Szczyt NATO w Wilnie przyniósł wiele bardzo ważnych decyzji. I choć władze Ukrainy mówią o rozczarowaniu, bo Kijów nie otrzymał zaproszenia do sojuszu, to jednak takie oczekiwania były raczej mało realistyczne. Ukraina dostała dużo.
Przegranym szczytu w Wilnie jest z pewnością prezydent Rosji Władimir Putin. Także dlatego, że swe zastrzeżenia wobec przyjęcia do Sojuszu Szwecji wycofała Turcja. Rosjanie chcieli ograniczenia NATO, a w efekcie agresji na Ukrainę nastąpiło jego poszerzenie. I wzmocnienie wschodniej flanki Sojuszu, czyli obrony tych krajów, które z Rosją graniczą.
Gospodarzem szczytu był prezydent Litwy Gitanas Naus?da, a uczestniczyli w nim m.in. szefowie państw: USA – Joe Biden, Polski – Andrzej Duda i Ukrainy – Wołodymyr Zełenski.
KROKI UKRAINY DO SOJUSZU
Prezydent Zełenski wielokrotnie podkreślał, że liczy na wskazanie przez uczestników szczytu konkretów – jeśli nie przyjęcia do NATO, to określenia dat czy kolejnych kroków. Już po obradach stwierdził, że „rezultaty szczytu NATO w Wilnie są dobre, ale gdyby zaproszono Ukrainę do NATO, moglibyśmy uznać je za idealne”.
Problem polega na tym, że gdyby rzeczywiście Sojusz postanowił przyjąć Ukrainę, to oczywistym następstwem byłoby wejście jego państw członkowskich do wojny z Rosją – bo przecież po to jest NATO, by bronić swoich członków. A tego nikt w Sojuszu nie chce. Zamiast tego wypracowano więc rozmaite mechanizmy współpracy i wsparcia dla Kijowa. Między innymi postanowiono, że Kijów nie będzie potrzebował MAP, czyli Planu Działań na rzecz Członkostwa (Membership Action Plan). A to oznacza, że gdy nastanie właściwa chwila (można przyjąć, że chodzi o zakończenie wojny), Ukraina będzie mogła niemal natychmiast stać się członkiem NATO. Kijów otrzymał też warunki, których spełnienie będzie kluczowe dla podjęcia takiej decyzji. Chodzi o dalsze reformy demokratyczne, antykorupcyjne, a także w sektorze bezpieczeństwa.
Przyjęto przy tym zawierający kolejne etapy program wsparcia, który ma pomóc Ukrainie w przechodzeniu z postsowieckiego sprzętu do NATO-wskiego (co zresztą już następuje, poprzez dostarczanie Ukraińcom sprzętu i wyposażenia) oraz rezygnacji z sowieckich doktryn wojskowych (co także ma miejsce), jak również w odbudowie sektora zbrojeniowego. Jest oczywiste, że już teraz armia ukraińska jest jedną z najsilniejszych w Europie – i nie chodzi tu wyłącznie o wyposażenie, lecz także o wyszkolenie i prowadzenie działań wojennych. Przecież Siły Zbrojne Ukrainy od ponad roku bardzo skutecznie uczestniczą w wojnie.
Ponadto powstała Rada NATO–Ukraina. Jak powiedział sekretarz generalny sojuszu Jens Stoltenberg, ma ona służyć do „rozwiązywania sytuacji kryzysowych, konsultacji i procesu podejmowania decyzji, gdzie będziemy spotykać się jako równi partnerzy”. Wcześniej istniała Rada NATO–Rosja, która z oczywistych powodów przestała funkcjonować.
W czasie obrad pomoc dla Ukrainy zaoferowały państwa członkowskie, m.in. Francja (pociski manewrujące SCALP), Niemcy (20 tys. pocisków artyleryjskich, 40 wozów bojowych Marder, 25 czołgów Leopard 1 i dwie wyrzutnie Patriot), Australia (30 transporterów bojowych Bushmaster) i Norwegia (dodatkowe 2,5 mld koron, czyli łącznie 10 mld w 2023 r.). Jedenaście państw (w tym Polska) stworzyło koalicję dla szkolenia ukraińskich pilotów i mechaników w użyciu i obsłudze myśliwców F-16.
WSPARCIE WSCHODNIEJ FLANKI
Sojusz podjął stanowcze decyzje w związku z agresywną postawą Rosji, toczącej wojnę z Ukrainą i stanowiącej wielkie zagrożenie dla państw Sojuszu (w tym Polski). Przyjęto nowy, kompleksowy plan obronny.
