Światowy Dzień Dziadków i Osób Starszych przypada w tym roku 23 lipca. Chwilę później rozpoczynają się Światowe Dni Młodzieży. Co jedno z drugim ma wspólnego?
Papież Franciszek zaapelował do młodych, by przed wyjazdem do Lizbony odwiedzili swych dziadków. Starszych zaś prosił, by towarzyszyli młodym modlitwą. W ten sposób przypomniał wszystkim, jak bardzo jedni potrzebują drugich.
SILNA EKIPA
– To jest mój wnuk, Bartuś! – roześmiany starszy mężczyzna przedstawia o głowę wyższego, speszonego nastolatka. – Dziadku, tylko nie Bartuś – mruczy w odpowiedzi chłopak. – Ty zawsze będziesz mój Bartuś, a wie pani, że on jest już młodszym ratownikiem i przepłynął ostatnio 2 kilometry po jeziorze! A to jest Łukaszek, wiceratownik, bo też świetnie pływa, ale jeszcze papierów nie ma – śmieje się ich dziadek, a młodszy brat pręży się dumnie i opowiada o swoich sukcesach, nie dając nikomu dojść do głosu. Po chwili mężczyzna dodaje szeptem: – Widzi pani, pierony to oni są, ale kocham ich nad życie.
I tak krąg życia zatacza koło, dzieci potrzebują starszych, a ci nie mniej tęsknią za kontaktem z młodym pokoleniem.
– Papież Franciszek chce, abyśmy pamiętali o swoich korzeniach i o szacunku dla starszych. Szczególnie w obecnych czasach, kiedy więzi rodzinne są coraz słabsze. Współczesne dzieciaki, które siedzą przed komputerami czy smartfonami, żyjąc życiem odrealnionym, często nie widzą potrzeby, aby porozmawiać z babcią czy dziadkiem, którzy nie rozumieją ich świata – zauważa Waldemar Gujski, adwokat i dziadek trojga wnucząt. – Młodzi nie chcą mieć czasu dla dziadków i wolą mieć święty spokój. Może dobrobyt lub chęć posiadania powoduje, że to wartości materialne stają się ważniejsze, a ludzie zamykają się w swojej skorupie? – dodaje.
Jakby na przekór temu, zdaniem jego wnuka, szesnastoletniego Fryderyka, utrzymywanie więzi międzypokoleniowych jest bardzo ważne, dlatego bardzo docenia on mieszkanie z rodzicami i dziadkami pod jednym dachem.
– Pozwala to na częstsze i głębsze kontakty, które z kolei budują silne więzi. Starsi opiekują się młodszymi, dzielą się swoim doświadczeniem, młodsi zaś pomagają dziadkom poruszać się po cyfrowym świecie i uczą zrozumienia dla współczesnych trendów. Dzięki temu wiemy, że możemy na siebie liczyć i wzajemnie się od siebie uczyć – wymienia Fryderyk. – Poza tym mieszkanie w wielopokoleniowej rodzinie umożliwia podział obowiązków i może znacznie zmniejszyć obciążenie jednej osoby – dodaje chłopiec, który wraz z rodzeństwem pomaga dziadkom w opiece nad swoim wujkiem z zespołem Downa.
– Wiem, że mogę na nich liczyć, i kiedyś będę mogła szczęśliwa zamknąć oczy, bo wiem, że taka silna ekipa nie pozwoli zrobić krzywdy mojemu Jędrkowi – cieszy się ich babcia, Małgorzata Gujska.
BRAĆ I DAWAĆ
– Wnuki to największy skarb dla każdego dziadka. Nie zawsze dostępne, trochę tajemnicze, bo nie znamy ich tak jak własnych dzieci, a jednak mają w sobie cząstkę nas: kolor oczu, spojrzenie, postawę, a czasem umiejętności – wymienia Bogdan Parys, dziadek Marysi i Kuby. – To piękne, że możemy je rozpieszczać i nie zwracać już takiej uwagi na zasady, bo od tego mają rodziców. Oczywiście nie podważamy nigdy ich zdania, ale wnuki muszą się u dziadków czuć jak najlepiej, aby potem miały co wspominać. Ja do dziś pamiętam wakacje u swoich dziadków, ten zew swobody, zapach siana i smak pierogów z jagodami. Chcę, aby moje wnuki też tak miały – dodaje.
