Proces systematycznego odchodzenia młodych z lekcji religii wciąż trwa. Dlaczego tak się dzieje?
Jeśli lekcja religii ma być dla wierzących, to będą odchodzić bo tę wiarę stracili. To pierwszy motyw, skorelowany zresztą z wynikami badań, o których mówiliśmy. Drugi czynnik, to postrzeganie obecności katechetów w szkole, zwłaszcza osób duchownych, jako przedstawicieli instytucji Kościoła, do którego młodzi mają wiele zastrzeżeń, więc nie chcą iść z nim razem. Trzeci czynnik to przykład konkretnego katechety, który nie znajduje wspólnego języka z uczniem i wtedy, na znak protestu, taka osoba rezygnuje z religii. Bywa tak, że np. w szkole jest czterech katechetów, ale wypisują się od tego jednego, zaś u trzech pozostałych frekwencja pozostaje bez zmian. Osobista charyzma, lub jej brak, ma więc znaczenie.
Ponadto w wielu wypadkach, zwłaszcza na prowincji, bardzo często deklarowanym powodem rezygnacji z tych zajęć jest dojeżdżanie do szkoły. Młodzi spędzają dużo czasu w pociągach czy autobusach i jeśli religia jest na pierwszej lub ostatniej lekcji, to rezygnują z niej, po prostu z powodów praktycznych. W diecezji siedleckiej są to wcale nierzadkie przypadki. Młodzi mówią, że muszą pomóc w gospodarstwie, w wieczornym obrządku itd.
Musimy pamiętać, że zjawisko rezygnacji z lekcji religii dotyczy głównie środowisk wielkomiejskich. Wedle naszych badań przeprowadzonych w ubiegłym roku, w szkołach podstawowych w diecezji siedleckiej z tych zajęć korzysta 98 proc. uczniów, a w szkołach średnich – 88 procent. Myślę, że są to wyniki typowe dla całej ściany wschodniej.
A może sposobem na dotarcie z przekazem religijnym – zwłaszcza dla zainteresowanych pogłębieniem życia duchowego – byłby powrót do katechezy prowadzonej przy parafii?
Dwa lata temu watykańska Rada ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji wydała nowe dyrektorium o katechizacji, które nakłada na odpowiedzialnych za katechezę w poszczególnych krajach doprowadzenie do komplementarności pomiędzy religią w szkole a katechezą przyparafialną. Dostrzeżono więc konieczność tego kierunku, przejścia z dotychczasowego modelu na nowy.
Jako szef Rady KEP ds. Duszpasterstwa Młodzieży zamierza Ksiądz Biskup wprowadzić to rozwiązanie w Polsce?
To są kompetencje Komisji ds. Wychowania Katolickiego i całego gremium Konferencji Episkopatu, ale myślę, że tego procesu nie da się zatrzymać. Sama religia w szkole nie wystarczy. Potrzeba dziś solidnego namysłu i nad uaktualnianiem programu religii w szkole, i nad komplementarnym jej uzupełnieniem poprzez katechezę w parafiach.
Ostatnio wyszła także nowa instrukcja o posłudze katechisty parafialnego. Watykan będzie zmierzał do tego, byśmy w polskich diecezjach i parafiach ustanawiali taką posługę. To jest trend, którego nie zatrzymamy i myślę, że w ciągu 2-3 lat katecheza przyparafialna będzie coraz mocniejsza.
Ale jak taki optymalny model można sobie wyobrazić? Czy tak, że system szkolnych lekcji religii jest uzupełniony o godzinę katechezy przy parafii?
Do szkoły, zwłaszcza w miastach, chodzą uczniowie z różnych parafii, więc na pewno nie da się “przejść” na katechezę całymi klasami tworząc system “godzina w szkole, godzina w parafii”. Nie wiem też, czy w szkole pozostaną dwie godziny religii czy też – jak jest już w niektórych diecezjach – tylko jedna.
