Kryzys wywołany epidemią koronawirusa sprawił, że ryzyko przeprawy przez Morze Śródziemne do Hiszpanii stało się za wysokie dla migrantów z Afryki Północnej. Wielu z nich skłonnych jest dziś płacić krocie za powrót w rodzinne strony.
Chaos, dezinformacja i nieufność – to słowa najczęściej pojawiające się w hiszpańskiej opinii publicznej obok wszędobylskiego „COVID-19”. Hiszpania, wychodząca z surowych restrykcji utrzymywanych od połowy marca, funkcjonuje dziś na pół gwizdka, a może nawet i słabiej. Rząd w ostatnich tygodniach zaczął przebąkiwać, że liczba zmarłych może być znacząco wyższa niż podawane na przełomie czerwca i lipca 28 tys. Wciąż jednak unika odpowiedzi, dlaczego w kraju, w którym przy wymuszonej izolacji, rekordowym spadku przestępczości oraz braku kolizji drogowych i wypadków w pracy zmarło nagle kilkanaście tysięcy osób więcej niż wiosną 2019 r. Ponad 70 proc. obywateli uważa, że gabinet Pedra Sancheza zaniżył liczbę ofiar koronawirusa i ukrywa tragiczną prawdę, a wysoka liczba zgonów i zakażeń wynika m.in. z błędów państwowych służb w zarządzaniu epidemią COVID-19.
PROSTYTUCJA ZAMIAST PIŁKI
Grupa kilku nastolatków, którzy pod koniec 2019 r. zdecydowali się na wyjazd śladem Lionela Messiego z Argentyny i Kolumbii do Hiszpanii, nazywanej przez wielu migrantów zza oceanu „El Dorado”, raczej nie zrobi wielkiej kariery w Europie. Przeszkodziła im epidemia i oszuści. W marcu, kiedy z powodu licznych zakażeń wstrzymano rozgrywki piłkarskie, nie tylko nie mieli środków na powrót do ojczyzny, ale też na godne życie w Hiszpanii. Rzekomy działacz sportowy, który okazał się członkiem grupy przestępczej, zamiast kontraktów sportowych zaproponował im prostytucję. Czas między indywidualnymi treningami młodzi piłkarze spędzali w okresie restrykcji na „współpracy” z sutenerami oferującymi usługi seksualne.
Smutna historia graczy z Ameryki Południowej sprowadzonych do Andaluzji to tylko jeden z licznych przykładów zawiedzionych marzeń imigrantów w ogarniętej epidemią Hiszpanii. W najbliższych miesiącach nie mogą oni liczyć na poprawę sytuacji, nawet w tak chętnie przyjmującym obcokrajowców sektorze jak piłka nożna. Pomimo że w czerwcu, po trzech miesiącach przerwy, przywrócono rozgrywki, perspektywy nie są najlepsze. Szef pierwszej ligi hiszpańskiej, tzw. La Liga, Javier Tebas ogłosił już, że straty spowodowane kryzysem wywołanym epidemią mogą sięgnąć łącznie 1,1 mld euro. Ze zrozumieniem przyjął działania hiszpańskich klubów, które w ostatnich tygodniach z powodu kryzysu zredukowały zarobki piłkarzy. Zapowiedział też, że powrotu do dawnych wynagrodzeń graczy można się spodziewać dopiero za rok.
POSZUKIWANI DO ROLI
Na sukces w najbliższym czasie w Hiszpanii nie mogą liczyć ani przybywający tam z zagranicy sportowcy, szczególnie piłkarze, ani zwyczajni pracownicy. Ci wprawdzie są witani z otwartymi ramionami przez przedsiębiorców branży przetwórczej oraz w rolnictwie, ale to właśnie w tych sektorach na przełomie czerwca i lipca notowanych było najwięcej nowych zakażeń koronawirusem.
Najbardziej na imigrantów czeka dziś sektor rolny. Zapotrzebowanie na ręce do pracy z zagranicy jest tam na tyle duże, że pod koniec maja rząd Hiszpanii wydłużył imigrantom prawo do pracy w rolnictwie. Decyzja gabinetu Sancheza jest równoznaczna z nadaniem tym ludziom dwuletniego prawa do pobytu na terenie kraju. Centrolewicowy gabinet zgodził się, aby po upływie dwóch lat imigranci zatrudnieni w rolnictwie mogli wydłużyć prawo do pobytu i pracy na terytorium Hiszpanii o kolejne dwa lata. Rząd Sancheza twierdzi, że nowa regulacja służy zapewnieniu brakujących pracowników dla hiszpańskiego sektora rolnego oraz jest odpowiedzią na liczne apele stowarzyszeń branżowych, które wielokrotnie wzywały władze do stworzenia systemu zachęt do pracy na roli. Wskazywały też na konieczność zapewnienia rąk do pracy przed nadejściem czasu zbiorów, a liczbę brakujących pracowników sezonowych szacowały na około 100 tys.
W maju gabinet Sancheza wydłużył też o sześć miesięcy prawo do pobytu w Hiszpanii oraz podjęcia zatrudnienia przez imigrantów, którym wygasła ważność dokumentów. Celem regulacji, jak podkreśla rząd, jest uniknięcie sytuacji „pozostawienia rezydujących w kraju cudzoziemców w sytuacji nieuregulowanej prawem”.