Film jest ekranizacją bestsellerowej powieści – pokazywaliśmy ją w „Idziemy” – skromnego pastora z małego miasta w stanie Nebraska Todda Burpo, który opisał niewytłumaczalne od strony racjonalnej zachowanie swojego synka. Czteroletni Colton po powrocie do domu po ciężkiej operacji zaczął opowiadać rodzicom o swoich doznaniach podczas narkozy. Otóż napotkany Jezus miał zaprowadzić go do miejsca, które chłopczyk nazwał Niebem, gdzie Colton spotkał dziadka i nienarodzoną siostrę (matka przeżyła poronienie, o którym dziecko nie wiedziało). Przede wszystkim chłopiec w uśpieniu widział przebieg operacji, rozpacz, modlitwy rodziców itd.
Autorzy tego familijnego filmu zastanawiają się nad fenomenem wiary, rozterek i zwątpień rodziców chłopca, którym trudno było uwierzyć w Bożą ingerencję w życie rodziny. Sprawa nabrała w Ameryce rozgłosu i stała się przedmiotem wielu analiz. Autorzy filmu ukazują te niezwykłe wydarzenia w sposób miejscami przesłodzony, dydaktyczny i niepotrzebnie dosłowny. Niemniej jednak poznajemy tu fakty i świadectwa chłopca, rodziców, ich sąsiadów i parafian z małego miasteczka. Wszystko to świadczy o jednym: że zdarzają się na świecie wydarzenia, które nie poddają się racjonalnym wyjaśnieniom. Dlatego film można polecić widzom do życzliwej i krytycznej refleksji.
„Niebo istnieje... naprawdę” („Heaven is for Real”), USA, 2014.
Reżyseria – Randall Wallace. Wykonawcy: Greg Kinnear,
Kelly Reilly, Connor Corum i inni.
Dystrybucja – UIP.
Mirosław Winiarczyk |