Bogdan Parys zawsze wyczekuje końca roku szkolnego, nie mniej niż wnuki. Odkąd były małe, przyjeżdżały do niego i zostawały niemal na całe wakacje. Przez ten czas on też czuł się jak dziecko, a jednocześnie odkąd pojawiły się na świecie, stał się bardziej optymistyczny. – Zawsze wymyślamy sobie jakieś zajęcia. Ja z Kubusiem konstruujemy latawce, gramy w piłkę, a czasem coś naprawiamy, tak jak ostatnio drzwi od stodoły; a potem jeszcze posprzątaliśmy garaż. Napracowaliśmy się wtedy, co? – dziadek puszcza oko do starszego wnuka.
– A my z Marysią chodzimy na jagody, a potem lepimy pierogi, cerujemy skarpety albo karmimy kury, a przy tym cały czas rozmawiamy – wchodzi w słowo żona Bogdana, Danuta. – Oczywiście dzieciaki bawią się też ze swoimi rówieśnikami od sąsiadów i każdy dzień mija tak szybko – dodaje.
– Bardzo lubię te wakacje u dziadków, bo każdy dzień jest inny. Na gospodarce jest zawsze dużo pracy, ale staramy się pomagać dziadkom, bo wtedy mają więcej czasu wolnego i możemy iść na spacer, a ja uczę dziadka grać w grę na telefonie i całkiem nieźle mu idzie. Założyłem mu też profil i może czasem porozmawiać przez internet ze swoimi kuzynami z zagranicy – wyjaśnia Kuba i dodaje, że na koniec wakacji, kiedy odjeżdżają, płaczą wszyscy, a najbardziej dziadek, który długo nie może sobie potem znaleźć miejsca w pustym domu.
WE DWORZE Z DZIADKAMI
Dziewiętnastowieczny dwór w Gałkach nad rzeką Kostrzyń to nie jest zwyczajne miejsce, gdzie wnuki odwiedzają dziadków. Sami dziadkowie więc też nie mogą być zwyczajni. Stworzyli to miejsce dla Fryderyka, Brunona i Laury, którzy uwielbiają spędzać tam czas. Można tam nie tylko odpocząć na łonie natury, poobcować ze zwierzętami, ale też poczuć patriotycznego ducha, o którym tyle opowiadają im dziadkowie.
– Początkowo narzekali, że nie ma internetu i daleko do warszawskich przyjaciół, ale wkrótce sami zrozumieli, że na tym polega urok tego miejsca. Bo w końcu można odpocząć, doświadczyć swobody, ruchu, pojeździć konno i trochę się ponudzić – opowiada Małgorzata Gujska.
W opinii Brunona babcia z dziadkiem poświęcają im dużo czasu i nigdy nie odmawiają pomocy. Pomiędzy codziennymi posiłkami grają w planszówki, chodzą do kina i na basen, a dziadek odwozi ich do szkoły. – Jesteśmy dumni, że jesteśmy taką dużą rodziną, i wielu rówieśników mi tego zazdrości. Dziadkowie mają dla nas więcej czasu niż rodzice, a na pewno więcej cierpliwości i wyrozumiałości, a to sprawia, że bardzo lubimy spędzać razem czas – twierdzi Bruno.
– Od dziadka chciałabym się nauczyć ładnie wysławiać, a nie tak… klepać… – szuka słowa ośmioletnia Laura, a po chwili dodaje: – A od babci chciałabym się nauczyć robić dobre kotlety.
