Sport może mieć większą siłę ewangelizacyjną wśród młodzieży niż wspólnoty modlitewne. Nie bez przyczyny św. Jan Bosko mawiał: „Boisko bardziej przyciąga niż kościół”.
fot. arch. Salos Family CampKatolicki Klub Sportowy Victoria Stalowa Wola powstał w 1998 r. przy parafii Matki Bożej Królowej Polski. Tu przygodę ze sportem rozpoczęła m.in. biegaczka Joanna Jóźwik. Dostrzegł ją na zawodach szkolnych prezes klubu i trener Stanisław Anioł. – Wydawała się szybka i wytrzymała, więc zaproponowałem jej treningi – wspomina. – Przyjeżdżała na rowerze z oddalonego o 20 km Kępia Zaleszańskiego. Talent, dyscyplina i wiara w to, co robi, prowadziły ją do kolejnych sukcesów. Srebro w mistrzostwach Polski juniorów w biegu na 400 i 800 m, wygrana w mistrzostwach Podkarpacia w biegach przełajowych, reprezentowanie Polski na mistrzostwach świata juniorów, aż w końcu brązowy medal na mistrzostwach Europy i piąte miejsce olimpijskiego biegu w Rio de Janeiro…
TWARDA RĘKA
Obecnie Victoria funkcjonuje pod nazwą Katolicki Klub Lekkoatletyczny Stal Stalowa Wola i jest jednym z najlepszych klubów sportowych na Podkarpaciu. Stanisław Anioł wychował wielu mistrzów sportu. Jego wychowankowie (m.in. Andżelika Sarna, Danuta Urbanik i Bartek Stój) zdobyli łącznie 224 medale na mistrzostwach Polski, startowali w mistrzostwach świata, Europy i igrzyskach olimpijskich. Pytany o przepis na sukces, odpowiada ze śmiechem: – Twarda ręka!
Zamiłowanie do żelaznej dyscypliny zaszczepili w nim rodzice i pierwszy trener. – Od razu uprzedzam nowych członków, że to nie zielona szkoła. U mnie nie było zmiłuj: albo akceptujesz zasady, albo szukasz innego klubu – mówi. Przyznaje, że nigdy nie przywiązywał szczególnej wagi do dobrego wyniku i zwycięstwa. Owoce takiego podejścia obserwuje, od kiedy został trenerem, czyli już od 60 lat. Twardą rękę doceniają z czasem i sami wychowankowie, którzy odwiedzają go jeszcze długo po zakończeniu treningów. Dziękują też ich rodzice. „Po czterech latach treningów syn nauczył się takiej dyscypliny, że teraz studia to dla niego pestka” – usłyszał od jednej z mam.
Kształtowanie charakteru to tylko jedna z wielu zalet sportu. Według najnowszego raportu Akademii Wychowania Fizycznego Józefa Piłsudskiego w Warszawie aż 94 proc. dzieci i młodzieży nie ma wystarczających kompetencji ruchowych, czyli nie potrafi prawidłowo biegać, skakać czy rzucać piłką. Między innymi z tego względu Stanisław Anioł, mimo że ma już 83 lata, nie przestaje propagować aktywności fizycznej, organizując nawet kilkadziesiąt imprez sportowych rocznie.
DUCH CZY CIAŁO?
Z dobroczynnego wpływu sportu zdawał sobie sprawę św. Jan Bosko. W Turynie wyczekiwał na młodych pod fabrykami, w których pracowali, by po pracy zapraszać ich do gier i zabaw ruchowych. To właśnie postać św. Jana Bosko skłoniła ks. prałata Mirosława Mikulskiego, wieloletniego duszpasterza sportowców, do pójścia za głosem powołania. Od zawsze chciał pracować z dziećmi i młodzieżą, a że był też miłośnikiem piłki nożnej i boksu, zapragnął dzielić się tą pasją z podopiecznymi. W 1990 r. zwołano Forum Kultury Fizycznej, na którym nauczyciele, pedagodzy, lekarze i psychologowie obradowali nad złym stanem zdrowia fizycznego polskich dzieci. Ksiądz Mikulski był reprezentantem z ramienia Kościoła. – Piąte przykazanie nakazuje szanować zdrowie i ciało. Tymczasem Kościół zajmuje się tylko duszą. Proszę powiedzieć Kościołowi, by zajął się też ciałem – zwrócił się do niego Aleksander Kwaśniewski, ówczesny szef PKOl. Ksiądz Mikulski odpowiedział, że w okresie komunizmu Kościół nie mógł zająć się ciałem, bo skutecznie zabraniała tego formacja polityczna rozmówcy. Uzyskanie koniecznych zezwoleń było praktycznie niemożliwe. Księża nie mogli postawić nawet stołu pingpongowego, nie mówiąc o utworzeniu przykościelnego boiska.
