznych może wpływać na kształtowanie się osobowości.
– Kupując dziecku plastikowy karabin, dajemy mu przyzwolenie na stosowanie przemocy – twierdzi Jarosław Żyliński. – Zaobserwować także można, że takie zabawy wzmagają w dzieciach agresję, która nie mija po ich zakończeniu.
WIATRÓWKA KONTRA TABLET
Rodzice dający dzieciom do zabawy pistolety, karabiny i miecze widzą w tym często sposób na przełamanie ich nieśmiałości i barier. Ale między nieśmiałością a zabijaniem jest jeszcze parę stopni. – Zabawa w wojnę może mieć różne przyczyny, ale z doświadczenia zawodowego wiem, że często tak bawią się dzieci, które chcą coś odreagować: treści nieprzeznaczone do ich wieku, np. sceny batalistyczne, ale i doznawanie przemocy czy przeżywanie trudnej sytuacji w domu czy szkole – mówi Jarosław Żyliński. – Takie sytuacje można przepracować w inny sposób. Jeśli w innych aktywnościach dziecko nadal przejawia nadmierną fascynację strzelaniem, np. jej wątek przejawia się w każdym rysunku, warto poszukać źródła tej fascynacji, niezaspokojonych potrzeb. Odpowiedź pozwoli pomóc dziecku rozładować napięcie w akceptowalny i bezpieczny sposób.
Rodzeństwo Zagórskich nadal nie ma atrap broni, ale chłopcy dostali wymarzone nerfy. – W trakcie zabawy panują jasne reguły – mówi Beata Zagórska. – Strzelają tylko ci, którzy zgadzają się na zabawę; do tych, którzy w niej nie uczestniczą, nie strzelamy; gra ogranicza się do domu lub prywatnego ogródka; dzieci noszą zabezpieczenia przed kontuzjami.
Rodzice chłopców zgodzili się na tego typu zabawki także po to, by wzmocnić w jednym z synów umiejętność bronienia się. – Zawsze mu tłumaczyliśmy, że nie wolno mu atakować, ale on nie umie się także bronić, gdy jest atakowany – tłumaczy mama.
Razem z rodzicami chłopcy strzelają z wiatrówki. – Strzelamy do tarczy, na odludziu, w bezpiecznych warunkach, a chłopcy mają świadomość, że to prawdziwa broń i że jest niebezpieczna – mówi Beata Zagórska. – Uważam, że więcej agresji dziecko napotka w grach GTA, i wolę, żeby postrzelało dla sportu, niż siedziało w tablecie.
Jarosław Żyliński podkreśla, że żyjemy w czasach pokoju, nie potrzebujemy przygotowywać dzieci do zabijania i rozwiązywania problemów szukamy na drodze komunikacji. Inaczej w sytuacji wojny: dorosłych żołnierzy odwrażliwia się ćwiczeniami z bronią, by potrafili zabijać. Tyle że oni nie mają 4-5 lat.
Założenia wychowawcze państwa Zagórskich zweryfikowały same dzieci. – Dziś wiemy, że obcowanie na co dzień wyłącznie z bronią i elektroniką może okazać jest zgubne – mówi Beata. – Ale jeśli towarzyszy ono sportowi, czytaniu, grom w planszówki, zabawom terenowym oraz odbywa się z umiarem i na określonych warunkach, nie powinno nikomu wyrządzić krzywdy.
Imiona i nazwisko rodziców
zostały na ich prośbę zmienione