Szef Światowego Forum Gospodarczego dr Klaus Schwab obwieścił bieżący rok „rokiem resetu”. Postuluje on dokonanie radykalnych zmian w światowej gospodarce, jej zupełne przeprofilowanie.
Całe rzesze polityków i ekonomistów przyklaskują temu pomysłowi. Zarówno właśnie zakończone spotkanie Grupy G20, jak i toczące się w Glasgow obrady na temat zmian klimatu są postrzegane jako inicjatywy zmierzające w kierunku dokonania tej rewolucji.
Standardowa teoria ekonomiczna głosi, że gospodarka oparta na prywatnej własności i kierująca się prawami rynkowymi na ogół dobrze służy ludzkości. Owszem, ingerencje państwa w niektórych sprawach są konieczne, ale ich zakres winien być ograniczony. Zatem ekonomista hołdujący tym poglądom musi zadać pytanie: dlaczego nagle konieczne są odgórne, przeprowadzane na niespotykaną skalę ingerencje?
Dr Schwab ma odpowiedź na to dręczące pytanie: COVID-19 i zachodzące zmiany klimatu wymagają podjęcia tych bezprecedensowych przemian. Według niego pandemia wywraca do góry nogami cały dotychczasowy porządek gospodarczy i świat nie będzie w stanie powrócić do poprzedniego stanu rzeczy.
Bezsprzecznie, jest rzeczą smutną, że na skutek COVID-19 zmarło już kilka milionów ludzi, ale wstrząs wywołany tą pandemią nie umywa się na przykład do wstrząsu, jakim była epidemia hiszpanki, a mimo to wiek temu ludzkość wróciła do „normy”.
NOWY CZŁOWIEK?
W ramach „resetu” dr Schwab obiecuje niezwykłe perspektywy. Jego zdaniem w wyniku nowych technologii będzie możliwe „ulepszenie człowieka”. Modyfikacje genetyczne i chipy w mózgu mają otworzyć przed ludzkością niemal nieograniczone możliwości rozwoju, a także odwrócić proces starzenia się. Można rzec, że w ramach „resetu” człowiek staje się równy Bogu – jeśli nie staje się Bogiem. Dla chrześcijanina nie jest to nic nowego, bo od swego zarania ludzkość marzyła o posiadaniu takich możliwości. Jest to treściwie opisane w trzecim rozdziale Księgi Rodzaju.
Zostawmy ekspertom ze stosownych dziedzin ocenę tego, czy przełamanie barier, przed którymi stoi nasz organizm, jest możliwe do osiągnięcia. Nam pozostaje jedynie spostrzeżenie, że skoro medycyna oferuje tak oszałamiające perspektywy, to dlaczego pandemia miałaby stanowić jakiś punkt zwrotny? Jeśli możliwości człowieka są praktycznie nieograniczone, to przecież w zasięgu ręki muszą być szczepionki i środki uodparniające oraz leczące COVID-19. Zatem, dlaczego ludzkość nie miałaby wrócić do rzekomo nieuchronnie utraconej „normalności”?
ZAPOBIEC ZMIANIE KLIMATU!
Poza COVID-19 drugim naczelnym wątkiem proponowanej rewolucji w gospodarce i polityce jest walka ze zmianami klimatu. Czytając nagłówki gazet, można odnieść wrażenie, że bez odważnych kroków w zakresie ograniczenia emisji dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych czeka nas katastrofa.
Wszyscy zwolennicy tej hipotezy z entuzjazmem powitali przegraną Donalda Trumpa, który publicznie powątpiewał w to, że ludzka działalność leży u źródeł zmian klimatu. Po objęciu rządów Joe Biden nie zawiódł pokładanych w nim nadziei i na mocy jednej z pierwszych decyzji ponownie włączył USA do tak zwanego Porozumienia Paryskiego. Także zgodnie z postulatami „wielkiego resetu” administracja Bidena ogłosiła program wielkich wydatków na infrastrukturę w wysokości 3,5 biliona dolarów w ciągu 10 lat (program Build Back Better). Lwia część tych wydatków miała być spożytkowana właśnie na zastąpienie tradycyjnych źródeł pozyskiwania energii elektrycznej „zielonymi” technologiami.
To śmiałe przedsięwzięcie nie znalazło jednak wystarczającego poparcia w amerykańskim Kongresie, szczególnie w Senacie, w którym podział mandatów pomiędzy republikanów i demokratów wynosi pół na pół. Biorąc pod uwagę, że żaden republikański senator nie popiera rewolucji spod znaku „wielkiego resetu”, dla administracji Bidena konieczne stało się utrzymanie poparcia wszystkich demokratycznych senatorów. Kluczową postacią okazał się senator Joe Manchin ze stanu Zachodnia Wirginia, w którym to stanie wydobywa się wielkie ilości węgla kamiennego. Senator Manchin nie jest skłonny popełnić politycznego seppuku i stanowczo sprzeciwił się zakusom Białego Domu.
BIDEN Z PUSTYMI RĘKAMI
Przed wylotem do Rzymu na spotkanie przywódców G20 i potem do Glasgow na spotkanie COP26 prezydent Joe Biden i przywódcy partii demokratycznej obwieścili osiągnięcie „ramowego porozumienia” dotyczącego programu Build Back Better. Z pierwotnie proponowanych 3,5 biliona zrobiło się 1,75 biliona i z 2 bilionów, które miały być wydane na cele związane z walką ze zmianami klimatu, zostało tylko 500 miliardów. Należy jednak dodać, że ten sukces ogłosił Biały Dom, natomiast senator Manchin, bez którego głosu pakiet nie ma żadnych szans stać się ustawą, dał raczej do zrozumienia, że nie wyraził zgody na te wydatki.
Zatem, jak zwykle, wielcy tego świata będą dużo mówić, natomiast z ich strony nie należy oczekiwać podejmowania konkretnych kroków. To zadanie zapewne spadnie na barki mniejszych i słabszych, bo na nich będzie wywierany ogromny nacisk, co w Unii Europejskiej widać gołym okiem.
Presja przybiera różne formy. Na przykład skądinąd znakomity tygodnik „The Economist” piętnuje premiera Indii Narendrę Modiego za opór w zakresie zmniejszania emisji dwutlenku węgla i wezwania pod adresem krajów bogatych, które przez ostatnie półtora wieku budowały swój dobrobyt, spalając ogromne ilości węgla, ropy i gazu, do przejęcia na swoje barki kosztów związanych z walką ze zmianami klimatu. Trudno mu nie przyznać racji, bo nawet prezydent USA udał się do Glasgow z pustymi rękami.