29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Po pandemii młodzież nie wraca do Kościoła (wywiad)

Ocena: 4.5
2229

Właśnie mówi to Ksiądz Biskup, przewodniczący Rady Episkopatu ds. Duszpasterstwa Młodzieży.

Tak, i mój głos nie jest odosobniony. Dla przykładu: ostatnio został powołany nowy dyrektor Krajowego Biura Światowych Dni Młodzieży, ks. Tomasz Koprianiuk. Obydwaj uważamy, że ŚDM nie może być eventem, wydarzeniem, na które znowu będziemy patrzyli pod kątem liczby uczestników, ale ma być raczej momentem, w którym doświadczymy powszechności Kościoła z tymi grupami młodych, które już mamy w parafiach. Mocno propagujemy dziś styl duszpasterstwa stawiającego na zawiązywanie przy średnich i większych parafiach grup formacyjnych młodych. I, tak naprawdę, to będzie nasz Kościół przyszłości. Nie będą stanowić go ci wszyscy wybierzmowani czy nawet wszyscy chodzący na religię w szkole, ale ci, którzy przy parafii, w grupie, odnajdą miejsce swojego duchowego wzrostu.

Ostatnio dojrzewa też we mnie myśl, że trzeba położyć mocniejszy akcent na te grupy, wspólnoty czy ruchy, które mają dobrą strukturę, jak KSM czy Ruch Światło-Życie. To jest istotne, a nie jakiś autorski program jednego czy drugiego księdza, który może być nawet zdolny ale co z tego, skoro po 2-3 latach energicznego nawet duszpasterstwa odchodzi gdzie indziej. Wtedy albo wszystko ginie albo ci młodzi idą za nim. Ale to nie jest Kościół. Dlatego niezbędna jest dziś odnowa parafii przez tworzenie silnych grup, które zapewnią w parafii ciągłość pracy duszpasterskiej. To jest czas na zmianę jakościową i ilościową, na zejście z dużych liczb na rzecz małych grup, wspólnot. I dopiero wtedy będziemy wiedzieć kim dysponujemy i na kogo możemy liczyć.

Tym młodym nie będzie łatwo się zgromadzić i zadeklarować, bo napór tego świata jest do nich w kontrze, ale oni muszą pójść pod prąd. Nie ma na dziś innego kierunku, zwłaszcza jeśli chodzi o przygotowanie do bierzmowania.

Papież powiedział niedawno w Grecji: “Od nas, jako Kościoła, nie wymaga się ducha podboju i zwycięstwa, wspaniałości wielkich liczb, światowego splendoru. To wszystko jest bowiem niebezpieczne. Jest to pokusa triumfalizmu”. A więc – pokora.

Ta pokora każe nam uznać, że Bóg nieraz mniejszą liczbą osób posługuje się bardziej “efektywnie” aniżeli wielką masą. Możemy odnaleźć w Biblii wiele fragmentów, w której Bóg “dziesiątkuje” swój lud, weźmy chociażby zwycięskie choć nieliczne wojsko Gedeona, czy “targ” Abrahama o uratowanie Sodomy i Gomory. Nie w liczbach zatem tkwi “sukces” Kościoła lecz w jakości tych, którzy go tworzą.

A propos wizyty papieża Franciszka w Grecji, to w przemówieniu do młodzieży wypowiedział bardzo mocne słowa, mianowicie, że „Bóg nie daje nam katechizmu, ale uobecnia się poprzez historie ludzi”, z którymi możemy tworzyć nasze życie. A więc, nie wiedza, nie podręcznik ale konkretny człowiek, który mnie prowadzi. Czyli: mała grupa formacyjna, animator, który jest w stanie poprowadzić mnie dalej. To jest klucz do ewangelizacji młodego pokolenia. Wiara idzie od osoby do osoby.

To docenienie liczby pojedynczej a w każdym razie liczb bardziej “kameralnych” brzmi na gruncie Kościoła w Polsce dość nowatorsko.

Mówię to, co czuję. Trzy lata temu, kiedy byłem proboszczem w siedleckiej katedrze i mieliśmy dużą grupę kandydatów do sakramentu bierzmowania, około 150 osób. W program przygotowania wpisaliśmy im udział w ulicznym nabożeństwie fatimskim. Później się za tę młodzież wstydziłem, bo oni w ogóle nie byli zainteresowani modlitwą. Szli rozmawiając ze sobą, cały czas ze smartfonami w rękach. Zero zainteresowania różańcem. Ale potem, w indeksie, mogli otrzymać wpis, że uczestniczyli w tym wydarzeniu. I to mnie przekonało: nigdy więcej czegoś takiego nie rób.

Nie może być wiary na przymus, ani Kościoła na przymus. To musi być wybór młodego człowieka. W którymś momencie musimy wreszcie powiedzieć: odchodzimy od przymusu, od masy i przechodzimy na grupy elitarne, to znaczy na tych, którzy chcą.

