Trochę nas mało… ale Pan Bóg liczy do jednego.
„Gdy wjechał do Jerozolimy, poruszyło się całe miasto i pytano: »Kto to jest?«” (Mt 21,10). Mateusz, gdy na początku swojej Ewangelii opisuje historię mędrców ze Wschodu, opowiada, jak wtedy w Jerozolimie nic nie wiedziano o nowo narodzonym królu żydowskim, a wiadomość o tym „przeraziła” Jerozolimę. Teraz w Jerozolimie nastąpiło „poruszenie”. Mateusza posługuje się tu terminem wyrażającym wstrząsy wywołane trzęsieniem ziemi.
„O proroku z Nazaretu coś słyszano, wydaje się jednak, jakby Jerozolimy On w ogóle nie interesował, nie znano go tutaj. Tłum, który oddawał hołd Jezusowi na obrzeżach miasta, to nie ten sam, który później domaga się Jego ukrzyżowania” (Benedykt XVI). W tej podwójnej informacji o niepoznaniu Jezusa, będącym wyrazem obojętności, a jednocześnie przestrachu, można wyczuć aluzję do owej tragedii Jerozolimy, którą Jezus zapowiadał wielokrotnie.
Mateusz i Marek piszą, że już przy wychodzeniu z Jerycha towarzyszył Jezusowi „wielki tłum”. O tłumach słuchaczy Jezusa dość często piszą Mateusz i Łukasz. Ale czy w naszych czasach, gdy na wszystko patrzymy przez statystyki, ten przekaz jest zrozumiały? Czy dziś byśmy nie powiedzieli, że nieliczni szli za Jezusem, a Jerozolima i świat żyli całkowicie czymś innym?
W dniach koronawirusa liczby są bardzo obfite, brakuje natomiast masek, testów, respiratorów… Rządy podają dane w czasie rzeczywistym, a media przekazują nam liczbę zarażonych, zmarłych, wyleczonych. Informacja jest zawsze mile widziana, aby uniknąć oszustw, które w sytuacjach alarmowych są bardziej zaraźliwe niż wirusy. Są jednak szczegóły statystyczne, które budzą nieufność. Gdy piszę ten tekst, tabela mówi, że „na świecie” jest 244 tys. 523 potwierdzonych infekcji, dokładnie – ani więcej, ani mniej. „Świat” tych statystyk jest zwykle światem krajów rozwiniętych, które mają środki do liczenia zachorowalności i przyczyn śmierci. Ale pojawiły się też przypadki w krajach takich jak Somalia czy Benin, gdzie bardzo trudno powiedzieć cokolwiek przy pomocy wiarygodnych statystyk.
Historia zbawienia nie mieści się w teoriach statystycznych. Tam decydują pojedyncze przypadki: Adam, Abraham, Mojżesz… Maryja, garstka apostołów. W tych dniach pustych kościołów spójrzmy z takiej perspektywy. „Trochę nas mało… ale Pan Bóg liczy do jednego” – nie jest to pociechą przegranych, lecz przekazem Ewangelii: garstka świadków w Betlejem, niewielka grupa przy wjeździe do Jerozolimy, jeszcze mniejsza liczba przy krzyżu…