Obóz PO i jej media uwierzyły we własną propagandę, głosząc bluźnierczo „Habemus Praesidentem Europae”. Dziwi tylko, skoro sukces ponoć tak wielki, brak jakichkolwiek oddolnych przejawów radości. W 1978 roku zwykli Polacy czuli, że rodak na Stolicy Piotrowej to zdarzenie na skalę tysiąclecia i nie wahali się upublicznić tego uczucia. Dziś mamy co najwyżej dezorientację i pewnie jakąś dumę po stronie naiwnych zwolenników władzy. Po stronie opozycji z kolei mamy ulgę – że ten premier wreszcie odejdzie – i nadzieję, że zmiana nadejdzie szybciej niż sądziliśmy.
Obóz władzy wyraźnie przecenia spodziewany „efekt Tuska”. Owszem, mogą trochę zyskać w sondażach, ale raczej na krótko. Kolejne wisty premiera – włącznie z cyrkowym zwrotem w sprawie Rosji tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego – działają, ale działają coraz krócej. Znieczulają niczym sukcesy sportowe w PRL, ale za każdym razem płycej.
|
Nie znamy jeszcze, i długo nie poznamy planu, który kryje się za decyzją Tuska o przyjęciu stanowiska. Oczywiście, rolę grały osobiste ambicje, może chęć odpoczynku („odseparowania się od tego całego syfu”, jak to ujął jeden z nagranych na taśmach prawdy) i dużych pieniędzy (100 tys. złotych miesięcznie). Pytanie zasadnicze brzmi jednak: jak Tusk chce utrzymać władzę swojego obozu w Polsce? Wiemy, że przyspieszonych wyborów nie będzie, nie będzie więc szybkiej premii związanej z „sukcesem” Tuska. Wiemy, że nowym premierem zostanie najpewniej Ewa Kopacz, a więc polityk co najwyżej klasy średniej. Wiemy, że po odejściu Tuska w PO rozpocznie się wojna domowa, odezwą się upokorzeni i zepchnięci na dalszy tor. To wszystko sprawia, że opozycja będzie miała ułatwioną, co nie znaczy, że prostą, drogę do zdobycia władzy.
Wie o tym Tusk, wie jego mentorka Angela Merkel. Możliwe, że zdecydowali się na czasową ewakuację premiera w obliczu piętrzących się problemów, w tym afery taśmowej, wciąż niewyjaśnionej. W tym scenariuszu Tusk liczy się z dojściem do władzy Jarosława Kaczyńskiego i chce go blokować z Brukseli, korzystając z prestiżu związanego z nowym stanowiskiem.
A może, w swojej pysze, liczą, że wszystko pozostanie po staremu? Ewa Kopacz została wszak wskazana z jednego tylko powodu: gwarantuje Tuskowi pełną lojalność. Będzie konsultowała decyzje, będzie odbierała telefon, będzie dzwoniła sama. I to jest chyba najbardziej niebezpieczny element całej układanki. Tusk, skoro wybrał karierę unijną, musi zostać odsunięty od spraw polskich. Pomieszanie ról może krajowi tylko zaszkodzić, a na pewno jeszcze bardziej podmyje i tak kiepską nadwiślańską demokrację.
Jacek Karnowski |