Nie istnieje jeden europejski standard, np. w kwestii nauczania religii w szkole publicznej. W niektórych krajach UE takie lekcje są obowiązkowe. - mówi ks. prof. Piotr Mazurkiewicz, b. sekretarz generalny Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE), w rozmowie z Pawłem Bielińskim/KAI.
fot. Irena ŚwierdzewskaJak wygląda dialog z Kościołami w przypadku zmieniającego się co pół roku przewodnictwa w UE?
Gdy spojrzymy na kwestię prezydencji, to zwyczajowo odbywa się spotkanie wspólnej delegacji COMECE i KEK (Konferencja Kościołów Europejskich), najczęściej z premierem danego państwa. Nie ma tutaj żadnej spisanej reguły. Jest tylko pewna tradycja. Czasem bywa połowa rządu. Trochę to zależy od tego, na ile państwo postrzega religię jako coś ważnego.
Raz zdarzyło się nam, nie powiem, w jakim kraju, że premier uciekał tylnymi drzwiami, gdy wchodziliśmy do budynku. Ale to był zupełny ewenement. Spotkaliśmy się wówczas, jeśli dobrze pamiętam, z ministrem spraw zagranicznych. Trochę zależy to od tego, jaka opcja polityczna rządzi w danym momencie. Ale nie jest to kwestia czy prawica, czy lewica. Dość istotna jest tradycja kultury. (…)
Ciekawym doświadczeniem było spotkanie z prezydencją węgierską. Jest tam tradycja, że kiedy rząd spotyka się z przedstawicielami Kościołów, to zawsze są również obecni reprezentanci Synagogi.
Na tych spotkaniach, na które przyjeżdżają z Brukseli przedstawicielstwa Kościołów przy UE, reprezentowane są także Kościoły lokalne. Jeśli w tym kraju relacje Kościół-państwo są napięte, to jest to okazja, aby za sprawą tego europejskiego szczebla spotkali się ze sobą, podali sobie rękę. Nigdy jednak nie wchodziliśmy w sprawy lokalne, byłoby to zupełnie nie na miejscu. Jednocześnie nigdy te rozmowy nie dotyczyły czegoś, co nie mieści się w kompetencjach UE. Tylko to jest przedmiotem takiego spotkania. Czasem zdarzało się, że mimochodem wspominaliśmy materię będącą przedmiotem konfliktu w danym kraju, ale bez potrącania lokalnego kontekstu. Np. jak wygląda nauczanie religii w szkołach prowadzonych przez Komisję Europejską. Niekiedy pozwalało to spojrzeć na sporną kwestię z mniejszym natężeniem emocji.
Może więc i zbliżające się spotkanie polskiej prezydencji z przedstawicielami Kościołów z państw UE oczyści coś w mocno napiętych ostatnio relacjach państwo–Kościół w Polsce?
Wiele ze spraw, które są przedmiotem zadrażnień, tak naprawdę mieściłoby się w kompetencjach Rady Europy, a nie Unii Europejskiej. A ponieważ każde państwo członkowskie UE musi być stroną Konwencji Praw Człowieka Rady Europy, może to otwierać przestrzeń dialogu. Obszary działania UE i Rady Europy nie są dzisiaj całkowicie rozłączne, stąd w tamtych latach wielokrotnie uczestniczyłem jako delegat Stolicy Apostolskiej również w spotkaniach na forum Rady Europy. Czasem w lokalnych konfliktach mamy wyobrażenie, że istnieje pewien unijny standard i w związku z tym w imię przynależności do UE, do świata Zachodu, musimy to tak i tak uregulować. Tymczasem w wielu sprawach te regulacje są zupełnie inne, niż byśmy się spodziewali, włącznie z tym, że w niektórych krajach UE nauczanie religii w szkole publicznej jest obowiązkowe. Mamy też tradycję francuską, która wywodzi się z tego, że w 1905 r. upaństwowiono szkoły katolickie i usunięto z nich lekcje religii. Ale w społeczeństwie katolickim państwo nie miało nigdy instrumentu pozwalającego usunąć nauczanie religii w ogóle. Mogło je tylko usunąć z państwowych szkół, gwarantując jednocześnie możliwość uczęszczania przez dzieci na lekcje religii w innym miejscu. W związku z tym we francuskich szkołach środa jest dniem wolnym, a rodzice organizują się, także biorąc wolne w pracy, żeby dzieci mogły dotrzeć na religię w swojej parafii i miały zapewnioną stosowną opiekę. Trudno więc jest powiedzieć, że mamy jeden europejski standard.
Dotyczy to również obecności Kościołów w sferze publicznej czy relacji państwo–Kościół. Pod tym względem Polska jest mniej więcej w środku tabeli unijnej. Gęstość tych relacji w Niemczech jest znacznie większa niż w Rzeczypospolitej. Gdybyśmy zatem polską rzeczywistość nazwali państwem wyznaniowym, to wówczas sytuację w Niemczech należałoby nazwać państwem teokratycznym. A jakich wówczas użyć słów na określenie państw, które rzeczywiście są wyznaniowe, jak: Wielka Brytania, Dania, Finlandia czy Grecja?