Edukacja zdrowotna ma od 1 września 2025 r. zastąpić wychowanie do życia w rodzinie. Nowy przedmiot może być pretekstem do przeforsowania zmiany modelu edukacji seksualnej.
fot. FreepikMEN zapowiada, że nowy przedmiot będzie poruszał tematy zdrowia psychicznego i fizycznego, właściwego odżywiania, profilaktyki uzależnień i edukacji seksualnej. – Sęk w tym, że w polskich szkołach edukacja zdrowotna jest realizowana od wielu lat – mówi Teresa Król, doradca metodyczny w zakresie wychowania do życia w rodzinie i autorka programów nauczania WDŻ, od ponad 30 lat konsultantka wychowania seksualnego i prorodzinnego. – Biologia, przyroda, wychowanie fizyczne, wychowanie do życia w rodzinie to przedmioty, których podstawa programowa zawiera treści z zakresu edukacji zdrowotnej. Po co dokładać uczniom kolejną obligatoryjną godzinę, gdy ci, jak twierdzi sama pani minister, i tak są przeciążeni? – pyta retorycznie. – Wiele wskazuje na to, że pod płaszczykiem szlachetnych haseł do szkoły zostanie wprowadzona permisywna edukacja seksualna.
Agnieszka Marianowicz-Szczygieł, psycholog z Instytutu „Ona i On”, wyraża obawę, że zostanie zastosowana technika psychomanipulacji nazywana przez nią metodą „na kanapkę”. – Treści kontrowersyjne wkładane są między treści społecznie akceptowalne: zdrowie, neutralność światopoglądowa, działanie dla dobra dziecka – tłumaczy. – Tak podane założenia mają odciągnąć uwagę od sedna, którym jest przeforsowanie zmian w edukacji seksualnej.
NIECH ŻYJE SWOBODA
Realizowany w Polsce od 1998 r. model edukacji seksualnej typu A oparto na wychowaniu do abstynencji seksualnej, czystości przedmałżeńskiej i wierności. Typ B to wiedza biologiczna, oderwana od wartości etycznych. Typ C łączy założenia obu powyższych, z czym prawdopodobnie będziemy mieli do czynienia w przypadku nowego przedmiotu. – Typ C jest pod względem skutków modelem B, a WDŻ, mimo że okrzyknięty typem A, zawiera odnośniki do szerszego kontekstu (np. przegląd środków antykoncepcyjnych), więc jest modelem o wiele bardziej zrównoważonym, ale też wskazującym młodzieży wzorce – podkreśla Agnieszka Marianowicz-Szczygieł.
Kierownikiem zespołu ds. edukacji zdrowotnej został prof. dr hab. Zbigniew Izdebski, pedagog i seksuolog, zwolennik kontrowersyjnych standardów WHO, współpracownik Planned Parenthood i Instytutu Kinseya, organizacji znanej z lobbowania na rzecz upowszechniania aborcji. Podstawę programową nowego przedmiotu opracowuje też m.in. Antonina Kopyt, edukatorka seksualna współpracująca z fundacją SEXEDPL. Organizacja, której założycielką jest modelka Anja Rubik, promuje m.in. masturbację, antykoncepcję, przygodny seks oraz ideologię LGBT. Wychowanie do abstynencji, na którym bazuje model A, prof. Izdebski nazywa naiwnością i idealizmem, w zamian proponując koncepcję różnorodności seksualnej i braku jednoznaczności. „Chcę być rzecznikiem wolności seksualnej kobiet” – mówił w wywiadzie dla miesięcznika „Zwierciadło”. „Fantazje seksualne są dla kobiet, pornografia jest dla kobiet, masturbacja jest dla kobiet, seks bez miłości też jest dla kobiet” – dodał.
Tymczasem odrywanie seksualności od kontekstu relacji, rodziny i dzietności, z którym mamy do czynienia w modelu B i C, ma szereg niepożądanych następstw. – Kryzys demograficzny, prymitywizacja seksu, wzrost liczby partnerów seksualnych, epidemia chorób przenoszonych drogą płciową czy nawet spadek satysfakcji płynącej z kontaktów seksualnych to tylko niektóre z nich – wymienia Agnieszka Marianowicz-Szczygieł.
Według CDC, amerykańskiej agendy rządowej ds. zdrowia, w USA na skutek rewolucji seksualnej jedna na pięć osób doświadcza zakażeń przenoszonych drogą płciową, co kosztuje budżet 16 mld dolarów rocznie. Blisko połowa nowych infekcji dotyczy osób w wieku od 15 do 24 lat. CDC podaje, że skuteczna prewencja powinna obejmować opóźnianie pierwszego stosunku, obniżanie liczby partnerów seksualnych, a jeśli już ktoś decyduje się na seks, używanie prezerwatyw. – Paradoksalnie to właśnie w takich krajach jak Szwecja czy Anglia, gdzie prezerwatywy i środki poronne rozdawane są przez higienistki w szkołach, notuje się znacząco wyższy wskaźnik ciąż – zauważa Teresa Król.
