Motyw psa odnajdującego drogę do pana jest dobrze znany, by wspomnieć choćby rosyjski klasyk „Biały Bim, Czarne Ucho”, także w literaturze, ze słynnym „Lassie, wróć! ” na czele. Niejeden właściciel czworonoga mógłby opowiedzieć podobną historię. Ta najnowsza kinowa, jak na amerykańską produkcję przystało, spełnia kilka warunków: parytet płci i koloru skóry przy doborze aktorów, łopocząca co jakiś czas flaga narodowa, weterani marines dodający dramaturgii – a także promocja homoseksualizmu. Próżno tu szukać rodziny złożonej z mamy, taty i dzieci. Najlepszymi opiekunami psa okazują się dwudziestoparolatek mieszkający z mamą oraz para gejów. Szkoda, bo film, obok tego, że przemyca propagandę, z którą nie zgodzi się wielu rodziców, łatwo kupuje serca dzieci sympatyczną psią narracją i zachętą do czynienia możliwymi rzeczy niemożliwych.
„Chłopiec z burzy” to z kolei malarska opowieść, druga po 1976 r. ekranizacja powieści Colina Thiele’a, wcielająca w życie słowa z „Małego Księcia” o odpowiedzialności za to, co się oswoiło. Fenomenalnie grany tytułowy bohater najpierw ratuje osierocone pisklęta pelikanów, potem się z nimi zaprzyjaźnia, by wreszcie dojrzeć do przygotowania ich do samodzielności i odejścia. Piękne zdjęcia potęgują proekologiczną wymowę filmu. Ta jednak nie poprzestaje na przedstawieniu przyjaźni chłopca z ptakiem. W dzisiejszej kulturze obowiązkowy jest dydaktyczny smrodek: podkreślenie spustoszenia, jakie w naturze sieje człowiek. Za to ciekawym nawiązaniem do ekranizacji sprzed lat jest postać grana w obu filmach przez tego samego legendarnego aborygeńskiego aktora Davida Gulpilila./mo
„O psie, który wrócił do domu”. USA 2019. 96 minut. Reżyseria: Charles Martin Smith. Dystrybucja: UIP Polska
„Chłopiec z burzy”. Australia 2019. 99 minut. Reżyseria: Shawn Seet. Dystrybucja: Monolith Films