Pamiętam, jak już po Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie przyjechał do mnie ks. Jan Balik, odpowiedzialny za duszpasterstwo młodzieży w Pradze. Wtedy jeszcze Czesi myśleli, że może i u nich będą ŚDM. Zobaczył wtedy dużą grupę młodzieży, która szła do sali katechetycznej i zapytał, co to za zgromadzenie. Mówię, że to przygotowanie do bierzmowania, a on na to: u nas, w Pradze przygotowujemy tylko pojedyncze, chętne osoby. Nie jest do dla mnie ideał, nie chciałbym, żeby do tego doszło w Polsce, ale jednak powinniśmy zapraszać do przygotowań nie całe klasy lecz indywidualnie – tych, którzy chcą. A nie rocznikami, które w danym roku po prostu “idą” do bierzmowania. Nie, rozpocznij przygotowania wtedy, kiedy masz przekonanie, że to ci pomoże w rozwoju wiary i jeśli rzeczywiście uważasz, że jesteś na właściwym etapie życia. Wtedy dopiero powinniśmy zapraszać kogoś takiego do grupy formacyjnej, która ma swojego animatora i odpowiednie materiały i przez 2-3 lata towarzyszyć mu w drodze przygotowań do sakramentu. A potem duszpasterze powinni ocenić, czy taki ktoś jest już gotowy.

Bo nie ma religii bez wolności.

Nie ma religii bez wolności i nie może być Kościoła i wiary na przymus. Przestrzegam wszystkich księży, którzy na niewierzących młodych przygotowujących się do bierzmowania, nakładają ciężary nie do uniesienia. Mnożą ilość różańców, nabożeństw, rorat, dróg krzyżowych. Później ci młodzi mówią: zostaliśmy tak przez dwa lata przeczołgani, że marzymy tylko o jednym – żeby po bierzmowaniu pożegnać się z Kościołem. A więc, to co my robimy nie przynosi tego, do czego zostaliśmy powołani: nie budzi w sercu tych ludzi żywej relacji z Jezusem.

Gdyby wszystkie roczniki wybierzmowane w ciągu ostatnich 10 lat pojawiły się w kościołach, to byśmy się w nich nie mieścili. Biskup jadąc na bierzmowanie przyjmuje kwiatki i deklaracje tych młodych, że będą dbać o wiarę. Tymczasem ja już wiem, że w następną niedzielę większości z nich już w kościele nie będzie.

Musimy odejść od biurokratycznego, kancelaryjnego sposobu przygotowań do tego sakramentu, który, dodajmy, ma miejsce w ważnym etapie życia. Młodzi są wtedy często pogubieni i być może właśnie wtedy najbardziej potrzebują światła Ewangelii, które nadałoby im jakiś kierunek inny niż tylko doczesność i świat wirtualny, który tak ich pochłania. Tymczasem my często gasimy w nich te wyższe pragnienia.

Bo zabrakło refleksji nad tym, czy fasada pięknych liczb nie skrywa niekiedy duchowej pustki…

No właśnie, te liczby nas niosły, budując “ankietową” wartość naszego Kościoła. Rozumiem czasami argumenty proboszczów czy wikariuszy, którzy pracują z młodzieżą i mówią tak: jeśli on czy ona parę razy przyjdzie do kościoła, nawet tylko z powodu indeksu, to może wtedy coś usłyszy, coś w nim duchowo zadziała, że łaska Boża się do niego “przebije”.

Wydaje mi się, że to jest także częsty argument księży czy biskupów, gdy są pytani o bilans religii w szkole. Mówią wtedy: gdyby nie te lekcje, nie mielibyśmy szansy dotrzeć do takiej liczby młodych ludzi.

Ostatnio, podczas wizytacji parafii, rozmawiałem z jednym z młodych księży uczących w liceum. Powiedział mi, że na lekcjach religii ma bardzo dobry kontakt z młodzieżą, są żywe dyskusje, bo jest otwarty na ich pytania. Ale kiedy zaprasza ich, by przyszli do kościoła, to 90 procent od razu mówi, że nie są zainteresowani.

Mimo wszystko ta sytuacja ciągle jeszcze pozwala mi wierzyć w szanse, jakie w świecie młodych może mieć otwarty katecheta. Nawet jeśli ci ludzie nie są już zainteresowani Kościołem, a żywe dyskusje w szkole nie “przekładają” się, niestety, na wiarę i praktyki wiary, to jednak widzą księdza pełnego ideałów, otwartego na ich życie.

Bardziej interesuje ich zapewne to, co ksiądz ma do powiedzenia w odniesieniu do głośnych spraw dotyczących Kościoła.

To też, i wielu dobrych katechetów nie zamiata tych tematów pod dywan. Ale młodzież ceni katechetę przede wszystkim za to, że dopuszcza dialog na lekcji, że jest otwarty na ich sprawy. I takie świadectwo uważam za coś pozytywnego. Natomiast mam też bardzo dużo sygnałów negatywnych, że młodzież wręcz rezygnuje z lekcji religii ze względu na osobę katechety i nie ma tu znaczenia, czy jest to duchowny czy świecki. Ci, którzy się wypisują mówią, że katecheta traktuje ich “z góry”, dyktuje kwestie do zanotowania, a w ogóle nie jest zainteresowany ich problemami i ich światem.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter