Żywioł zabrał wszystko. W obliczu takiej tragedii budzą się jednak pokłady dobra w ludziach, którym los poszkodowanych nie jest obojętny.
fot. ks. DanielZalicza się do nich ks. Daniel, wikariusz parafii św. Marka Ewangelisty na Targówku w Warszawie. Pod wpływem impulsu w piątek 20 września, kilka dni po opadnięciu fali powodziowej, wsiadł w samochód i pojechał do Stronia Śląskiego. W jednej z najbardziej poszkodowanych miejscowości w regionie znalazł się po godz. 22. W wyborze tej akurat lokalizacji pomogły mu kontakty z harcerzami. Dzięki nim dowiedział się, że w Stroniu każda para rąk jest na wagę złota. Sam ks. Daniel jest związany z harcerstwem od młodości. Obecnie pełni funkcję kapelana w 80. Warszawskiej Drużynie Wędrowniczek „Ostoja”.
SPOTKANIE Z NIEZNAJOMYM
Pierwszą osobą, którą napotkał na miejscu, był mężczyzna poszkodowany w powodzi. Ten jednak wydawał się zszokowany spotkaniem. – Spytałem, czy nie potrzebuje jakiejś pomocy. Odpowiedział drżącym głosem, że potrzebuje jednego kartridża gazowego, bo już mu się kończy ostatni, a chciałby się napić ciepłej herbaty – wspomina ks. Daniel.
Noc przespał w samochodzie. – Obudziły mnie dzwony kościelne. Poszedłem na Mszę Świętą i potem, po rozmowie z tamtejszym księdzem, który był zajęty koordynowaniem różnych działań pomocowych, udałem się do szkoły. Tam był magazyn jedzenia i sprzętu – relacjonuje. W szkole został poproszony o pójście do jednego z zalanych domów wielorodzinnych, gdzie przez cały dzień wywoził szlam i gruz.
Choć z zewnątrz dom nie wydawał się zniszczony, to w środku był ruiną. Podłogi zostały przeorane przez wodę, wylewającą się także z kanalizacji. Wszystkie meble i sprzęty gospodarstwa domowego, których nie porwała fala, były pomazane popowodziową breją.
– Budynki zburzone, wszędzie gruz, z dróg zerwany asfalt, zerwane chodniki, na mostach nie było barierek, słupy były powyginane jak kawałki drutu, wielkie drzewa porozrzucane jak zapałki, zbrojony beton pozginany jak kartki papieru – ks. Daniel z przejęciem opowiada o zniszczeniach, jakie fala powodziowa spowodowała w okolicy. Skutki powodzi było widać wszędzie, a ich skala robiła wielkie wrażenie. Niektóre miejsca przypominały krajobraz powojenny, jak na zdjęciach z Ukrainy, Strefy Gazy czy Libanu.
WSPARCIE OD ZARAZ
Na emocje nie było jednak czasu. Trzeba było działać. W Stroniu w sobotę 21 września było już sporo osób zaangażowanych w pomoc. – Pojawiło się bardzo dużo inicjatyw oddolnych. Panowała dobra atmosfera, dużo życzliwości, otwartości, wdzięczności za ludzi, którzy przyjeżdżali z całej Polski. Z tego co mówili miejscowi, najwięcej ludzi przyjechało z Warszawy i znad morza – zauważa ks. Daniel.
Widać było też przedstawicieli wojska, głównie Wojsk Obrony Terytorialnej. – Ludzie byli im wdzięczni. Po drodze widać było kolumny jelczów, które zmierzały w stronę zalanych terenów – mówi ks. Daniel.
Liczyła się każda godzina. Istnieje bowiem potrzeba pilnych remontów i uporządkowania sytuacji przed zimą. A ta na terenach górskich pojawi się niedługo.
WIELE DOBREGO
Ksiądz Daniel, tym razem już z grupą warszawskich harcerzy pojawił się na zalanych terenach jeszcze raz. Celem podróży było Żelazno, miejscowość nieopodal Stronia, która również została dotknięta powodzią. Harcerze z Pogotowia Harcerek i Harcerzy ZHR pomagali wraz z nim oczyszczać teren, a także porządkować zalane posesje. Ksiądz z jedną siedmioosobową grupą pracował na terenie zalanej szklarni. Wolontariusze nocowali na plebanii, gdzie nocleg znalazło prawie pięćdziesiąt osób.
Na tym jednak nie koniec. Dzięki zbiórce przeprowadzonej w Warszawie przez parafialne koło Caritas udało się do Żelazna zawieźć rzeczy potrzebne w pracach porządkowych i remontowych. Zbiórka trwała od września do 2 października. Zgromadzono myjki ciśnieniowe, farby, tynki, kleje itp. Okazało się, że wspólnie można zrobić wiele dobrego.
– Jeśli raz tam pojedziesz, porozmawiasz z tymi ludźmi, to potem cały czas myślisz o tym, kiedy możesz tam wrócić, jak jeszcze możesz pomóc – puentuje ks. Daniel.