Dzisiejsza Ewangelia koncentruje naszą uwagę na modlitwie. Wszyscy rozumiemy jej rolę i znaczenie. Jesteśmy w nią wprowadzani od najmłodszych lat, ale jakże wielu dorosłych zniechęca się i z niej rezygnuje. Nie wynika to z zaprzeczania wartości praktyk religijnych, ale z utraty zapału i rozczarowania własnymi niepowodzeniami. Bardzo często dochodzi brak właściwej wiedzy religijnej i rozeznania duchowego.
Sam Jezus zapewnia nas, że modlitwa jest czymś bardzo ważnym i powinniśmy ją cierpliwie zanosić do Boga. Skoro niesprawiedliwy sędzia był w stanie wziąć w obronę naprzykrzającą się wdowę, to o ileż bardziej miłosierny Bóg wysłucha tych, którzy „dniem i nocą” wołają do niego. Prosta podpowiedź – mamy być wytrwali w naszych zmaganiach duchowych. A często człowiek odstępuje, stwierdzając: „źle się modlę”, „nie umiem się modlić”, „modlitwa mi nie wychodzi” lub „to tylko powtarzanie słów”.
Na te wątpliwości możemy znaleźć odpowiedź w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Wystarczy zajrzeć. Czwarty rozdział przedstawia, czym jest modlitwa chrześcijańska. Choćby sam wymiar modlitwy ustnej – jest ona fundamentem i nie można jej wartości pomniejszać. Tak! Mamy się do Boga zwracać, wypowiadając głośno słowa. Nie tylko podczas pacierza, ale także na Mszy Świętej, w uwielbieniu czy w śpiewie. A dopiero tak praktykowana modlitwa daje podstawę dla rozwoju modlitwy myślnej. Nie da się inaczej.
Zanim klękniemy do modlitwy, trzeba jednak odpowiedzieć sobie na pewne ważne pytania. Czy wierzymy, że Bóg słucha naszych modlitw? Czy jesteśmy głęboko przekonani, że pochyla się ku nam? Czy mamy świadomość, że On sam pragnie naszego trwania przy Nim?
Klucz do żywej modlitwy znajduje się jednak w wierze. Bo jeśli jej zabraknie, to wszystko inne nagle traci sens, również modlitwa. Czy zatem Syn Człowieczy zastanie nas modlących się, gdy do nas przyjdzie?
ks. Rafał Goliński |