Sympatia do Rosji nie jest we Francji domeną jedynie Zjednoczenia Narodowego. Na lewicy widzimy nostalgię za ZSRR. - mówi Nathaniel Garstecka, redaktor pisma „Wszystko co Najważniejsze”, w rozmowie z Piotrem Kościńskim
fot. arch. prywatne Nathaniela GarsteckiJak to się stało, że choć wybory we Francji wygrało prawicowe Zjednoczenie Narodowe, to faktycznym zwycięzcą jest lewica z Nowego Frontu Ludowego?
W drugiej turze Zjednoczenie Narodowe uzyskało 33,4 proc. głosów i 142 miejsca w parlamencie, Nowy Front Ludowy – 28 proc. i 188 miejsc, a Ensemble (Razem), koalicja, w której główną rolę odgrywa Renaissance (Odrodzenie) prezydenta Emmanuela Macrona – 21,8 proc. i 161 miejsc. Taki wynik jest efektem francuskiej ordynacji wyborczej.
Podczas wyborów do Zgromadzenia Narodowego jest 577 jednomandatowych okręgów wyborczych. W pierwszej turze wybrani zostają ci kandydaci, którzy uzyskali ponad 50 proc. głosów. Jeśli żaden z kandydatów w okręgu nie wygrał, do drugiej tury przechodzą dwaj z najlepszym wynikiem oraz wszyscy, którzy uzyskali co najmniej 12,5 proc. głosów zarejestrowanych w okręgu wyborców. Jeśli jest duża frekwencja wyborcza, to pojawiają się „trójkąty”, a więc jest co najmniej trzech kandydatów. W tym roku frekwencja w pierwszej turze była rekordowa i tych „trójkątów” pojawiło się około trzystu. Zazwyczaj na pierwszym miejscu był kandydat Zjednoczenia Narodowego, na drugim lewicy, a na trzecim Ensemble. Lewica porozumiała się z centrystami i w efekcie kandydaci o najsłabszym wyniku, z reguły ci trzeci, wycofali się – a to pozbawiło prawicę zwycięstwa.
Jaka jest ta lewica, Nowy Front Ludowy? To ona będzie największym ugrupowaniem w nowym parlamencie.
Francuska lewica ma zdolność do jednoczenia się przed wyborami, ale tak naprawdę jest bardzo podzielona. Mamy więc La France Insoumise (Francję Niepokorną) Jeana-Luca Mélenchona, który w 2022 r. kandydował na urząd prezydenta i zdobył aż 22 proc. głosów. W przeszłości opowiadał się za wyjściem Francji z NATO i renegocjacją warunków członkostwa w Unii, postulował też podatek 100 proc. od dochodów powyżej pewnej kwoty. Dziś przewodzi skrajnej lewicy, która chciałaby przekształcić Francję w Wenezuelę rządzoną przez Hugona Chaveza. Sięga po elektorat imigrancki, stąd jego zdecydowanie antysyjonistyczne i prohamasowskie nastawienie, zwłaszcza po rozpoczęciu walk w Gazie. Ale oprócz skrajnej lewicy jest też ta bardziej umiarkowana. Są lewicowcy proeuropejscy, są też Zieloni.
Zjednoczenie Narodowe, określane mianem „skrajnej prawicy”, okazało się bardzo silne. Skąd takie poparcie dla tej partii?
Ugrupowanie to, wówczas pod nazwą Front Narodowy, zostało stworzone przez Jeana-Marie Le Pena w 1972 r., a znaczną część jego członków stanowili ludzie, którzy podczas wojny kolaborowali z Niemcami, stąd od samego początku było w pewien sposób naznaczone piętnem faszyzmu. Celem Le Pena nie było zdobycie władzy, ale budowa partii nonkonformistycznej, antysystemowej, z nastawieniem antyimigranckim. Francuzi, mając traumatyczne doświadczenia wojny, nie najlepiej to przyjmowali. A Le Pen pozwalał sobie na trudne do strawienia żarty z imigrantów i Żydów, co wielu szokowało.
Jego córka Marine Le Pen, gdy w 2011 r. przejęła kierownictwo partii, postanowiła uczynić z niej „maszynkę do wygrywania wyborów”. Zmieniła nazwę ugrupowania, pozbyła się najbardziej kontrowersyjnych działaczy, ze swym ojcem na czele, złagodziła mocny, konserwatywny światopoglądowo przekaz – np. akceptując śluby homoseksualistów – zmieniła też politykę gospodarczą. Jean-Marie Le Pen nazywany był w latach 80. „francuskim Reaganem”, a Marine Le Pen skręciła na lewo, szukając poparcia w środowiskach robotniczych. I ta strategia okazała się bardzo skuteczna.
Dziesięć lat temu Zjednoczenie Narodowe otrzymało z rosyjskiego banku pożyczkę, blisko 10 mln euro, na sfinansowanie kampanii wyborczej. W ubiegłym roku francuska komisja parlamentarna stwierdziła „silną zbieżność poglądów” Zjednoczenia „z władzami rosyjskimi w zakresie wartości politycznych i w kwestiach geopolitycznych”. Czy powinniśmy się bać partii Marine Le Pen?
