Jednocześnie mieniąca się barwami okładka czasopisma podpowiada, kto ową walkę wygrał: świat konsumpcji. Wiemy już, jaką odpowiedź na pytanie: „Co z tą Polską?” proponuje nam, Polakom, wpływowy, błyszczący tygodnik.
Przypomnijmy teraz odpowiedź zaproponowaną przed laty przez tego, który – zdaniem owego tygodnika – „przegrał”. Oto słowa Jana Pawła II wypowiedziane w czerwcu 1979 roku na krakowskich Błoniach: „Zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię «Polska», raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością – taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym – abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili, abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy. […] Abyście nigdy nie utracili tej wolności ducha, do której On „wyzwala” człowieka, abyście nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest «największa», która się wyraziła przez Krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma ani korzenia, ani sensu”.
Jak jego prośbę spełniali i spełniają Polacy?
Przyjrzyjmy się poziomowi praktyk religijnych. Wyniki różnych badań przynoszą zbieżny rezultat: udział naszych rodaków w niedzielnych nabożeństwach najpierw – na przełomie lat 70. i 80. – wzrósł, a później, przy fluktuacjach, powoli malał.
Po wyborze Jana Pawła II, jego pierwszej pielgrzymce, powstaniu „Solidarności” i szoku stanu wojennego praktyki religijne zaczęła powszechnie deklarować „peerelowska inteligencja” – ludzie z wyższym wykształceniem. Wedle ówczesnych (oczywiście tajnych) badań OBOP dla Biura Politycznego KC PZPR odsetek osób po studiach określających się jako niewierzące spadł z 32 proc. do 10 proc. Podobne zjawisko dotyczyło osób z wykształceniem średnim, w tym urzędników. Ów powrót „socjalistycznych elit” do zachowań i tożsamości zachowanych przez ciągle religijną, mniej wykształconą, większość narodu zaowocował wzrostem ogólnopolskiego wskaźnika praktyk. Według Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego w roku 1982 wynosił on aż 57 proc. Później nieco zmalał, ale wciąż wahał się w granicach 50 proc.
Gdy kusił nas – nazbyt parcianą retoryką – „samogonny Mefisto w leninowskiej kurtce” z wiersza Herberta, spełnianie prośby papieża Polaka było wyzwaniem, któremu potrafiliśmy sprostać. Pomagała – według słów poety – potęga smaku. Siły obozu (re)ewangelizacji i związane z kryzysem ustroju procesy desekularyzacji przeważyły nad połączoną presją procesów laicyzacji i słabnących sił „naukowego ateizmu”.
Bilans czasów wolności
Jak jest w latach demokracji, rynku i odzyskanej niepodległości? Jak zachowaliśmy się, gdy smak musiała zastąpić dzielność, „nieznośna w swym uporze” cnota? Gdy kuszono nas „lepieji piękniej”?
Z jednej strony Kościół wraca do przestrzeni publicznej. Krzyże pojawiają się w urzędach. To powrót do wzoru wypracowanego jeszcze w czasach I Rzeczpospolitej: sojuszu Kościoła i religii ze specyficznym polskim republikanizmem.
Z drugiej strony, towarzyszący transformacji kryzys, a także zachłyśnięcie się wolnością i światem kolorowych towarów przynoszą spadek wskaźnika praktyk religijnych. W roku 1993 wynosi on 43 proc. Jednak później tendencja odwraca się: pod koniec dekady wskaźnik wynosi 46-48 proc., a do połowy następnej dekady – ok. 45 proc. Jednocześnie prawie podwaja się (z ok. 10-11 proc. w latach 1988-90 do 16-19 proc. w latach 1998-2007) wskaźnik communicantes: ludzi przystępujących do Komunii świętej. Bardzo powolnemu zmniejszaniu się odsetka ludzi stale praktykujących towarzyszy bardziej dynamiczny i wyraźny proces wzmacniania siły ich wiary.
Polska, zmieniając się głęboko, budując rynek i demokratyczne społeczeństwo, nie odrzuca (co zdarzyło się wcześniej w sporej części państw Zachodu) swoich kulturowych, religijnych tożsamości. Podobnie jak np. Włochy, Chorwacja, Turcja czy USA podąża ścieżką modernizacji bez sekularyzacji.