Witamy lato w noc świetojańską. Tak jak nasi przodkowie. Jednak oni bez sztucznego światła i hałasu potrafili nadać tej nocy piękną oprawę i głęboki sens.
Dawniej zdecydowana większość naszych przodków zajmowała się uprawą roli, wiodąc życie przepełnione ciężką pracą, której rytm wyznaczały pory roku. Wszystko miało swój czas. Był czas pracy i czas odpoczynku, czas siewu i czas zbioru.
W tym świecie, kto chciał przeżyć, musiał okazać pokorę wobec sił natury. Ziemia żywicielka była skarbem, który ceniono ponad wszystko. Żywioły przyrody próbowano zrozumieć, okiełznać i przeciągnąć na stronę człowieka, aby mu nie szkodziły, a jeśli to możliwe, służyły dla wzrostu plonów. Towarzyszyły temu liczne przesądy i zabobony, rytuały półmagiczne. Najczęściej niekonfrontowane w sposób świadomy z chrześcijańskim światopoglądem.
Kiedy mijała groźna zima, a słońce pracowicie osuszyło roztopy przedwiośnia, pola, łąki, lasy przybierały się w przyjemną zieleń wiosny. Coraz dłuższy dzień zachęcał do wytężonej pracy. Chłodna noc przestawała być złowrogim królestwem zjaw i upiorów, a stawała się przystanią dla spracowanych rąk i spieczonych słońcem nóg. W przydomowych zagrodach było coraz więcej życia. Na zakończenie pracowitego dnia można było usiąść na ławce, odpocząć i czekać na zbiory. Mogły one przynieść obfitość albo nędzę. Rozpoczynało się lato.
NOC ŚWIENTOJAŃSKA
Najkrótsza noc w roku, która przypada na przełom 21 i 22 czerwca, nazywana była nocą kupały. W mitologii starosłowiańskiej tak nazywano bóstwo płodności. Z czasem zaczęto ją obchodzić w wigilię uroczystości Narodzenia Świętego Jana Chrzciciela, czyli z 23 na 24 czerwca. Stąd nazywano ją również nocą świętojańską.
Na polach zapalano ogniska, zwane sobótkami, wokół których gromadzili się ludzie z okolicy. Ogień krzesano w tradycyjny sposób, przez pocieranie o siebie kawałków drewna. Wierzono, że taki ogień ma właściwości oczyszczające. Miał on odpędzać wszelkie choroby i uroki. Aby zwiększyć oddziaływanie magicznego ognia, wrzucano weń ziele, któremu towarzyszyły tajemne moce. Największą moc przypisywano bylicy. Być może wiązało się to z tym, że ziele bylicy rzeczywiście ma właściwości odstraszające komary oraz inne uciążliwe owady.
Wokół ognia sobótki gromadzono się, aby wspólnie śpiewać i tańczyć. Młode panny, przybrane w wianki z ziół i kwiatów, tańczyły wkoło. Kawalerowie popisywali się, skacząc przez ognisko. Ten, komu udało się wykonać najbardziej płynny skok, uznawany był za najbardziej wartego uwagi. Zdarzało się też wspólnie skakać parom. Dobry wspólny skok miał wróżyć wierność i miłość w przyszłym małżeństwie. Podczas tej wyjątkowej nocy poszukiwano także magicznego kwiatu paproci. Ta roślina miała zakwitać właśnie wtedy, a w jej odnalezieniu miały przeszkadzać złośliwe duchy. Komu jednak się udało, tego w danym roku czekało wyjątkowe szczęście.
Pomyślność wiązano też z innym zwyczajem nocy świętojańskiej. Każda panna wiła wianek, który następnie puszczała na wodę. Wyłowienie wianka przez kawalera dawało pannie nadzieję na zamążpójście. Ta, której wianka nikt nie wyłowił, musiała jeszcze poczekać. Prawdziwe nieszczęście miało spotkać pannę, której wianek zatonął. Wodę z jednej strony uważano za źródło życia, oczyszczenia, krzepkości i zdrowia. Z drugiej strony wiedziano, że może ona być żywiołem niszczącym. W końcu w wodzie królowały topielice, duchy bezpowrotnie wciągające nieszczęśników w swoje wiry. Topielice mogły pociągnąć w swoje objęcia wianki, ale były też niebezpieczne dla ludzi. Na to również znalazł się sposób. Od nocy świętojańskiej można się było spokojnie kąpać, gdyż – jak mówiono – „Święty Jan Chrzciciel ochrzcił wtedy wodę”. Od tej chwili topielice traciły swoje władztwo nad człowiekiem.