Wymiana zdań zainspirowała jednak kapłana, by – wraz z nowo poznanym Włodzimierzem Strzyżewskim, wynalazcą gry w ringo – założyć Katolickie Stowarzyszenie Sportowe RP. Działalność stowarzyszenia pod pieczą bp. Andrzeja Śliwińskiego miała realizować się w tworzeniu parafialnych klubów sportowych. Ich misja polegała na wspieraniu rodziców w wychowaniu dzieci również przez kulturę i sport. – „Również”, bo trzeba pamiętać, że sport jest tylko jednym z narzędzi ewangelizacyjnych – dodaje ks. Mikulski.
KRĘGOSŁUP SPORTOWCA
Pierwszy Parafialny Klub Sportowy ks. Mikulski założył w katedrze św. Floriana na warszawskiej Pradze, gdzie sprawował wówczas funkcję proboszcza. PKS Lotto miał siedem sekcji, m.in. boksu, piłki nożnej, lekkoatletyki i podnoszenia ciężarów. Podczas treningów szlifowano nie tylko umiejętności sportowe. – Równie ważne było kształtowanie kręgosłupa moralnego i kultury osobistej – zaznacza kapłan. – Gdy któryś z zawodników przewrócił się na boisku, zwracałem się przez mikrofon do reszty, by pomogli mu wstać – wspomina. Obowiązywał też zakaz przeklinania. – Przed każdym meczem prosiłem sędziego, by za wulgarne słowa dawał żółte kartki – mówi ks. Mikulski.
Kiedy kończył swoją posługę na Pradze, w Polsce istniało ponad 200 parafialnych klubów sportowych. Wychowały wielu sportowców, np. w PKS Wojciech karierę zaczynał Michał Karbownik, a Rodzina Kielce – bracia Brożkowie. Zawodników w PKS-ach było tylu, że międzynarodowe turnieje w tenisie stołowym, które ks. Mikulski rokrocznie organizował, rozgrywały się na 50 stołach! Swój kolejny klub, PKS Radość, ks. Mikulski założył przy parafii Matki Bożej Anielskiej w Radości. Tam przez sekcje piłki nożnej, boksu, tenisa stołowego i rugby przewinęło się około tysiąca zawodników. Do dziś jest on uznaną marką na mapie młodzieżowej piłki na Mazowszu.
MECZ Z INTENCJĄ
Utalentowanymi wychowankami pochwalić się może również Salezjańska Organizacja Sportowa RP, która prowadzi całoroczną działalność sportowo-wychowawczą wśród dzieci i młodzieży. – Spod naszych skrzydeł wyszli chociażby siatkarze Jakub Macyra i Patryk Czarnowski – mówi prezes Dariusz Ułanowicz. – Ale owocem naszych działań są też powołania do życia zakonnego.
Szeregi organizacji oprócz świeckich zasilają kapłani i siostry zakonne. – Kształtujemy charakter przez sport, ale i przez rozmowy – podkreśla prezes. – Stawiamy więc na ludzi, którzy w pierwszej kolejności są wychowawcami, a dopiero potem trenerami. Bo to właśnie oni stają się dla tych młodych mentorami. Widać to chociażby na pierwszoczwartkowych Mszach Świętych, które każdego miesiąca organizujemy: nasi wychowankowie siadają w pierwszych ławkach, bo właśnie tam, z przodu, siedzą ich ulubieni trenerzy. Trenerzy, którzy przed meczem zachęcają do ofiarowania wysiłku w konkretnej intencji, a kończą go okrzykiem i… modlitwą.
Z KSIĘDZEM NA BOISKU
Na Ogólnopolskich Spotkaniach Rodzin „Salos Family Camp” na pierwszym planie jest ruch i integracja w rodzinie. – Szczególnie zapadł mi w pamięć widok czterolatka, który przejąwszy mikrofon od komentatora meczu, krzyknął: „Tata, brawo! Tata, gola strzel!” – uśmiecha się Dariusz Ułanowicz. – Inny chłopiec wyznał, że to jego najlepsze wakacje: „Nareszcie rodzice mają czas ze mną pograć”.
Współczesne dzieci spędzają coraz więcej czasu przed ekranem. Cierpi na tym sprawność, wytrwałość, ale i relacje. Młodzież coraz częściej rezygnuje też z lekcji religii i traci kontakt z wiarą i Kościołem. Parafialne kluby sportowe mają potencjał, by choć częściowo temu zapobiec. Niestety, powstaje ich coraz mniej, a te, które założono przed laty, częstokroć umierają śmiercią naturalną. – Z przykrością obserwuję, że brakuje księży chętnych do kontynuowania tego dzieła – mówi ks. Mikulski. – Ale też mobilizacji ze strony biskupów, którzy mogliby aktywnie i skutecznie zachęcać kapłanów do tworzenia klubów.