W świecie, gdzie każdy chce być na bieżąco z najnowszymi trendami, łatwo zapomnieć o tym, co naprawdę ważne.
fot. Sound On | pexels.comCzasem wydaje się, że niektórzy ludzie mają w głowach tyle przestrzeni na różne bzdury, że aż trudno uwierzyć, iż znajduje się tam jeszcze miejsce na coś innego. To jakby wejść do sklepu z zabawkami i zamiast kupić tylko sensowne rzeczy, wziąć wszystko, co ma guziki, świeci i wydaje dźwięki. Jak muchy do miodu, tak ludzie są przyciągani do wszystkiego, co błyszczy i hałasuje, zapominając, że to tylko złudna rozrywka, która nie wnosi nic wartościowego do ich życia. W świecie, gdzie każdy chce być na bieżąco z najnowszymi trendami, łatwo zapomnieć o tym, co naprawdę ważne. Zamiast rozmawiać z rodziną przy obiedzie, wpatrujemy się w ekrany telefonów. Zamiast czytać książki, bezmyślnie przewijamy tablice w mediach społecznościowych. Zamiast rozwijać pasje i umiejętności, skupiamy się na tym, by śledzić, co robią inni.
Może nowy rok to dobry czas na małą rewolucję? Czas przestać karmić pamięć byle czym, a zacząć hodować tam pomysły, marzenia i plany. Zamiast bezwartościowych treści, warto pochłaniać wiedzę, która pomoże nam się rozwijać i osiągać cele. Czas, by zamiast być biernymi konsumentami, stać się aktywnymi twórcami własnego życia. Wymaga to świadomego wyboru, dyscypliny i determinacji. Ale efekty są tego warte. Warto zrobić mały eksperyment: wyłącz powiadomienia w telefonie na tydzień, ogranicz czas spędzany w mediach społecznościowych i zacznij coś tworzyć. Może to być cokolwiek – pisanie, rysowanie, gotowanie, uczenie się nowego języka. Sprawmy, by nasze umysły były pełne wartościowych treści, a wtedy może uda się nam zainspirować innych do tego samego.
Tradycja chrześcijańska zna taką pracę nad sobą od wieków pod różnymi nazwami: skupienie, silentium, umartwienia wewnętrzne, czyli panowanie nad wyobraźnią, pamięcią, pragnieniami. Na przykład św. Teresa z Ávili odnosiła się do wyobraźni jako la loca de la casa (domowa wariatka). Miała na myśli to, że wyobraźnia może być nieprzewidywalna i trudna do kontrolowania. Wędruje to tu, to tam, tworząc urojone scenariusze i zniekształcając rzeczywistość. Oczywiste jest, że gdy pozwala się zarządzać życiem „wariatce”, to nic dobrego z tego nie wyjdzie. Fiu-bździu nie może być życiowym projektem.