– W nowych planach mamy 300 tys. wojska w wysokiej gotowości, włączając w to znaczące zdolności powietrzne i morskie – mówił Jens Stoltenberg. – Zdecydowana obrona i odstraszanie wymagają bazy przemysłowej, dlatego został przyjęty plan działań, który przyśpieszy wspólne zakupy, zwiększy interoperacyjność oraz będzie zwiększać zdolności produkcyjne i inwestycyjne – podkreślił. – Szacuje się, że gdyby doszło do ataku na Bramę Brzeską, to można byłoby liczyć, że na nasze terytorium około 100 tys. żołnierzy sojuszu zostałoby skierowanych do natychmiastowej obrony – podkreślił po obradach prezydent Andrzej Duda. „Brama Brzeska” to natowskie określenie granicy polsko-białoruskiej pomiędzy Bugiem i Narwią, gdzie – w razie wojny – najprawdopodobniej nastąpiłby rosyjski atak. Podjęto też decyzje o zapełnieniu natowskich magazynów z uzbrojeniem.
Jak wskazał prezydent, nie chodzi tu o samą Polskę i jej obronę. – Dla Polski owszem, ale to bardziej jest [wsparcie] dla wschodniej flanki, bo tak NATO na to patrzy. Nie patrzy jednostkowo, ale patrzy pewną doktryną obrony. W ramach tej doktryny to właśnie zadanie będzie realizowane także u nas i można śmiało powiedzieć, że to jest naszym sukcesem. Zabiegaliśmy o to i to się dzieje, jest zatwierdzone – podkreślił.
Już w Wilnie swoje zastrzeżenia wobec przyjęcia Szwecji do NATO wycofał turecki prezydent Recep Tayyip Erdo?an, co było jednak dość zaskakujące – najwyraźniej przekonał go do tego Joe Biden i obietnice wzmocnienia tureckiej armii. Co prawda konieczna jest jeszcze ratyfikacja tej decyzji przez turecki parlament, ale to wydaje się tylko formalnością, choć może potrwać. To zaś bardzo Sojusz wzmacnia. Szczyt zajął się też sytuacją na Białorusi, zwracając uwagę na „pogłębiającą się wojskową integrację Rosji” i tego kraju. Jak stwierdzono, „NATO pozostanie czujne i będzie nadal starannie monitorować rozwój tej sytuacji, a zwłaszcza ewentualne rozmieszczenie na Białorusi tak zwanych prywatnych firm wojskowych”. W tym ostatnim przypadku chodzi oczywiście o grupę Wagnera, kierowaną przez Jewgienija Prigożina. Sojusz potępił też „wyartykułowane przez Rosję zamiary dotyczące rozmieszczenia na terytorium Białorusi broni nuklearnej i systemów do przenoszenia głowic jądrowych”.
PLAN DZIAŁANIA
– Kolumna marszowa o nazwie Sojusz Północnoatlantycki wykonała również swoje zadanie, które nakreśliła wcześniej na etapach spotkań Rady Północnoatlantyckiej. Pytanie, czy ta kolumna mogła zajść dalej. Pewnie tak, zawsze można zajść dalej – mówił po obradach szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera. – Tylko pytanie brzmi wówczas, czy uda się utrzymać szyk zwarty wśród wszystkich maszerujących. Kluczem jest utrzymanie jedności. Więc w tych warunkach był to optymalny wynik szczytu również z punktu widzenia relacji NATO–Ukraina. I powstanie Rady NATO–Ukraina jest, mogę to spokojnie powiedzieć, historycznym wydarzeniem – stwierdził.
Chodzi o to, że Sojusz po raz pierwszy od czasów zimnej wojny stworzył bardzo konkretny plan działania na wypadek wojny. Bo, niestety, wojna stała się w Europie czymś całkiem realnym. Wiadomo, że Rosja nie może wygrać z Ukrainą, bo jeśli tak się stanie, na jej celowniku znajdą się członkowie NATO, a w pierwszym rzędzie Polska, a także państwa bałtyckie. Po szczycie w Wilnie Sojusz stał się zdecydowanie mocniejszy. I to bardzo dobra wiadomość dla naszego kraju. Możemy czuć się bezpieczniejsi, co nie oznacza, że można założyć ręce i odpoczywać. Przeciwnie: realizacja decyzji z Wilna wymaga bardzo wielu działań i sporego wysiłku. Także finansowego.