Kiedy zaczynamy rozumieć słowa ks. Twardowskiego: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”, jest już zazwyczaj za późno.
15-letnia bohaterka książki „Epidemia” (Espe), autorstwa naszej redakcyjnej koleżanki, dotkliwie uświadamia sobie, że nie jest jednak za duża na przytulanie i że w ogóle nie chce być duża. Ale musi – na świecie nie ma już bowiem prawie żadnych dorosłych, a ona nagle staje się głową rodziny.
W obliczu katastrofy „wtrącający się w życie” dorośli okazują się potrzebni, szkoła jawi się jako ostoja, a zdobywanie wiedzy jednak może się na coś przydać. Okazuje się też, że w młodych tkwi siła, jakiej się nawet po sobie nie spodziewali. To w ich rękach spoczywa teraz odbudowanie świata – bo innego nie ma. Gdy tylko Zuza wybudzi ich z marazmu, zaczną od podstaw. Dopiero teraz – gdy zabraknie rodziców – okaże się, że proste czynności życiowe, na które dotąd nie zwracało się uwagi, nie robią się same…
Jak to dobrze móc odłożyć książkę i – niczym po koszmarze nocnym – powiedzieć: „To tylko sen”. Zarysowane przez autorkę wizje powinny jednak służyć jako przestroga, póki nie jest za późno, a postawy młodych bohaterów dać do myślenia, jak wychowywać młode pokolenie na ludzi zaradnych, pomocnych i szczęśliwych mimo przeciwności.
Basia Wiśniowska,
„Epidemia”,
Wydawnictwo Espe,
Kraków 2021