Czy pięciolatek może medytować Ewangelię? Wystarczy tylko znaleźć odpowiednie środki, a dziecko wychwyci na Mszy Świętej poznany już tekst.
fot. archiwum projektu "Kredkami do nieba"Ojciec zrywa się do biegu. To prawdziwy sprint, i jeszcze te ogromne, wyciągnięte w stronę dziecka dłonie. Ramiona, które chcą przytulić. I to natychmiast! Emocje na tym obrazie są namacalne. A czytana setki razy przypowieść o synu marnotrawnym zaczyna być historią o ludziach z krwi i kości. To jedna z setek prac powstałych na zajęciach „Kredkami do Nieba”. Nieporadna ręka dziecka perfekcyjnie oddaje prawdę o miłości Boga.
„Kredkami do Nieba” to spotkania dla dzieci oparte o Ewangelię niedzielną. Łączą medytację Słowa Bożego z zajęciami plastycznymi. Program jest też metodą na znudzone, rozkojarzone i niesforne pociechy, które chcą uciekać z kościoła już przed pierwszym czytaniem. Bo dziecko na Mszy Świętej natychmiast wychwytuje Ewangelię, którą wcześniej przemedytowało.
Na pomysł wpadła Dorota Łoskot-Cichocka, artystka i ilustratorka książek, mama czwórki dzieci. – W przedszkolu mojego syna nie było katechezy. Pomyślałam, że mogłabym zrobić coś sama. Pomysł pojawił się, gdy pojechałam z rodziną na beatyfikację Jana Pawła II. Papież chyba trochę pomógł – opowiada.
Razem z Anną Moszyńską, anglistką, autorką książek dla najmłodszych i również mamą czwórki dzieci, prowadzą zajęcia w parafii św. Tadeusza Apostoła na warszawskiej Sadybie. Obie należą do wspólnoty przy kościele św. Marcina, w której od 15 lat medytują Pismo Święte. Są przekonane, że z dziećmi rozważanie Słowa Bożego też jest możliwe, jeśli tylko znaleźć odpowiednie środki. I że z najmłodszymi trzeba rozmawiać poważnie. Stworzony przez dzieci świat, w którym teściowa Piotra leży w gorączce pod czerwoną kołderką w białe grochy, a miłosierny samarytanin opatruje rany za pomocą plasterków, wcale nie jest infantylny.
Ołówek i tasiemka
– Zapraszamy dzieci od piątego roku życia, żeby miały już trochę umiejętności manualnych i były w stanie włączyć się do rozmowy – mówi Dorota Łoskot-Cichocka.
„Czy ktoś był w górach?”, „Widzieliście kiedyś baranka?” – spotkanie zaczyna się pytaniami o realia związane z Ewangelią. – Następnie zapalamy świecę przy ikonie Pana Jezusa, a później od niej odpalamy kolejne, podając sobie światło, które rozprzestrzenia się jak Dobra Nowina. Słuchanie Ewangelii i następująca później rozmowa przebiegają w atmosferze ciepła i pewnej tajemniczości – opowiada Anna Moszyńska.
Następnie jest minuta adoracji Najświętszego Sakramentu w ciszy. – Dla pięcioletniego dziecka to jak pół godziny. W naszym Kościele w ogóle mamy mało ciszy. Cały czas jest zagadany, szczególnie na Mszach Świętych dla dzieci. Bez przerwy albo się śpiewa, albo się skacze. A tymczasem Pana Boga słyszy się w ciszy. To jest trudne, ale dzieci się tego uczą – zaznacza Anna Moszyńska.
Dopiero potem następują zajęcia plastyczne, które pomagają jeszcze lepiej zrozumieć Ewangelię. A jednocześnie są dla dzieci bardzo kreatywną zabawą. Zwłaszcza gdy siatka po ziemniakach nagle staje się rybacką siecią, a papierki po cukierkach zmieniają się w pluskające w morzu ryby.
– Rzadko coś ilustrujemy. Najczęściej jest to jakaś praca symboliczna, powiązana z życiem – mówi Anna Moszyńska. – Moje ulubione zajęcia dotyczą przypowieści o talentach. Opowiadamy dzieciom historię, w której jeden człowiek dostał dziesięć kolorowych kredek i mógł rysować wspaniałe rzeczy. Drugi otrzymał tylko pięć, ale też dał radę tworzyć. A trzeci dostał jedynie ołówek i schował go do szuflady, bo stwierdził, że nic nim nie może zrobić. A tymczasem samym ołówkiem można stworzyć bardzo dużo. Zadanie, jakie dostają dzieci, to narysować esy-floresy, a w polach, które powstały przez zapętlanie linii, malować różne szlaczki i wzory. Te prace są niesamowite. To są świetne zajęcia o potędze ubogich środków.