26 grudnia
czwartek
Dionizego, Szczepana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Jak nie minąć się z powołaniem?

Ocena: 0
2768

Powołany jest każdy, ale głosowi powołania trudno się przebić przez duchową ospałość i lęk. - mówi s. Ernestyna Wajs CMBB w rozmowie z Moniką Odrobińską.

„Taka ładna i marnuje się w zakonie” – słyszała to Siostra kiedyś?

A to Pan Jezus same brzydkie ma przygarniać? Uroda jest darem Boga, więc bierze swoją własność, ale ważniejsza dla Boga jest uroda duszy. Uroda zewnętrzna jest tylko dodatkiem do piękna duchowego.

 

Co by Siostra powiedziała tym, dla których powołanie do życia w zakonie oznacza tylko puchlinę kolan i wieczne służenie innym?

Zaprosiłabym na kilka dni do klasztoru. Tu jest normalne życie. Zorganizowana modlitwa jest trzy razy dziennie, czas na modlitwę osobistą i w powierzonych intencjach musimy same wygospodarować, przy dobrej organizacji pracy, np. siostra pielęgniarka po dwunastogodzinnym dyżurze czy katechetka po całodziennej pracy w szkole. Zakupów i porządków też za nas aniołki nie robią.

A służba innym występuje w każdym z powołań: małżonkowie także muszą się zaprzeć samych siebie i służyć sobie nawzajem, dziecku, schorowanym rodzicom. Żyjemy w społeczności ludzkiej, a nie na bezludnej wyspie.

 

Żałuje Siostra, że nie może być księdzem?

W dzieciństwie podobała mi się ministrantura; żałowałam, że nie pomacham kadzidłem. Nigdy jednak nie myślałam o kapłaństwie kobiet. Jezus wybrał na apostołów mężczyzn i nikt nie ma prawa tego zmieniać. Kobieta ma w Kościele swoje miejsce.

 

Niektóre zakonnice żalą się na paternalistyczne traktowanie ich przez księży. Siostra też?

Przeciwnie; słyszałam księży mówiących, że siostry ewangelizują przez kuchnię, bo głodny ksiądz nie poewangelizuje. To samo dotyczy wystroju kościoła czy prania i prasowania bielizny liturgicznej. Jeśli któryś marudzi przy jedzeniu albo odnosi się do siostry niegrzecznie, świadczy to nie o randze posługi zakonnicy, ale o jego złych manierach.

Czasem siostra może być niezadowolona ze swojej posługi, jaką jej przydzielono, ale niech wspomni, że przychodząc do klasztoru, przysięgała oddać się Bogu w dyspozycję i nie szczędzić sił dla wykonywania powierzonych zadań. Jeśli siostra z doktoratem narzeka, że musi zmywać naczynia, powinna sobie przypomnieć, że ślubowała posłuszeństwo i porzucić swoją ambicję i egoizm.

 

Głos powołania jest subtelny czy natrętny?

Zacznijmy od tego, że każde powołanie zależy nie od człowieka, ale od Boga. „Nie wyście Mnie wybrali, ale ja was wybrałem” – powiedział Jezus do apostołów. To On nas wzywa, a potem cierpliwie czeka. Jak w przypadku Heleny Kowalskiej [s. Faustyny – przyp. red.] którą wreszcie przynaglił: „Jak długo będziesz Mnie zwodzić?”.

Powołania bywają zaskoczeniem, moje było „o godz. 11”. Miałam trzy lata, gdy umarł mój ojciec, a mama zachorowała. Opiekę nad nią godziłam z nauką w podstawówce, potem w zawodówce. Po jej skończeniu przemknęła myśl: „A może klasztor?”. Ale mama była wtedy leżąca, nie mogłam jej zostawić, poszłam do pracy w Hucie Szkła w Krośnie.

Kiedy mama zmarła, miałam 21 lat i chciałam rozejrzeć się po świecie. Zrobiłam maturę. Myśl o klasztorze pozostała w zawieszeniu. Byłam wychowana religijnie, chodziłam na Msze i procesje, ale pojawiały się sympatie i także małżeństwo chodziło mi po głowie. Czułam, że to piękne, ale w moim przypadku niepełne. U kapucynów w Krośnie założyliśmy wspólnotę młodzieżową – zgłębialiśmy Ewangelię i duchowość franciszkańską. Wtedy wróciła myśl o klasztorze: „Jeśli już, to franciszkański”. W sześć osób z tej wspólnoty stanowiliśmy paczkę „powołaniową”, wspieraliśmy się i wstąpiliśmy do różnych zakonów.

 

Brzmi bardzo prosto…

Tylko brzmi. Komuniści zamykali klasztory, wyrzucali i więzili siostry. Bałam się, że jeśli sprzedam dom, ziemię i pole po rodzicach i wstąpię do klasztoru, a klasztor rozwiążą, to zostanę na lodzie. Ze strony zakonu też była obawa, czy przeżywszy „po świecku” około 30 lat, będę umiała zrezygnować ze samostanowienia, samodzielnie zarabianych pieniędzy i czy będę umiała być posłuszną. Pan dał łaskę i wszystkie obawy minęły. Dobra materialne i przyjaźnie są ulotne, a Bóg – wieczny.

 

I poszła Siostra za Jego głosem?

Tak, w 1975 r. wstąpiłam do zakonu, a w ważnym dla Polaków roku 1978 – wyboru Polaka na papieża – złożyłam pierwsze śluby. Odtąd moje życie toczyło się w cieniu Jana Pawła II: ile razy był w Polsce, spotykałam się z nim, a nie wiedziałam wtedy, że „dotykam” świętego. Po roku 1980, gdy oddelegowano mnie do Wydziału Spraw Zakonnych, moje powołanie dojrzewało także w cieniu Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Poszłam na studia i pracę dyplomową poświęciłam jego osobie. Słowa z kazania, które wygłosił na koniec szkolenia sióstr juniorystek, 88 dni przed śmiercią, stały się mottem mojego życia zakonnego: „Spalają się śmieci nawyków przyniesionych ze świata i jesteśmy zdolni oddać się całkowicie Chrystusowi. (…) Starajmy się nawiązać z Nim żywy kontakt, a zobaczymy, jak w promieniu Bożej miłości rozwiązują się wszystkie trudności osobiste”.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Absolwentka polonistyki i dziennikarstwa na UW, dziennikarka, autorka książek o tematyce rodzinnej i historycznej


monika.odrobinska@idziemy.com.pl

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 26 grudnia

Czwartek, święto św. Szczepana
Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie.
Pan jest Bogiem i daje nam światło.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mt 10, 17-22
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter