„Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą” (1 J 1, 6). Tylko bowiem wzajemna miłość, której źródłem jest przelana za nas krew Chrystusa, daje nam współuczestnictwo z Ojcem i z braćmi. „Jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światłości, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo, a krew Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu” (1 J 1, 7). Z tej postawy prawdziwego trwania w Bożej światłości wyrasta swoista pewność, która staje się udziałem każdego chrześcijanina: „Kto miłuje swego brata, ten trwa w światłości i nie może się potknąć” (1 J 2, 10).
Współuczestnictwo z braćmi wskazuje na jeszcze jeden bardzo ważny wymiar naszego życia. Jest nim wspólnota narodowa. Jej wagę z ogromną mocą podkreślał św. Jan Paweł II Wielki, między innymi w swej ostatniej książce Pamięć i tożsamość, która po dzień dzisiejszy pozostaje jego duchowym testamentem dla nas.
„W języku polskim – pisał on – termin «naród» pochodzi od «ród», «ojczyzna» natomiast ma swoje korzenie w słowie «ojciec». Ojciec jest tym, który wraz z matką daje życie nowej istocie ludzkiej. Ze zrodzeniem przez ojca i matkę wiąże się pojęcie ojcowizny, które stanowi tło dla terminu «ojczyzna».
Ojcowizna, a w dalszym ciągu ojczyzna są więc treściowo ściśle związane z rodzeniem. Również słowo «naród» z punktu widzenia etymologii jest związane z rodzeniem. Termin «naród» oznacza tę społeczność, która znajduje swoją ojczyznę w określonym miejscu świata i która wyróżnia się wśród innych własną kulturą. Katolicka nauka społeczna uważa zarówno rodzinę, jak i naród za społeczności naturalne, a więc nie owoc zwyczajnej umowy.
Niczym innym zatem nie można ich zastąpić w dziejach ludzkości. Nie można na przykład zastąpić narodu państwem, chociaż naród z natury pragnie zaistnieć jako państwo. (…) Tym bardziej nie można zamienić narodu na tak zwane społeczeństwo demokratyczne” (s. 74-75).
„Analiza pojęcia ojczyzny – pisał dalej Jan Paweł II – i jej związku z ojcostwem i z rodzeniem tłumaczy też zasadniczo wartość moralną patriotyzmu. Jeśli pytamy o miejsce patriotyzmu w Dekalogu, to odpowiedź jest jednoznaczna: wchodzi on w zakres czwartego przykazania, które zobowiązuje nas, aby czcić ojca i matkę. (…) Patriotyzm zawiera w sobie (…) [pewną ściśle określoną] postawę wewnętrzną w odniesieniu do ojczyzny, która dla każdego prawdziwie jest matką. (…) Patriotyzm oznacza [bowiem] umiłowanie tego, co ojczyste: umiłowanie historii, tradycji, języka czy samego krajobrazu ojczystego. (…)
Ojczyzna jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli i jako taka jest też wielkim obowiązkiem. Analiza dziejów dawniejszych i współczesnych dowodzi, że Polacy mieli odwagę, nawet w stopniu heroicznym, dzięki której potrafili wywiązywać się z tego obowiązku, gdy chodziło o obronę ojczyzny jako naczelnego dobra.
Nie oznacza to, że w niektórych o kresach nie można było dostrzec osłabienia tej gotowości do ofiary, jakiej wymagało wprowadzenie w życie wartości i ideałów związanych z pojęciem ojczyzny. Były to te momenty, w których prywata oraz tradycyjny polski indywidualizm dawały o sobie znać jako przeszkody” (s. 71-72).
Były takie momenty – i, niestety, przejawiają się one niekiedy również w czasach nam współczesnych. Dlatego tym bardziej trzeba dzisiaj z największą wrażliwością i odpowiedzialnością dokonywać rachunku sumienia ze swego patriotyzmu, czyli z umiłowania tego, co ojczyste. Musimy zatem stawiać sobie pytania: Czy miłujemy polską historię i staramy się ją ciągle poznawać?
W jakiej mierze ulegamy współczesnym trendom, aby od niej uciekać i nie chcieć jej znać? W jakim stopniu ją zakłamujemy, mniej lub bardziej świadomie powtarzając kalki komunistycznej i liberalnej propagandy na temat naszej chlubnej przeszłości, naszych dokonań i naszych zmagań, między innymi w walce z hitlerowskimi, sowieckimi i późniejszymi okupantami?
Idąc dalej za myślą Jana Pawła II, musimy również stawiać sobie pytania o stosunek do naszej polskiej tradycji. Czy ją prawdziwie szanujemy i miłujemy, czy też, być może, wstydliwie odwracamy się od niej, uważając ją za przejaw zaściankowości, zamknięcia na świat, lub za rodzaj kuli u nogi, która nie pozwala nam stawać się obywatelami świata? Czy, na koniec, z największą troską staramy się o wysoką kulturę polskiego języka i jego piękno, czy też aprobujemy tę słowną przemoc i wulgaryzm, które jeszcze stosunkowo niedawno rozbrzmiewały na ulicach naszych miast, budząc przy tym poklask ze strony niektórych polityków?