Dlaczego Donald Tusk postanowił wciągnąć na listę przedsiębiorstw strategicznych dwa największe polskie koncerny medialne: TVN i Polsat? Czy można dać wiarę zapewnieniom premiera, że „na Wschodzie odnajdujemy zainteresowanych ewentualnym przejęciem mediów albo wpływaniem na pracę mediów w Polsce”, co sprawia, że „ta sprawa jest bardzo poważna”?
Jedno jest pewne: TVN jest na sprzedaż. Amerykański właściciel Warner Bros Discovery ma poważne kłopoty, jego akcje mocno spadły w ostatnich kilkunastu miesiącach, co skłania go do pozbycia się aktywów peryferyjnych. W takiej sytuacji, i tylko w takiej, możliwe jest przekazanie zasobów medialnych pod inny sztandar światopoglądowy. Tylko w razie dużego zamieszania tak ważne narzędzie politycznego wpływu może wypaść z rąk świadomych istoty sprawy właścicieli. Gry na szczytach globalnych hierarchii kapitałowych nie są bowiem wyłącznie finansowe. Tam wszystko jest sprzęgnięte: władza, pieniądze, ideologia.
Czy do zakupu TVN przymierzają się węgierskie grupy medialne, o czym mówi premier? Na pewno nie jest to główny gracz. Mówimy bowiem o wielomiliardowej transakcji, liczonej w dolarach. Poza tym rząd Viktora Orbana musi się skupić na walce o przetrwanie w obliczu sukcesów partii Tisza Pétera Magyara, która przejęła prowadzenie w sondażach. W każdym razie źródła węgierskie nie potwierdzają, by kapitał związany ze stacją TV2 był w pierwszym szeregu rozgrywających. Jeśli już, to w ramach jakiegoś szerszego porozumienia finansowego. Warto też zauważyć, że alarmy w sprawie ofensywy węgierskiej płyną ze środowisk bliskich TVN, a nie ze zwyczajowych w takich wypadkach źródeł. Można odnieść wrażenie, że to jakaś gra cieni. Trzeba bowiem pamiętać, że nawet zmiana w ramach świata lewicowego dla obecnie zarządzających firmą oznacza turbulencje i ryzyko utraty pracy oraz wpływów. Gry wewnątrz poszczególnych „światów” także bywają brutalne.
Według poważnych źródeł rzekome przejęcie TVN przez kapitał węgierski to działanie celowe. Wpisanie TVN na listę firm strategicznych natychmiast zbija cenę o kilkadziesiąt procent. W efekcie decyzje o sprzedaży stają się trudniejsze, bo kto zaryzykuje miliardy, stojąc przed perspektywą potencjalnych blokad ze strony rządu, a w konsekwencji długotrwałych i kosztownych procesów sądowych? Równocześnie rośnie wpływ rządu, który staje się swego rodzaju nieformalnym „współgospodarzem” obu telewizji. Dlatego są analitycy, którzy uważają, że gra toczy się o to, by TVN mógł być możliwie tanio kupiony przez kapitał niemiecki.
Akcja Tuska w sprawie Polsatu i TVN obnażyła fundamenty tej władzy. Opiera się ona na przewadze medialnej, bez której funkcjonowanie całego systemu stanęłoby pod znakiem zapytania. W tym sensie mają rację ci, którzy w stacji z Wiertniczej widzą coś więcej niż potężną telewizję. Nie chodzi tu jedynie o zasięgi, o liczbę widzów, których poglądy TVN kształtuje, ale o zdolność mobilizacji wyborców, o skuteczność narracji, o potencjał budowania atmosfery grozy lub neutralizowania niepożądanych dla władzy zjawisk. Nie jest to mechanizm, który gwarantuje panowanie nad Polską, ale w dłuższej perspektywie ma znaczenie kluczowe. Kiedy zaczyna rządzić prawica, natychmiast zderza się ze strategią „1000 Wietnamów”, która sprawia, że w końcu zmęczone społeczeństwo odwraca się od konserwatystów i powierza władzę „naturalnym” rządcom III RP.
Według prognoz tradycyjne kanały telewizyjne przestaną być dochodowe za pięć–dziesięć lat. Wyjątkiem pozostaną stacje informacyjne. Ich funkcja nie ogranicza się bowiem do informowania. To raczej „wspólne bycie” dużych grup odbiorców, wspólne przeżywanie świata w coraz bardziej zamkniętych bańkach. Dlatego losy konkretnych telewizji są i będą splecione ze światem polityki. Za obecnej władzy ten proces będzie się nasilał, bo jedynie medialna tarcza może uratować ten fatalny rząd.