NIE DZIAŁA?
Zdaniem ekspertek wciąż stosunkowo niski poziom ryzykownych zachowań seksualnych wśród polskiej młodzieży jest dowodem na skuteczność modelu edukacji seksualnej. – Młodzież potrzebuje jednoznacznych, szlachetnych wzorców. Efektem braku norm i drogowskazów jest zagubienie – zaznacza Agnieszka Marianowicz-Szczygieł. – Dziś tym bardziej potrzebujemy wychowywać do odpowiedzialności seksualnej, pokazywać wartość wierności i małżeństwa. Nie tylko ze względów religijnych. Małżeństwo jako instytucja prawna w najwyższym stopniu jest w stanie zabezpieczyć interesy kobiet i dzieci.
„Wychowanie do życia w rodzinie odstrasza”, „Traumy z zajęć mam do dziś” – grzmiały nagłówki znanych portali, które przez lata wyjmowały z kontekstu i obśmiewały cytaty z podręczników do WDŻ, narzekając na brak rzetelnej wiedzy i nacechowanie ideologiczne przedmiotu. – Czarny PR, jaki zafundowano wychowaniu do życia w rodzinie, zrobił swoje i z czasem sale lekcyjne zaczęły świecić pustkami – tłumaczy Teresa Król. – Dyrektorom szkół odpuszczenie nieobligatoryjnego przedmiotu, który i tak wciskali na pierwszą lub ostatnią godzinę lekcyjną, było na rękę.
Tymczasem badania przeprowadzone przez dr. Szymona Czarnika z Instytutu Socjologii UJ w szkołach gimnazjalnych i średnich w Krakowie i Białymstoku (w latach 2012–2015) wykazały, że obraz przedmiotu WDŻ reprezentatywny dla całego kraju radykalnie odbiega in plus od obrazu prezentowanego w mediach. „Młodzi dobrze oceniają przedmiot i kompetencje prowadzących, a ci, którzy czerpią wiedzę ze szkoły i od rodziny, mają poważniejsze podejście do współżycia seksualnego” – pisał socjolog.
– Biorąc pod uwagę potwierdzoną skuteczność wychowania do życia w rodzinie, to WDŻ powinien być naszym towarem eksportowym – mówi Agnieszka Marianowicz-Szczygieł. – Zdrowa, zapewniająca wierną miłość i spełnienie koncepcja seksualności wydaje się najrozsądniejszym modelem etyki seksualnej. Tymczasem przedmiot zostaje ot tak wyrzucony do kosza – zamiast modyfikacji, udoskonalenia, zadbania o lepszą realizację.
SĄ KONTROWERSJE
Minister Barbara Nowacka zapewnia, że zespół powołany do tworzenia programu nowego przedmiotu nie będzie kierował się poglądami, lecz dobrem dziecka. Czy jest się czego obawiać? „Zaprojektuj dom publiczny dla wszystkich orientacji seksualnych” – brzmiało zadanie w jednym z podręczników do edukacji seksualnej dla niemieckich licealistów. – Nie spodziewam się, że w podstawie programowej nowego przedmiotu pojawią tego typu pomysły – mówi Agnieszka Marianowicz-Szczygieł. – Przeciwnie, podejrzewam, że zastosowany zostanie „język środka”, okraszony szlachetnymi hasłami o zdrowiu, profilaktyce i adekwatności wiedzy i zachowań seksualnych. Przeciętnemu rodzicowi trudno będzie w tym wychwycić szkodliwe treści.
Na konferencji na temat edukacji seksualnej, która miała miejsce w Polsce w 2010 r., jednym z prelegentów był prof. Linux Dietz, przewodniczący Niemieckiego Towarzystwa Wychowania Płciowego (DGG). Zwierzył się, że pewnego razu jego 15-letnia córka wróciła ze szkoły ze spuszczoną głową. Na pytanie zatroskanego ojca wyznała, że w ramach zajęć z edukacji seksualnej puszczono uczniom film pornograficzny. „Proszę państwa, nie wiem, czy te wszystkie moje dokonania są dobre” – zakończył swój występ niemiecki seksuolog.
– Potrzebujemy przebudzenia i zaangażowania w tworzenie atrakcyjnych kontrpropozycji – mówi Agnieszka Marianowicz-Szczygieł, autorka filmu „To nic takiego” o genezie i sposobach wdrażania założeń permisywnej edukacji seksualnej na Zachodzie. Podkreśla konieczność mocniejszego przylgnięcia do moralności chrześcijańskiej i zadbania o to, by rodzina była miejscem kształtowania młodego człowieka.