Nie należy się tym szczególnie martwić, bo sympatia do Rosji nie jest we Francji domeną jedynie tego ugrupowania. Na lewicy widzimy nostalgię za ZSRR. Rosja jawi się tam jako ostoja przeciwników kapitalizmu, kraj zdecydowanie antyzachodni. Stąd te rosyjskie sentymenty. Ekolodzy niemieccy, o czym wiemy doskonale, byli wspierani finansowo przez Kreml, który usiłował dzięki temu wzmacniać zwolenników stosowania gazu w gospodarce, a osłabiać tych, którzy chcieli budowy elektrowni atomowych. Francuscy Zieloni myślą i działają podobnie jak ich niemieccy koledzy. Centrum widziało w Rosji kraj, z którym można robić biznes i rozwijać tam inwestycje, stąd obecność takich siedzi handlowych, jak Auchan czy Decathlon. Prezydent Macron, mimo że wygłasza hasła antyrosyjskie, współpracuje z Kremlem – Framatome razem z Rosatomem budują elektrownię jądrową na Węgrzech. Czyli Macron współpracuje z Władimirem Putinem i Viktorem Orbanem!
Z kolei prawica uznaje Rosję za ostoję konserwatyzmu i bastion chrześcijaństwa, który pomaga Francji walczyć z ultraliberałami zza Atlantyku. Wspiera Francuzów w walce z jankesami niszczącymi ich biznes.
Skąd taki dramatyczny spadek poparcia dla Renaissance prezydenta Macrona? Poparcie dla niego samego osiąga zaledwie 20 proc., a przecież wybory prezydenckie wygrał dwa lata temu…
Należy przede wszystkim zadać pytanie, skąd pojawił się prezydent Macron. Od wielu lat francuska polityka opierała się na dwóch blokach: centroprawicy i centrolewicy. Sprzyjała temu wspomniana przeze mnie specyficzna ordynacja wyborcza, zdecydowanie premiująca największe ugrupowania. Macron był ministrem gospodarki za czasów prezydentury François Hollande’a. Przy jego wsparciu stworzył partię En Marche (W Marszu), która potem zmieniła nazwę na LREM, a następnie na Renaissance, faktycznie odłam prawego skrzydła Partii Socjalistycznej w połączeniu z kilkoma mniejszymi ugrupowaniami. To rozsadziło dotychczasowy, stabilny system i wzmocniło radykałów ze Zjednoczenia Narodowego i Francji Niepokornej. Na dłuższą metę Renaissance nie miał szans, bo nie pozwala na to demokracja francuska.
François Hollande miał w pewnym momencie poparcie sięgające zaledwie kilku procent. Jak to się dzieje, że Francuzi tak szybko zniechęcają się do swoich prezydentów?
Za każdym razem są inne przyczyny. Prezydent urzędujący przed Hollandem, Nicolas Sarkozy, odszedł w atmosferze skandali i afer. Hollande został więc wybrany nie tyle ze względu na swój przekaz pozytywny, ile z powodu jego ostrej krytyki pod adresem Sarkozy’ego. I dość łatwo tracił popularność, także ze względu na swoje życie prywatne, romans i rozwód, jak również złą sytuację ekonomiczną i zamachy terrorystyczne. Ale skutecznie „namaścił” następcę, czyli Macrona.
We francuskiej polityce dużą rolę odgrywa kwestia imigrantów…
Imigranci będący obywatelami francuskimi z reguły głosują na lewicę, a że są regiony, np. przedmieścia Paryża, gdzie stanowią większość, to jest oczywiste, że lewica tam wygrywa. Trzeba jednak pamiętać, że do Francji co roku legalnie przybywa 300–400 tys. imigrantów (głównie z dawnych kolonii), a nielegalnie około 100 tys. Tam, gdzie się osiedlają, bywa niespokojnie; imigranci negatywnie wpływają na gospodarkę i pochłaniają duże kwoty na pomoc socjalną i medyczną. Na tym zdobywa głosy skrajna prawica. Zjednoczenie Narodowe już zapowiedziało chęć likwidacji tzw. ius soli, tzn. prawa, że dziecko urodzone na terytorium Francji, choćby rodzice nie byli obywatelami, ma obywatelstwo francuskie. Chce też ograniczyć łączenie rodzin.
W nowym Zgromadzeniu Narodowym żadna partia nie ma większości. Co teraz?
Sytuacja jest bezprecedensowa. Żadne ugrupowanie nie osiągnęło 200 mandatów, więc do większości 289 każdemu wiele brakuje. Mélenchon ogłosił chęć zostania premierem i rządzenia dekretami, ale to się raczej nie uda. Bardziej prawdopodobne jest utworzenie szerokiej centrowej koalicji, idącej od centrolewu (socjaliści, ekolodzy…) do części centroprawicy (kilku posłów Republikanów). Pod znakiem zapytania będzie też strategia Marine le Pen na najbliższe lata.