Ścisk i gwar na każdym cmentarzu: od maleńkiego w Odrowążu, przez pełen historycznych napisów i dat w Skarżysku-Kamiennej, aż po ogromne Bródno.
Ale poczciwe cmentarze pomieszczą wszystkich odwiedzających, tak jak mieszczą wszystkich, którzy przeszli już na tamtą stronę życia. – I teraz się z nimi spotykamy, prawda? – retorycznie pytał Staś, bo przecież jako dziesięciolatek odpowiedź zna. Właśnie z tego powodu tak lubi uroczystość Wszystkich Świętych: że wszyscy jesteśmy razem – mówi – całą rodziną, razem z nimi, którzy tu są pochowani. – I o nich wtedy właśnie dowiadujemy się najwięcej – tłumaczy swoje pozytywne podejście.
Na cmentarz poszedł przygotowany: miał zeszycik i długopis, przy kolejnych grobach siadał więc i spisywał swoje pra, prapra i prapraprababki. A potem dociekał: kto, gdzie, z kim i w jakich okolicznościach, zwłaszcza wojennych, bo historia pociąga go przede wszystkim. I wysnuł nieoczekiwany wniosek: że w naszym polskim przypadku powinniśmy mieć dziesięć dni Wszystkich Świętych i Zaduszek: aż do Święta Niepodległości.
– Bo przecież – tłumaczył, dumny z odkrycia – na 11 listopada też wspominamy zmarłych, bo to oni zaczęli Polskę. Tamci żołnierze.
Wieczorna wizyta na Cmentarzu Wojskowym dopełniła treści. Młodszy o połowę Leon nie wiedział wprawdzie, kim był „panteon”, ale kiedy zrozumiał, palił z ojcem kolejne znicze i ustawiwszy je, sam z siebie stanął na baczność. Uważał też, że formuła „Chwała bohaterom” w takim miejscu należy do modlitwy!
Przy obiedzie rodzinnym, wyjątkowym w tym dniu z powodu wspólnie przeżytej porannej – a nie tej „dla dzieci” – Mszy Świętej i pracowitego przedpołudnia, najmłodsze pokolenie wypytywało i dociekało: co to znaczy wujenka, co stryj, kim jest bratowa, kim szwagier. Bo w szkole uczą się tych wszystkich zapomnianych wyrażeń i jeszcze rysują drzewo genealogiczne. Brawo!
Na cmentarzach feeria barw i kształtów zdaniem wielu osób przesłania sedno. Bo zza chryzantem wręcz nie widać twarzy, dzieci ciamkają pańską skórkę i machają wiankami z obwarzanków. Jednym słowem folklor warszawski! Dla jednych rozkoszny, dla innych dziwaczny, dla niektórych być może wstrząsający. Przecież miał być dzień zadumy i refleksji, a tu takie obyczaje! A jednak nie!
Młodzi księża – pozdrawiamy księdza z parafii św. Włodzimierza, który czyta nasz tygodnik, co powiedział nam, wpisując wypominki – wysłani na „dyżur wypominkowy” nie mieli szans na przegryzanie obwarzanków, choć ich częstowano. Ruch był bowiem ogromny: wciąż ktoś podchodził i zgłaszał swoich zmarłych, zeszyty zapełniały się w szybkim tempie. Wiara w świętych obcowanie i siła listopadowej modlitwy za zmarłych jest – w tym dniu przynajmniej – dość oczywista. Przy niejednym grobie trwała modlitwa, niekiedy ewangelizacyjnie głośna. Na plebanii w Odrowążu sympatyczny proboszcz w sobotę pracował, bo przyjezdni właśnie wtedy mają czas, a chcą przecież zapisać jeszcze raz swoich zmarłych do wspólnej modlitwy. Piękno tych dni jest większe niż nasze niedostatki.
Barbara Sułek-Kowalska |