Pewne jest, że jako Kościół mamy przed sobą poważne wyzwanie, żeby przygotować się i lokalowo i personalnie do katechezy przyparafialnej. Lokalowo, bo potrzeba dużo pomieszczeń, zwłaszcza przy parafiach miejskich. A personalnie dlatego, że, jak podejrzewam, wielu katechetów nie zechce pracować za darmo. Posługa katechisty jest, de facto, posługą społeczną, posługą świadka.
Pytanie tylko ilu znajdzie się takich społeczników i świadków…
No właśnie. Dlatego zanim przeniesiemy dzieci i młodzież do parafii musimy popracować z takimi liderami, żeby ich do tej posługi przygotować. Powinniśmy więc skoncentrować się na “wyłuskiwaniu” w parafiach takich kandydatów na katechistów i stworzyć dla nich właściwy program przygotowania merytorycznego i pedagogicznego.
A więc nadchodzi czas przeprosin z tzw. salkami parafialnymi, w których przez lata hulał wiatr i wisiały pajęczyny…
Same salki już nie wystarczą. Często powtarzam, że przy parafiach muszą powstawać oratoria dla młodych, do których przyjdą oni nie tylko na godzinę katechezy ale też aby spędzić ze sobą czas, nawet każdego dnia – wypić herbatę, odrobić lekcje, porozmawiać z rówieśnikami. To jest według mnie przyszłość. Musi być i aneks kuchenny, i projektor, playstation, piłkarzyki, stół pingpongowy, przestrzeń do spotkań formacyjnych itd, itp. Na przykład: teraz, w adwencie, po roratach dzieci powinny przyjść do takiego oratorium na śniadanie.
Chodzi o gruntowne przeobrażenie parafii: z parafii-urzędu na parafię-dom. Parafia musi być żywa i otwarta, a nie ograniczona do funkcji udzielania sakramentów, a więc do kruchty i kancelarii. Jeśli będzie otwarta, zaczną przychodzić do niej także osoby potrzebujące, biedne, bezdomne, dla których powinno być serce i miłość, a więc szklanka herbaty czy paczka z potrzebnymi im artykułami, nie tylko na święta. Parafie, które działają oratoryjnie są otwarte także na tych, którzy są może daleko od Kościoła, ale przyjdą, bo będą wiedzieli, że są tu ludzie, którzy okażą im bliskość i zainteresowanie, którzy im pomogą.
Ważne jest więc chyba, żeby ci mocno zakorzenieni w Kościele dobrze rozglądali się wokoło…
Tak, dlatego przestrzegam grupy młodzieżowe działające w parafiach, także KSM-owskie czy oazowe, żeby nie tworzyły ze swoich środowisk getta; aby młodzi z zewnątrz wiedzieli, że mogą do nich przyjść i pobyć z nimi. Te grupy nie mogą się zamykać, argumentując na przykład, że są już na innym poziomie wtajemniczenia itd. Muszą być otwarte na wszystkich.
I bardziej niż dotąd zauważające tych, których z nimi nie ma?
Właśnie, to jest ta postawa, którą teraz widzimy przy problemie migrantów. Wiele społeczności kościelnych jest zamkniętych na jakąkolwiek formę pomocy dla nich. To utożsamienie migranta z agresorem, wpajane przez obrazy telewizyjne czy media społecznościowe sprawiło, że wielu pobożnych ludzi, katolików powiedziało: nie będę ich wspierał. Czyli, zamknęliśmy się na tych innych, którzy do nas przychodzą. To zamknięcie może dotyczyć imigrantów, ale też, na przykład, związków niesakramentalnych: “Oni nie są nasi, więc nie ma dla nich u nas miejsca”. To jest właśnie getto, które pokazuje, że nie jesteśmy Kościołem powszechnym, katolickim, Kościołem Chrystusa, tylko Kościołem zamkniętym: Apollosa, Pawła i Kefasa. Musimy nauczyć się dostrzegać tych innych i mieć dla nich miejsce w naszej wspólnocie. Także dla tych, którzy nie są jeszcze otwarci na łaskę, na życie sakramentalne.