– To jest wielkie szczęście tak funkcjonować – podkreśla Małgorzata Gujska, która choć nie wychowała się w rodzinie wielopokoleniowej, to chciała taką stworzyć swoim dzieciom i wnukom. – Na początku trochę się bałam tego zamieszania, ale od początku włączaliśmy dzieci do prac domowych. Po początkowych potknięciach szybko nauczyły się wykonywać proste obowiązki i teraz mamy dużą pomoc, na przykład w przygotowaniu obiadu i nakryciu stołu dla ośmiu osób. Lubię, kiedy wszyscy siadamy do obiadu i dzielimy się swoimi przeżyciami i spostrzeżeniami po całym dniu. Starsi mówią młodszym o swoich problemach, a potem nawet najmłodsi zostają wysłuchani i to nas ubogaca. Sprawia, że czujemy się rodziną – wyjaśnia Małgorzata Gujska.
WIDZIMY SIĘ W NIEBIE!
Pani Małgorzata podkreśla, że zna dobrze swoje wnuki, bo widziała je już dwie godziny po urodzeniu, towarzyszyła im we wszystkich chorobach i do dziś pamięta, jak trzymała rączkę Fryderyka, kiedy po porodzie trafił do inkubatora, a dziś trudno jej uwierzyć, że jest już niemal pełnoletni. To właśnie on powiedział kilka lat później: „Babciu, ty nie możesz nosić takich czarnych ubrań”. Kiedy zapytała go, dlaczego tak uważa, odpowiedział z wrodzoną szczerością, że to ją postarza, a on chce mieć najładniejszą i najmodniejszą babcię!
– Od tej pory liczę się z jego zdaniem, bo wiem, że on to widzi, i choćby dlatego warto. Pozostali też niejednokrotnie konsultują się ze mną w sprawie wyboru koszuli czy nowej fryzury – wyjaśnia Małgorzata Gujska. – Współczuję ludziom, którzy nie mają wnuków lub z różnych względów nie mają z nimi kontaktu, bo tej relacji nie da się opisać, to trzeba przeżyć.
Robi się już ciemno, kiedy powoli kończymy naszą rozmowę o wnukach. Młodsze rodzeństwo zaczyna się trochę kręcić i bawić ze sobą coraz głośniej, ale krótkie słowo, zdecydowanie wypowiedziane przez dziadka, przywraca spokój. – Dzieci mówią, że jestem surowy – tłumaczy się z uśmiechem Waldemar Gujski – ale dziadkowie nie mogą pozwolić wnukom wejść sobie na głowę. Trzeba wytyczać granice, żebyśmy się wszyscy dobrze czuli w swoim towarzystwie.
– Wnukom nie powinno się odmawiać spędzonego razem czasu i pomocy, bo przecież jeśli odmówi się kilka razy, to być może później już nie przyjdą, bo poczują się odrzucone – mówi Małgorzata Gujska, odpowiadając na pytanie o radę dla wszystkich dziadków i babć. – Żeby pani wiedziała, ile razy mi się już nie chce, bo jestem zmęczona. Wolałabym posiedzieć z książką, ale gdy widzę ich radość, kiedy jednak wstanę i pójdę, to nie ma większej nagrody – wyjaśnia i dodaje, że jej marzeniem jest to, że gdy jej już nie będzie, to wnuki powiedzą: „Różnie było, ale babcia była fajna” i będą o niej pamiętać.
Drugą radą pani Małgorzaty jest przekazywanie wnukom wiary. – Na to trzeba mieć czas, trzeba wyjaśniać różne sprawy i świadczyć przykładem. Wiem, jakie to ważne, bo mnie wiarę też przekazywali dziadkowie. My swoim wnukom zamiast bajek opowiadaliśmy żywoty świętych i zabieramy je w różne święte miejsca, a modlitwa za nie to nasza codzienność, bo chcę, żeby wyrosły na porządnych ludzi i dobrych katolików – kończy Małgorzata Gujska.
Stąd też umówili się kiedyś, że pewnego dnia wszyscy spotkają się w niebie.