W eliminacjach mistrzostw świata piłkarska reprezentacja Polski gra w strefie europejskiej. Walkę o mundial wybrańcy Adama Nawałki zainaugurowali jednak… w Azji.
W dalekiej Astanie, na sztucznej murawie walczyli o trzy punkty i o dobry start. Ten udany start był szalenie ważny, bo z sześciozespołowej grupy bezpośredni awans uzyska tylko zwycięzca. Oprócz pierwszego rywala, Kazachstanu, zagramy jeszcze z Armenią, Czarnogórą, Danią i Rumunią. Grupa to wyrównana i wcale nie taka łatwa. Trzeba w niej będzie do minimum ograniczyć potknięcia i pomyłki.
Dlatego też przed wyprawą do Astany sztab naszej kadry główny nacisk położył na logistykę. Dzięki dobrej organizacji piłkarzom miała nie przeszkodzić ani różnica czasu, ani długi lot. „Gra na sztucznej murawie także nie będzie dla nas żadnym alibi” – przekonywał jeszcze w Warszawie Kamil Glik. Polacy mieli w tym roku szybkie i ograniczone czasowo wakacje, bo jeszcze w czerwcu walczyli w ćwierćfinale Euro. Jednak krótszy wypoczynek też nie miał mieć wpływu na postawę biało-czerwonej drużyny. Bo nasz zespół, między innymi dzięki dobrej grze na mistrzostwach Europy, wszedł na wyższy poziom. O tym mówili wszyscy nasi reprezentanci, na czele z Robertem Lewandowskim.
Kapitan zresztą nie pozostawiał złudzeń: wiadomo – mówił – że jeśli myślisz o awansie na mundial, to musisz się liczyć z tym, że to ty będziesz jechał na mecz jako drużyna, która powinna pokazać się z lepszej strony i zdobyć trzy punkty. I chociaż słowa „faworyt” piłkarze Nawałki starali się unikać, to trudno było myśleć o spotkaniu w Kazachstanie w innych kategoriach. To rywal niewygodny, ale z niższej półki.
W samej Astanie nie było na szczęście upałów. Nie było też czuć, że gospodarze oczekują po swojej drużynie nie wiadomo czego. Kazachowie liczyli na ciekawy mecz i sporo emocji. Ekscytowali się także tym, że do ich kraju przyjechali piłkarze doskonale znani w Europie, bo takimi są przecież Robert Lewandowski, Grzegorz Krychowiak czy Arkadiusz Milik.
Polacy w Astanie nie zagrali, niestety, jak klasowy zespół. Bo choć wydają się takim, to zachowali się bardzo źle. Mając mecz pod kontrolą, stracili prowadzenie i bardzo cenne punkty. Trener Nawałka przyznał, że to kubeł zimnej wody na głowy piłkarzy. Oby pomógł im on wrócić na właściwe tory już podczas październikowych meczów z Danią i Armenią.
Mariusz Jankowski |