Ostatnio na pierwsze strony gazet wrócił kard. Adam Sapieha. Został oskarżony o wykorzystywanie seksualne podległych mu księży niemal dokładnie 70 lat po procesie krakowskiej kurii, wyreżyserowanym przez komunistów m.in. po to, by zniszczyć o nim pamięć.
„Powiedzenie oficera śledczego «musimy Kardynała [Sapiehę] przewrócić do góry nogami w grobie» mówi wiele samo za siebie” – tłumaczył cel procesu księży kurii krakowskiej jeden z oskarżonych, ks. Jan Pochopień. Po rozbiciu resztek legalnej opozycji w kraju i najsilniejszych grup podziemia antykomunistycznego przyszła pora, by zabrać się za ostatniego silnego wewnętrznego przeciwnika reżimu. Proces, który odbył się w styczniu 1953 r., był pierwszym z serii mocnych uderzeń komunistów w Kościół katolicki w tym roku. Kolejne to przede wszystkim proces pokazowy biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka i internowanie prymasa Stefana Wyszyńskiego. Proces księży kurii krakowskiej miał przygotować propagandowo opinię publiczną do rozprawy z Kościołem. Przy okazji komuniści chcieli zburzyć autorytet zmarłego w 1951 r. kard. Adama Sapiehy, ogromnie poważanego za niezłomność w czasie niemieckiej okupacji. Za patriotyczną postawę zwany był „księciem niezłomnym”. Po zakończeniu wojny Sapieha traktowany był jako symbol oporu również przeciw komunistom.
ZEZNANIA
W dokumencie Marcina Gutowskiego „Franciszkańska 3” podstawą zarzutu wobec Sapiehy o wykorzystywanie seksualne księży są zeznania ks. Andrzeja Mistata, byłego kapelana i sekretarza arcybiskupa krakowskiego. Jako zadeklarowany przeciwnik komunizmu ks. Mistat był często nękany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. W latach 1948 i 1949 był wielokrotnie przesłuchiwany – próbowano wyciągnąć od niego informacje na temat kontaktów Sapiehy z Watykanem i przedstawicielami krajów zachodnich. Na początku sierpnia 1949 r. został aresztowany. Zeznanie o seksualnych skandalach z Sapiehą w roli głównej złożył 10 sierpnia 1949 r. W listopadzie 1950 r., trzy lata przed procesem księży kurii krakowskiej, został skazany za szpiegostwo na dziesięć lat więzienia. Przesłuchania wspominał jako „ustawiczne nękanie i upadlanie człowieka”. Nie wiadomo, w jaki sposób wydobyto od ks. Mistata zeznania przeciw Sapieże. Wiadomo, że nie zostały później przez komunistów wykorzystane, mimo że ks. Mistat był przez nich dowożony na proces księży kurii krakowskiej jako świadek.
Żeby właściwie ocenić wiarygodność jego zeznań z 1949 r., warto przyjrzeć się metodom stosowanym w przygotowaniach do pokazowego procesu. Do podstawowych należało fabrykowanie skandali obyczajowych. W procesie księży kurii krakowskiej tę metodę wykorzystano przeciwko ks. Józefowi Lelicie, głównemu oskarżonemu. Protokoły przesłuchań bywały całkowicie zmyślone przez śledczych i podsuwane tylko do podpisu. Ks. Jan Pochopień tak opisywał przesłuchania, które miały doprowadzić do kompromitacji Sapiehy: „Gdy spisany protokół w czasie przesłuchania nie odpowiadał zamierzonym celom (…), na drugim przesłuchaniu oficer śledczy darł go, oświadczając «lipy nie będziemy podpisywać»”. Na oskarżonych wymuszano zeznania obciążające kurię krakowską pod groźbą zastosowania przez sąd kary śmierci. Ich bliscy byli zmuszani do pisania listów pod dyktando, wykorzystywanych później do szantażu emocjonalnego. Edward Chachalica, kolejny oskarżony w procesie, twierdził: „dążeniem organów śledczych nie jest ustalenie prawdy obiektywnej, ale spreparowanie sprawy według wzorów ściśle przez siebie ustalonych. (…) zaczęto stosować wobec mnie tzw. «stójki». Stałem tydzień w kącie i gdy nogi puchły mi tak, że nie mogłem już stać, mdlałem, odprowadzano mnie na celę. Gdy nogi sklęsły – od nowa!”. Ks. Lelito był w pierwszym okresie śledztwa przez trzy tygodnie nieustannie pozbawiany snu. Później pisał: „W tym stanie gotów byłem podpisać nawet wyrok śmierci, byle mieć trochę spokoju”.
