„Czasem trzeba odpuścić" – któż z nas nie powtarzał sobie takiego hasła, kiedy zwyczajnie, po ludzku wiedział, że już nie da rady albo ma dość?
Fot. materiały prasowe, NETFLIXFilm o tym samym tytule to zaproszenie do wzięcia udziału w podróży, która na nowo ustawia nas na właściwe tory. Kino drogi, które chce nas skonfrontować, z naszą hierarchią wartości czy relacjami z najbliższymi.
Ile czasu nieraz straciliśmy na tym, aby znaleźć dobry, interesujący, wartościowy film; kilkanaście czy kilkadziesiąt minut. Spieszymy z propozycją oraz krótką recenzją. Kto wie, może w tym serwisie będzie to już regularna publikacja?
Oferta popularnego serwisu Netflix w ostatnim czasie – szczególnie w przestrzeni internetu – zbiera dużo pozytywnych opinii. Także na naszym rodzimym Filmwebie, ma ponad 4 tys. ocen, średnia wychodzi bardzo wysoka, bo aż 7.2. I nie jest tu nic na wyrost.
Główna bohaterka – Stella (Josephine Bornebusch – odpowiadająca także za scenariusz i reżyserię filmu) to postać, która próbuje mieć wszystko pod kontrolą. Jednak dramat, z którym się mierzy, burzy to wyobrażenie. Jej zmaganie sprawia, że tak naprawdę głównym bohaterem staje się cała rodzina, która jest już na krawędzi. Żeby ratować relacje z najbliższymi, postanawia wybrać się w podróż, aby spróbować poukładać wszystko na nowo.
Filmowy obraz, karmiący nas (momentami) surowym skandynawskim klimatem, chwilami może nie pociągać. Ta surowość w postawach kolejnych bohaterów także nie będzie powodować, że film odbierzemy jako miły i przyjemny. Ale ważny jest końcowy efekt. Przemiany, których doświadczają członkowie rodziny, to swoisty, specyficzny happy end. Specyficzny, bo nie kończy się słodkim „i żyli długo i szczęśliwie". Mimo to warto obejrzeć ten film, bo to podróż także do naszego wnętrza.