Brak energii elektrycznej na Ukrainie jest szczególnie dotkliwy w przypadku osób wymagających urządzeń wspomagających życie. Działająca przy katedrze lwowskiej fundacja „Dajmy Nadzieję” od lat prowadzi domowe hospicjum dziecięce. Obecnie, ze względu na brak prądu, hospicjum boryka się z problemem finansowania paliwa do agregatów prądotwórczych.
Pod opieką lwowskiego hospicjum znajduje się obecnie 20 rodzin z dziećmi wymagającymi opieki paliatywnej. Mieszkają one nie tylko we Lwowie, ale także w małych miejscowościach i wioskach w promieniu do 200 km od tego miasta.
Mamy teraz ciężką sytuację, dlatego że zaczęli nam wyłączać światło, a dzieci, którymi się opiekujemy, potrzebują prądu
- mówi Janina Andrejczuk, lekarz hospicyjny.
Zależą one od różnych maszyn: są to aparaty do oddychania, aparaty do odsysania śluzu i dzieci muszą być tym wszystkim zabezpieczone. Są też aparaty, które wytwarzają tlen, bo dzieci potrzebują tlenu. To wszystko wymaga prądu, a my go nie mamy. Zapewniliśmy wszystkim dzieciom agregaty, które wytwarzają prąd, ale one z kolei potrzebują paliwa. I mamy z tym problem. Agregaty pracują pół doby i na każde dziecko wydaje się bardzo dużo pieniędzy.
Kiedy wybuchła wojna większość rodzin z chorymi dziećmi w obawie przed podróżą nie zdecydowała się na wyjazd za granicę. Są też rodziny, które w miesiącach letnich powróciły do domów i obecnie znajdują się pod opieką hospicjum.