ŚLEDZTWO
Osią oskarżenia przeciw duchownym kurii stała się współpraca z wywiadami krajów Zachodu w celu obalenia ustroju w Polsce. Nie były to zarzuty całkowicie wyssane z palca. Rzeczywiście polskie stronnictwa polityczne na emigracji, finansowane przez brytyjskie i amerykańskie służby wywiadowcze, starały się zdobywać informacje o sytuacji w Polsce. Robiły to dzięki raportom indywidualnych korespondentów w kraju. Jednym z takich korespondentów był ks. Józef Lelito. Jego sprawa nie różniłaby się jednak od wielu innych procesów politycznych w Polsce Ludowej, gdyby śledczym nie udało się wpaść na trop powiązania ks. Lelity z krakowską kurią. Ks. Lelito był wikariuszem w Rabce, w diecezji krakowskiej, więc siłą rzeczy musiał od czasu do czasu kontaktować się z kurią. W śledztwie udało się doprowadzić do złożenia zeznań obciążających dwu notariuszy kurii, którzy mieli rzekomo udzielać ks. Lelicie ważnych informacji, mając świadomość, że będą one przesłane w raportach za granicę. To dało pretekst do dokonania rewizji w pałacu biskupim.
Dzięki pierwszej rewizji komuniści zyskali pełny dostęp do archiwum kurii – dziś tak głośno postulowany przez publicystów od prawej do lewej strony. Wgląd w teczki personalne księży archidiecezji dał im wiedzę m.in. o moralnych przewinach niektórych kapłanów, co było bardzo przydatne w próbach pozyskiwania wśród duchowieństwa współpracowników reżimu. Prawdziwy przełom nastąpił jednak podczas kolejnej rewizji, 24 listopada 1952 r. Zastraszony kanclerz kurii wskazał funkcjonariuszom UB ukrytą w piwnicy skrzynkę z kilkoma kilogramami złota oraz zagranicznymi pieniędzmi, głównie amerykańskimi dolarami, a także pochowane w różnych pomieszczeniach pałacu pamiątki rodzinne składane na przechowanie do kard. Sapiehy przez znajomych członków rodzin ziemiańskich i arystokratycznych.
Podczas śledztwa starano się udowodnić, że Sapieha otrzymywał pieniądze od amerykańskich oficerów i hierarchów watykańskich na „robotę kontrrewolucyjną”. Ostatecznie jednak znaleziska nie zostały wykorzystane do postawienia komukolwiek zarzutów karnych (za ukrywanie dewiz groziła kara śmierci), a nawet nie były użyte jako dowód w sprawie. Stały się za to elementem scenografii jednego z największych procesów pokazowych Polski Ludowej.
SPEKTAKL
Proces, trwający od 21 do 27 stycznia 1953 r., odbywał się na dwu płaszczyznach. Pierwszą była rozprawa sądowa, w której czterem księżom i trzem osobom świeckim zostały postawione zarzuty szpiegostwa na rzecz Stanów Zjednoczonych. Proces był sfingowany, oskarżeni dostawali od śledczych gotowe zeznania, które podczas procesu recytowali z pamięci. Za kontakty z polską emigracją otrzymali drakońskie kary: trzy osoby skazane zostały na śmierć, księża pracujący w kurii otrzymali karę piętnastu i ośmiu lat więzienia. 18 sierpnia 1953 r. kary śmierci decyzją Rady Państwa zamieniono na dożywotnie więzienia. Drugą płaszczyznę procesu stanowił jego propagandowy wymiar. Proces stał się okazją do ośmieszenia Kościoła również na innych polach niż polityczna współpraca z Zachodem.
Najcenniejszą rzeczą, jaką zostawił po sobie zmarły Sapieha, miała być duża walizka. Proces księży kurii krakowskiej miał przekonać opinię publiczną, że hierarcha, zapamiętany jako jeden z największych dobroczyńców w Polsce w okresie międzywojennym i w czasie okupacji, w rzeczywistości żył w przepychu. W sali rozpraw, później przekształconej w kino, przy licznie zgromadzonej publiczności eksponowano rodowe pamiątki arystokracji przechowywane w kurii, sugerując, że stanowiły one przedmioty codziennego użytku w pałacu biskupim. Dla żyjących często w rozpaczliwej biedzie krakowskich robotników był to prawdziwy skandal.
W zeznaniach podczas procesu pełno było niemających związku ze sprawą oskarżeń wobec Sapiehy. Towarzyszyła mu też medialna nagonka na krakowską kurię i zmarłego kardynała. Dziennikarze szeroko komentowali proces, powstał nawet reportaż pt. „Dokument zdrady”. Mowa oskarżycielska prokuratora była transmitowana przez megafony w miejscach publicznych. W prasie i w radiu brylowali księża współpracujący z reżimem, chwaląc władze za odpowiednie traktowanie Kościoła. Także krakowskie elity intelektualne nie powstrzymały się od zabrania głosu. Pisarze ze Związku Literatów Polskich przyjęli rezolucję – wśród podpisów nie brakuje wielkich nazwisk – z wyrazami poparcia dla wydanych wyroków śmierci i zobowiązaniem, że będą jeszcze „ostrzej piętnować wrogów narodu – dla dobra Polski silnej i sprawiedliwej”.