W postkomunizmie sondaże równie często informują, co dezinformują.
Szansa na zmianę władzy nabiera więc konkretów. Pamiętajmy jednak, że do wyborów jeszcze grubo ponad rok i czeka nas niejedna zmiana nastrojów. Rządzący dobrowolnie nie odejdą, będą walczyli do upadłego. W końcu stawką jest los ogromnej konstelacji układów i układzików, które oplotły Polskę niczym upiorna pajęczyna, która żywi miliony urzędników i „biznesmenów” żyjących z pieniędzy publicznych i która kolonizuje kolejne obszary gospodarki i mienia wspólnego. To stawka niemająca nic wspólnego z poglądami, ze światopoglądem, to stawka – by rzecz ująć delikatnie – wyłącznie bytowa. Dodajmy do tego interesy ościennych mocarstw i szybko spostrzeżemy, że przed opozycją wciąż daleka droga. Echa tej niebezpiecznej determinacji słyszeliśmy na taśmach „Wprost”; ich bohaterowie stale krążą wokół kwestii powstrzymania PiS. Nie sposób nie pochylić się nad uwagą blogera Aleksandra Ściosa, który pytał ostatnio, kiedy prawica zrozumie, że reżimy postkomunistyczne nie upadają w wyniku wyborów.
Nie cofną się więc przed niczym. Nieprzypadkowo pogłoski o europejskim awansie Donalda Tuska kolejny raz okazały się PR-owym bajdurzeniem. Pan premier jest potrzebny i lokalnym układom, i pani kanclerz tutaj w kraju, a nie w Brukseli. Od razu wziął się do działania, zapowiadając powołanie – wbrew własnym deklaracjom z wiosny – komisji śledczej w sprawie likwidacji WSI. Komisja oczywiście niczego nie wykaże, żadnych wyborców nie przekona, ale nie o to chodzi strategom PO: ich celem jest postraszenie Polaków Antonim Macierewiczem, skoncentrowanie debaty na tym polityku. Dodajmy, na polityku wyjątkowo odważnym i zasłużonym dla Polski, i nieprzypadkowo będącym od lat, a może i dekad, głównym celem przemysłu pogardy.
To powiedziawszy, pamiętajmy jednocześnie, że obóz władzy nie jest wszechpotężny i nie wszystko mu wychodzi. Nie udała się budowa prawego skrzydła PO – polegli, na różnych polach, Michał Kamiński i Roman Giertych. Co więcej, wyraźne prowadzenie PiS daje szansę na ruchy odśrodkowe w obozie władzy. Jeżeli jacyś oligarchowie zmienią front, jeżeli jakieś media zrezygnują z prorządowej propagandy, jeżeli w służbach specjalnych przestaną wykonywać brudne rozkazy, zmiana rządu stanie się naprawdę realna. To scenariusz, który przeszły Węgry tuż przed zwycięstwem Fideszu. Być może my musimy poczekać na jeszcze wyraźniejszą przewagę opozycji, taką, która nie pozostawi wiele miejsca na złudzenia, bo dziś PO, PSL i SLD teoretycznie wciąż mogą grać na większość. Duże znaczenie ma również – nie zawsze uchwytny – czynnik społecznego zapotrzebowania na zmianę. Zapotrzebowania, które na ogół wyprzedza przebudowę sceny politycznej, a które dziś jest widoczne gołym okiem.
Opozycja nie ma innej drogi niż wytrwała praca i niemal rewolucyjna czujność. Przy tej nierównowadze medialnej, którą mamy, błąd jednego człowieka może okazać się bardzo kosztowny. Co więcej, trzeba konsekwentnie odpierać takie pocałunki śmierci jak sugestie o wspólnych rządach z Januszem Korwin-Mikkem. To oczywista pułapka: Kaczyński ma mrugać, że może tak, że kto wie, a potem pan JKM wytnie taki numer, że skompromituje wszystkich wokoło na lata. Na szczęście widać już, że akurat ten scenariusz spalił na panewce.
Jacek Karnowski |