Nie sposób nie zauważyć, że spektakularny spadek deklaracji wiary i praktyk religijnych młodego pokolenia dokonuje się w czasach, gdy władza systematycznie deklaruje przywiązanie do wartości chrześcijańskich i Kościoła a nawet wykazuje pragnienie rechrystianizacji Europy. Czy ta proreligijna retoryka, przy różnej praktyce, nie wpłynęła na ten ubytek?
Ludzie są przekorni. Zawsze tak było, że sojusz ołtarza z tronem odciągał wielu od głębszego “wejścia” w Kościół. I to na pewno widzimy również i dzisiaj. Polacy cenią sobie, kiedy Kościół idzie z Narodem, a niekoniecznie z władzą. Kościół nie może być Kościołem jednej partii. A to było bardzo widoczne i za mocno obecne w naszej rzeczywistości. Zapisana w konstytucji autonomia Kościoła i państwa powinna być skrupulatnie respektowana w praktyce życia. Kościół jest dla wszystkich.
Jakie zadania wyznacza sobie Ksiądz Biskup jako nowy przewodniczący Rady ds. Duszpasterstwa Młodzieży?
Trzeba pamiętać, że Rada nie jest krajowym duszpasterstwem młodzieży lecz raczej ciałem doradczym zarówno dla przewodniczącego Episkopatu jak i poszczególnych biskupów. Sądzę, że obecnie powinniśmy pokazywać pewne niebezpieczeństwa, próbować dociec przyczyn odchodzenia młodych z Kościoła: dlaczego nie chcą w nim być, dlaczego wypisują się z lekcji religii, dlaczego praktyki spadają bardziej niż same deklaracje wiary, itd. Myślę, że powinniśmy opracować tego typu analizę, zawierająca także rekomendacje czy sugestie i następnie przedstawić ją biskupom jako odpowiedzialnym za duszpasterstwo w swoich diecezjach.
W międzyczasie, na marcowym zebraniu plenarnym Episkopatu, zostanie powołany nowy skład Rady. Mam nadzieję, że wspólnie uda nam się odczytać rzeczywistość współczesnych młodych – tych, którzy są w Kościele ale i tych będących poza nim.
Świetnym laboratorium do wszechstronnej, szczerej wymiany myśli – także o młodzieży – może być trwający już synod o synodalności.
Myślę, że on spełni swoje zadanie, gdy zaczniemy siebie wzajemnie słuchać a nie będziemy mieć gotowej tezy, przygotowanej wcześniej a wynikającej z naszej wspaniałej kościelnej przeszłości… Wierzę, że zaczniemy słuchać i ekspertów, i tych, którzy są w środku, i tych, którzy są na zewnątrz Kościoła. Dopiero zebranie tych głosów razem może dać nam odpowiedź na to, dlaczego tak się dzieje. Nie możemy zapominać o tych, którzy są w Kościele, ale musimy być Kościołem wciąż szukającym młodych także na peryferiach wiary, pamiętając, że „Duch działa także poza obozem”.
I mówić otwarcie o tym, co budzi radość i nadzieję, ale i o wybojach. Po to, żeby te ścieżki prostować…
Ja wiem, że wielu młodych zostało skrzywdzonych przez duchownych, przez wspólnoty Kościoła, że są zranieni i pogubieni z powodu tego, czego doświadczyli. Wiem też, że nie wszyscy chcą o tym mówić, czynić z tego sprawę publiczną. Pewnie będą to nosić w swoim sercu do końca. Mam świadomość, że wielu z tego powodu odeszło z Kościoła, wielu też nie jest łatwo Kościołowi zaufać. Chciałbym za to wszystko przeprosić i powiedzieć, że nie byliśmy wystarczająco czujni, nieraz nie widzieliśmy tego, co działo się tak naprawdę bardzo blisko nas, niemal pod okiem. Teraz, już jako biskup, odkrywam różne sytuacje. To jest wciąż dla całego Kościoła wielkie pole do oczyszczenia.