WSI SPOKOJNA, WSI WESOŁA
Uroki nocy świętojańskiej przedstawił Jan Kochanowski w „Pieśni świętojańskiej o sobótce”. To szesnastowieczny obraz literacki, który pokazuje nam, jak szeroko rozpowszechniony musiał być zwyczaj sobótki. Choć Kochanowski pozostawił obraz wyidealizowany „wsi spokojnej, wsi wesołej”, w której codziennym życiu pełno było przecież różnych trudów i niepokojów, to jest to cenne źródło wiedzy o wyjątkowej nocy sobótkowej. Dwanaście panien wyśpiewuje całą mądrość ludową związaną z obyczajami tego czasu. Panna pierwsza zaprasza do wspólnego świętowania. Zachęta jest poparta doświadczeniem ojców. Celebracja nadejścia lata w dawnych czasach przyczyniała się do wzrostu plonów i bogactwa. Współcześnie, o czym wyśpiewuje panna, ludzie zapomnieli o tym, żeby oddawać cześć Bogu przez pobożność i świętowanie. „Święta przed tym ludzie czcili,/ A przed się wszystko zrobili;/ A ziemia hojnie rodziła,/ Bo pobożność Bogu miła./ Dziś bez przestanku pracujem/ I dniom świętym nie folgujem;/ Więc też tylko zarabiamy,/ Ale przed się nic nie mamy”. Panna zauważa, że Bogu miły jest słuszny odpoczynek i miła jest celebracja wyjątkowego czasu. Człowiek nie jest stworzony tylko do zarabiania pieniędzy, z których i tak nic nie zostaje. Człowiek ma żyć na chwałę Bożą, ma przeżywać radość i szczęście.
W pieśniach włożonych w usta wyśpiewujących je panien powraca troska o właściwe ułożenie sobie życia. Celem młodej kobiety było wyjście za mąż za kawalera, który był pobożny i pracowity oraz miał w sobie sprawność i fantazję. „I któraż by nie szła rada/ Za tak gładkiego sąsiada?” – pyta panna piąta. Okazuje się jednak, jak to w życiu, że uroda i bogactwo niekoniecznie idą w parze z wiernością i stałością: „I samam tak głupią była,/ Żem ci też kiedy wierzyła;/ Dziś już nic i pókim żywa,/ Znam cię, ziółko, żeś pokrzywa”.
W mądrości wyśpiewywanej przez panny pojawia się też protest przeciwko cierpieniu spowodowanemu ludzką podłością. Panna dziesiąta śpiewa o tęsknocie do ukochanego, który został zaciągnięty do wojska. W swojej bezradności grozi ona sprawcom swojego cierpienia: „Bodaj wszytkich mąk skosztował,/ Kto naprzód wojsko szykował/ I wynalazł swoją głową/ Strzelbę srogą piorunową”.
Dobrze znamy pierwsze słowa pieśni dwunastej panny: „Wsi spokojna, wsi wesoła,/ Który głos twej chwale zdoła?/ Kto twe wczasy, kto pożytki/ Może wspomnieć za raz wszytki?”. Wieś oferuje bogactwo i schronienie przed złowrogim światem. Ci, którzy żyją po dworach albo żeglują po morzach, szukają tylko śmierci. Na wsi czeka zaś na ludzi uczciwa praca. Jeden orze pole, drugi kosi zboże, trzeci pasie stada. Gospodarz prowadzi swoje sprawy, a gospodyni dba o domostwo. Każdy zna swoje miejsce. Panuje ład i porządek. Pracom towarzyszy odpoczynek przy dźwiękach pieśni. Jest to świat znany i bezpieczny, w którym można po prostu żyć.
UTRACONY ZMYSŁ
Kultura wiejska sprzed kilkuset lat była przepełniona magicznymi rytuałami. Wierze w Boga towarzyszyły przekonania wywodzące się z prasłowiańskich czasów. Pogańska mentalność długo pozostawała podstawą przeżywania ważnych wydarzeń. Z czasem ginęła świadomość, że sobótki, kupały i wianki mają swoje źródło w mitologii pierwotnej. Lud ochoczo zachował te zwyczaje, łącząc je z wątkami kultury chrześcijańskiej. Noc kupały została schrystianizowana. Widzimy to już w utworze Kochanowskiego, w którym są jednoznaczne odniesienia do Boga, który błogosławi plonom i nowemu życiu. Wraz z upływem wieków duchy, zjawy, topielice odeszły w dal. Lud przyjął, że przyrodą i światem rządzi Stwórca wszystkiego. W nocy sobótkowej nie bez powodu pojawiła się postać św. Jana Chrzciciela.
Dziś trudno nam zrozumieć, że ludzie tak traktowali świat przyrody. Rozumieli, że kontakt z rzeczywistością taką, jaka ona jest, wymaga od człowieka odpowiedzi i poszukiwania pomocy siły wyższej. Człowiek XXI w. w dużej mierze zatracił ten zmysł i pokorę wobec sił przyrody oraz jej naturalnego rytmu. Świat stał się „technicznym projektem”. A przecież pokolenia odchodzą, a ziemia, ogień, woda, las i jezioro, niemi świadkowie dziejów, pozostają.