– Na koniec zajęć prace wieszane są w dolnym kościele, gdzie w niedzielę będzie Msza dla dzieci. Jest też mały wernisaż, podczas którego podziwiamy poszczególne dzieła – opowiada Dorota Łoskot-Cichocka. Ale prawdziwe zakończenie zajęć następuje w czasie niedzielnej Eucharystii, kiedy dziecko nagle odkrywa, że zna tekst Ewangelii i przez chwilę znów się na nim skupia.
Chociaż jedno zdanie
– Staramy nie traktować Ewangelii jako opowieści o czymś, co wydarzyło się dawno temu. Często w trakcie rozmów nawiązujemy do bieżącej rzeczywistości i dziecięcych problemów. Czasem to bardzo poważne sprawy – mówi Anna Moszyńska. – Miałyśmy na zajęciach sześcioletniego chłopca, który stracił ojca. Akurat rozmawialiśmy o krzyżu. Dzieci wyklejały z plasteliny kontury krzyża, a w środku rysowały trudne sytuacje ze swojego życia. U większości to było wczesne wstawanie albo sprzątanie pokoju. A on namalował swojego tatę, który rzuca do niego piłkę. Siebie narysował bez rąk, bo – jak powiedział – i tak nie może tej piłki złapać. To było bardzo poruszające.
Tylko raz w roku – przy okazji Uroczystości Zesłania Ducha Świętego – świadomie rezygnują z medytowania Ewangelii i czytają Dzieje Apostolskie. Na pozostałych zajęciach zawsze są – nawet najtrudniejsze – fragmenty Ewangelii.
– Czasami wybieramy tylko jedno zdanie, na którym się skupiamy. Najtrudniej jest pod koniec roku liturgicznego, kiedy pojawiają się wizje końca świata. Dzieci naprawdę się tego boją – mówi Anna Moszyńska. – Staramy się cały czas podkreślać, że Bóg jest dobry, że nic nam nie grozi, jeśli jesteśmy blisko Niego. Na zajęciach wałkiem malujemy całą kartkę na czarno, a później odkrywamy położony na niej trójkąt, pod którym widać dziecko w jasnej bezpiecznej przestrzeni – opowiada Dorota Łoskot-Cichocka.
– Trudna jest też Ewangelia o zgorszeniu, która będzie czytana w tę niedzielę. Długo myślałyśmy, jak ją zilustrować plastycznie. Wycinamy dwie postacie z papieru. Jedną smarujemy czarną farbą, po czym sklejamy obydwa ludziki. I okazuje się, że ta brzydka ciemna farba przechodzi na drugą postać – opowiadają.
Kredki dla wszystkich
Program ma rekomendację metropolity warszawskiego kard. Kazimierza Nycza. Prowadzony jest jednak nie tylko w warszawskich parafiach. „Kredkowe” grupy są w kilku miejscach w Poznaniu, Rzeszowie, Jaworznie, Swarzędzu, Otwocku, a nawet w Londynie. – Moja znajoma na Tajwanie pracuje z dziećmi w ten sposób – dodaje Dorota Łoskot-Cichocka. Z zajęć korzysta wiele rodzin, a także dzieci w edukacji domowej. – Niedawno byłyśmy w Sanktuarium św. Andrzeja Boboli, gdzie pewna mama planuje zacząć takie zajęcia. Chętnie pomożemy każdemu, kto chce wystartować z „Kredkami do Nieba” – mówi ilustratorka. Materiały na kolejne niedziele pojawiają się na blogu oraz profilu na Facebooku. Wydane zostały też książki. Opisany jest tam scenariusz każdej rozmowy i potrzebne materiały plastyczne.
– Dzieci są bardzo chętne do rozmowy. Czują pewne rzeczy intuicyjnie. Często otwierają rodzicom oczy na to, o czym oni już zapomnieli. Naprawdę trzeba stać się jak dziecko, bo dla takich jest królestwo Boże – zaznacza Anna Moszyńska.
– Jesteśmy osłuchani z tekstami Ewangelii. Kontakt z dziećmi pomaga odświeżyć w sobie wrażliwość – zauważa Dorota Łoskot-Cichocka.
– Ten program to sposób dla rodziny na rozmawianie o Pan Bogu. Bardzo nam tego brakuje. Ludzie jakoś nie mają języka, żeby mówić z dziećmi o wierze. Nie robimy tego, a potem budzimy się, gdy jest już za późno – mówi Anna Moszyńska. – Dopóki dziecko jest małe, należy rozmawiać z nim o Bogu. A gdy już jest duże, to z Bogiem rozmawiać o tym dziecku.
Zdjęcia i rysunki: archiwum projektu „Kredkami do Nieba”